Rozdział 26

3.6K 104 7
                                    

Nina

Na samą myśl o powrocie do nauki... czułam się nieswojo, ale wiedziałam, że Vincent nie miał zamiaru pozwolić mi na dalsze unikanie nauki. Zwłaszcza, że musiał on wrócić do pracy.

Trochę się bałam, jak będą traktowali mnie nauczyciele, czy uczniowie.

Moje nogi trzęsły się, gdy szłam do sali.

Na mój widok od razu podeszły do mnie Viki i Ashley. Na ich twarzach malowało się niedowierzanie, ale zaraz uściskały mnie mocno.

- Jeny! Martwiłyśmy się, czy ci się udało.

- Nie udało się, ale zyskałam nowgo Tatusia - oznajmiłam, na co już chciały zadać mi więcej pytań, ale musiałyśmy już iść do sali na zajęcia.

- Opowiadaj jak to było? - Szturchnęła mnie Viki, gdy tylko usiedliśmy do ławek.

Spojrzałam na profesora, który jeszcze wszystko rozkładał, więc zaczęłam opowiadać zwięźle, że zostałam złapana przez samego dyrektora, ale wbrew temu, czego się tak bardzo bałam, jako jedyny zareagował tak jak powinni zareagować inni profesorzy, którym zgłaszałam problem.

- Co? Twoim opiekunem został dyrektor?! - powiedziała nagle dość głośno Ashley.

Zwróciło to uwagę większej ilości osób niż chciałam... zwłaszcza prowadzącego zajęcia.

- Nina! - powiedział zdenerwowany. - Jesteś na pierwszych zajęciach po dłuższej nieobecności i zaczynasz od takiego zachowania? Wszystkie trzy! Do dyrektora! - Wskazał na nas, a potem na drzwi.

- Przepraszam, panie profesorze. To się nie powtórzy - powiedziałam z nadzieją, że zrezygnuje z wysłania mnie do mojego opiekuna.

- Mam nadzieję, a teraz do dyrektora! - powtórzył nieugięcie, na co niechętnie podniosłyśmy się, żeby udać się we wskazane miejsce.

Wiedziałam, że będzie mną rozczarowany, zwłaszcza, że to był mój pierwszy dzień w szkole po długiej nieobecności.

Do drzwi zapukała Ashley, a następnie otworzyła drzwi i wszystkie weszłyśmy do środka.

Vincent odłożył pióro i zmarszczył brwi, widząc wśród nich właśnie mnie.

- Słucham. - Oparł się wygodnie, patrząc na nas po kolei.

- Gadałyśmy - wymamrotała cicho Viki.

- Przepraszamy - dodałyśmy niemal jednocześnie.

- Pominę to, że w taki sposób okazujecie brak szacunku nauczycielom. Chodzicie na zajęcia, żeby się czegoś dowiedzieć. Mało macie przerw, podczas których możecie rozmawiać i razem się bawić?

Wszystkie stałyśmy ze spuszczoną głową, wystraszone, bo wiedziałyśmy, że nie skończy się na słownym pouczeniu.

- Zostaniecie ukarane. Zgodnie z regulaminem. Po dziesięć klapsów - oznajmił, po czym podniósł się i podszedł do szuflady, z której wydobył skórzane paddle.

Ciężko przełknęłam ślinę, po czym wymieniłam z dziewczynami przestraszone spojrzenia.

Co prawda to było mniej niż zwykle za gadanie, ale jednak... i dziesięć było dla mnie sporą liczbą.

- Dwie staną pod ścianą, a jedna ma się pochylić - oznajmił, a że żadna się nie wyrywała, Vincent wskazał na mnie i kazał podejść.

- Przepraszam, Tatusiu - wymamrotałam, ale on powiedział tylko, że pogadamy o tym w domu i kazał mi się pochylić.

Zrobiłam to bardzo niechętnie, bo cholernie się bałam, a kiedy podciągnął moją spódniczkę już w ogóle miałam ochotę rozpłakać się i uciec.

Vincent chyba to wyczuł, więc jedną ręką objął mnie w pasie i zaczął wymierzać klapsy, które nie były jakoś przesadnie mocne. Jednak sam fakt, że tego świadkiem były moje koleżanki i... w ogóle... sprawiały, że czułam się okropnie.

Zwłaszcza, że z każdym uderzeniem ból był coraz gorszy, więc mimowolnie chciałam osłonić pośladki przed kolejnymi klapsami, ale Vincent złapał moje dłonie i dokończył karę.

Po wszystkim pomógł mi się wyprostować, a ja wymamrotałam przeprosiny i chciałam już stamtąd iść.

Vincent zmierzył mnie wzrokiem, ale z opanowaniem kazał mi wymienić się miejscem z następną dziewczyną.

To było takie zawstydzające i... to patrzenie jak dawał karę reszcie dziewczyn.

Jak bez cienia emocji przechyla je tak jak mnie i wymierza im klapsy.

Choć z drugiej strony czułam ulgę, że ja miałam już to za sobą i nie musiałam czekać aż nadejdzie moja kolej.

Kiedy było po wszystkim, Vincent wyraził nadzieję, że nie wrócimy tu już ponownie z powodu przeszkadzania na zajęciach, a zaraz potem kazał wracać nam na lekcje.

***
Strasznie bałam się powrotu do domu i tego, co powie Vincent.

Wiedziałam, że był mną rozczarowany, ale miałam nadzieję, że nie da mi kary jeszcze raz.

- Mamy do pogadania, mała - rzucił od razu, gdy tylko weszliśmy do mieszkania.

- Przepraszam, Tatusiu - powiedziałam płaczliwie.

Nie chciałam znów dostać klapsów. Nadal czułam się upokorzona tym, że dostałyśmy karę, patrząc na to nawzajem.

- Zawiodłem się. Pierwszy dzień i od razu trafiłaś do mnie na dywanik. Taki dajesz przykład innym little? - Założył ręce.

- Ashley i Viki martwiły się o mnie. Chciały wiedzieć, co ze mną - zaczęłam się tłumaczyć.

- Niestety to was nie usprawiedliwia. Jedynie łagodzi wymiar kary. Wiecie doskonale, że nie można przeszkadzać i co za to grozi. Nie mogę robić wyjątków. Nie będę ukrywał, że oczekuję nienagannego zachowania...

- Miałam nie reagować na ich pytania?

- Zapominasz się.

- Przepraszam, Tato - powiedziałam skruszona, na co westchnął.

- Nie życzę sobie, żeby musiało dochodzić do takich sytuacji ponownie. Nic dziwnego, że miewacie problemy z zaliczeniem egzaminów, gdy zamiast słuchać gadacie jak przekupki.

- To się nie powtórzy.

- Ja myślę... - mruknął. - A teraz już się nie dąsaj i chodź przytulić się do Tatusia, jeśli chcesz. - Zaproponował, rozkładając ręce, a ja po chwili zawahania poszłam to zrobić. - Bardzo boli pupka? - Podniósł mnie, a ja zawstydzona schowałam twarz w jego szyję. - Mała wstydnisia?

- Dałeś mi karę przy dziewczynach...

- Tak. Może nie powinienem, ale doszedłem do wniosku, że to sprawi, że naprawdę pomyślicie trzy razy, zanim znów złamiecie zasady i do mnie wrócicie na karę. Zjesz zupki? - Zmienił temat.

- Yhym - mruknęłam w odpowiedzi, a zaraz potem jadłam gotowy posiłek, siedząc na kolanach Tatusia.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz