Rozdział 15

3.2K 77 2
                                    

Vincent

Trzymałem Ninę za rękę i zerkałem na nią od czasu do czasu, zastanawiając się dlaczego była taka posępna.

Miałem tylko nadzieję, że to nie przez to, że obudziliśmy się razem na kanapie. Mimo wszystko bliższe prawdzie, wydawało mi się prawdopodobieństwo, że bała się rozmowy z Melisą.

W końcu wracanie do tego horroru, nie mogło być niczym przyjemnym i komfortowym. Zapewne wolałaby spędzić również dzisiejszy dzień na oglądaniu bajek, ale nie chciałem zostawiać jej znów przed telewizorem, zwłaszcza, że miałem kilka ważnych załatwień.

Zapukałem do drzwi, a w oczekiwaniu na pozwolenie, by wejść, spojrzałem na zaspaną Ninę.

Wyraźnie była niewyspana, a oczka kleiły jej się tak bardzo, że byłem niemal pewny, że jak po nią wrócę, będzie spała.

- Chodźcie, chodźcie. - Otworzyła nam uśmiechnięta Melisa.

Zaraz przywitała się z Niną i poprosiła ją, żeby usiadła sobie w drugim pomieszczeniu.

- Dużo masz spraw?

- Muszę porozmawiać z nauczycielami, którym zgłaszała swój problem i ogłosić, że szukam nowego Tatusia. - Westchnąłem ciężko.

Już się bałem, jacy kandydaci postanowią aplikować na to stanowisko.

- A... nie myślałeś, żeby zostać jej opiekunem już na stałe?

- Ja? - Nie kryłem zdziwienia.

- No wiesz... Znasz zasady, z tego co się orientuję to nie masz małej pod opieką... Przede wszystkim umiałbyś się nią należycie zająć i wiedziałbyś jak z nią postępować, po tym co przeszła. - Zaczęła się tłumaczyć, aż w końcu zapanowała niezręczna cisza.

Nie byłem pewien, czy... byłem gotowy, żeby angażować się związek. Wiedziałem, że nie potrafiłbym jej Tatusiować bez uczuć i... To chyba nie był dobry pomysł. Niby potrafiłem już racjonalnie patrzeć na związki bez myślenia, że kobiety są złe, ale bałem się, że będę przewrażliwiony... że sytuacja się powtórzy. Albo, że mogłaby pojawić się u niej myśl, że będzie traktowana w sposób szczególny, bo była moją córeczką... albo dlatego, że została skrzywdzona.

Nie. Nie czułem się gotowy, żeby znów mieć kogoś pod opieką. Poza tym... nie sądziłem, żeby ona chciała mnie na swojego opiekuna.

- Postaram się być za jakieś góra trzy godziny - rzuciłem, po czym wyszedłem z gabinetu Melisy, nie odpowiadając na jej pytanie.

***
Kiedy w moim gabinecie byli już wszyscy, postanowiłem wreszcie zacząć, mierząc wzrokiem po kolei wszystkich czterech profesorów.

- Czy na wstępie chcielibyście mnie o czymś poinformować? - Zacząłem stukać palcami o blat.

Byłem wściekły i cisnęły mi się na usta takie słowa, jakich nie powinienem używać... a ledwie się przed tym powstrzymywałem.

- O co chodzi? - Profesor Fivis o krótko ostrzyżonych, ciemnych włosach, nie wytrzymała jako pierwsza.

- Wczoraj otrzymałem informację, że zgłaszała się do was jedna z naszych podopiecznych. Zgłosiła ona problem ze swoim opiekunem. To prawda?

- Tak - odpowiedzieli niemal jednogłośnie.

- Wiecie co z nią? Wszystko u niej w porządku? - Nie mogłem się powstrzymać.

- Przeprowadziłem długą rozmowę z jej opiekunem. - Wyprostował się Gricht. - Sprawa jest wyjaśniona, a dziewczyna z tego co zrozumiałem, chciała po prostu mu zaszkodzić z zemsty.

Inni zaczęli mu potakiwać.

- Nie skarżyła się drugi raz...

- To świetnie. - Uśmiechnąłem się sztucznie. - Bo wczoraj, podczas targów, w akcie desperacji próbowała uciec!

Wszyscy zebrani w gabinecie spięli się. Szybko przekonali się, że wbrew temu co sądzili, sprawa wcale nie była załatwiona.

- Nie wiedzieliśmy. Gdyby zgłosiła...

- Mieliście obowiązek do cholery upewnić się, że jest już dobrze! Co powtarzam na każdym spotkaniu?! Little ma się czuć dobrze w relacji, a Tatuś nie może nadużywać swojej władzy! W gruncie rzeczy to little ją ma! To ona wyznacza granice, których opiekun pod żadnym pozorem nie może przekroczyć! - Zaakcentowałem ostatnie słowa. - Trzeba być gamoniem, żeby jedynie pogadać z opiekunem, który mógł mścić się za skargę, co robił, bez zapytania małej, czy pojawiła się poprawa. O tym, że takie sytuacje, powinny być zgłoszone, już nie wspomnę. - Machnąłem ręką z lekceważeniem. - Jestem bardzo rozczarowany i niestety, w takich okolicznościach, nasze drogi muszą się rozejść - oznajmiłem, podpisując kolejno zwolnienia.

Nie zamierzałem kontynuować współpracy z ludźmi, którzy w zasadzie nie zrobili nic, aby pomóc Ninie.

- Zwalniasz nas? Przecież nikt z nas, nic nie zrobił tej małej? - Oburzyła się profesor Ovens, szarpiąc nerwowo koralik w swojej bransoletce.

- Właśnie o to chodzi. Nikt z was, nie upewnił się, że małej już nic nie grozi. Przez co dalej tkwiła w horrorze, któru zgotował jej opiekun, mając nadzieję, że ucieknie podczas targów. Nie zastosowaliście się do zasad, wałkowanych milion razy...

- To dlaczego sam jej nie uratowałeś?!

- Mnie nikt nie zgłosił tego problemu, ale kiedy się dowiedziałem, podjąłem stosowne kroki - odparłem najspokojniej jak potrafiłem, gdy oni niemal trzęsli się z wściekłości. - Życzę powodzenia w dalszej karierze. - Wręczyłem im dokumenty, a kiedy wreszcie zostałem sam, zabrałem się za pisanie ogłoszenia, że poszukuję Tatusia dla little.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz