Rozdział 6

3.7K 70 0
                                    

Vincent

Kris ewidentnie postawił sobie za cel, żeby jak najszybciej wyswatać mnie z Dianą. Coraz bardziej widziałem, że chyba zależało mu na tym bardziej, niż rzeczywiście powinno. Oczywiste stało się zatem, że coś było na rzeczy.

Ledwie zdołałem dopić kawę, gdy kazał jej przyjść i siedzieć z nami. Widziałem po niej, że było to ostatnią rzeczą na jaką miała ochotę, a przez to ja sam czułem się źle. W końcu poniekąd, to właśnie przeze mnie, musiała robić to, czego wyraźnie nie chciała.

- To może pójdziemy na spacer? Jest bardzo ładna pogoda...

- Nie chcę iść na spacer - przerwała mu Diana, na którą zaraz spojrzał z gniewem.

- Dlaczego nie chcesz? - zapytałem spokojnie, chcąc zapobiec wybuchowi złości Krisa.

- Zapominasz chyba kto tu decyduje...- wysyczał mimo to mężczyzna, ukazując z każdą chwilą coraz bardziej twarz, której dotychczas nie miałem okazji oglądać. - Zbieraj się. Skoro powiedziałem, że jest ładnie i idziemy na spacer, to znaczy, że idziemy na spacer - rzucił, by zaraz ruszyć w kierunku pokoju, gdzie położył swoją córeczkę.

Diana niechętnie zeskoczyła z krzesła, aby zaraz potem ruszyć w kierunku schodów. Z jednej strony czułem, że powinienem był ją zatrzymać, ale z drugiej, może tylko chciała się przebrać przed wyjściem.

Siedziałem zatem dalej przy stole, czując się już kompletnie niezręcznie, dopóki Kris nie wrócił.

***
Kris mówił coś o kolejnej filii swojej firmy, gdy ja szedłem wpatrzony w chodnik zerkając na Dianę, która szła obok mnie i co chwilę spoglądała na Ashley.

Zapewne chciały sobie porozmawiać, pobawić się jakoś, żeby zająć czas, ale żadna z nich nie miała odwagi, żeby zostać nieco w tyle, żeby nie narazić się Krisowi.

- Tatusiu, nogi mnie już bolą. Chcę do domu - jęknęła nagle, Ashley.

- To co? Wracamy? - zapytałem, spoglądając na kolegę.

- Wy jak chcecie możecie iść dalej. Jeszcze kawałek i dojdziecie na plac zabaw, gdzie Diana bardzo chciała pójść. A my pójdziemy już do domu i zaczniemy przygotowywać kolację - rzucił, więc się zgodziłem.

Uznałem, że to będzie dobra okazja, żeby szczerze pogadać z Dianą.

Kiedy tylko Kris się oddalił, spojrzałem znów na dziewczynkę, która włożyła ręce w kieszenie i patrzyła pod nogi, z kwaśną miną.

- Chcę, żebyś była ze mną szczera i uwierzyła mi, że nie będę rozmawiał o tym co mi powiesz z Krisem. A jeśli będziesz potrzebowała pomocy, dołożę wszelkich starań, żeby ci pomóc - powiedziałem, na co spojrzała na mnie z nieufnością.

Liczyłem, że się otworzy, ale ona wciąż milczała.

Bezradny szedłem zatem z nią w ciszy, aż w końcu po jakimś kilometrze dotarliśmy na plac zabaw.
Diana nie pytając mnie o zgodę ani nie czekając aż wejdziemy na jej teren, ruszyła biegiem w kierunku huśtawki, co niezwykle mnie zaskoczyło.

Normalnie przywołałbym do siebie little i dał jej burę za takie zachowanie, ale w gruncie rzeczy... nie była moją little, a zatem nie miałem pewności, czy miałem do tego prawo. Choć w pewnym sensie była pod moją opieką.
Mimo to odpuściłem.

Usiadłem na ławce, patrząc jak Diana bawiła się i coraz bardziej tęskniłem za pracą. Co było dla mnie jakimś absurdem! Miałem odpocząć, a tymczasem, czułem się gorzej niż przed urlopem.

W pewnym momencie poczułem, że ktoś usiadł obok mnie, więc niepewnie spojrzałem na Dianę, której ciemne oczka, spoglądały na mnie niepewnie.

- Naprawdę mu nie powiesz?

- Naprawdę. - Uśmiechnąłem się lekko.

- Kris był moim Tatusiem - oznajmiła nagle, na co kompletnie mnie zamurowało. - Co prawda zgodziłam się na to, by mieć siostrzyczkę, ale bardzo szybko to ona stała się jego oczkiem w głowie. Dbał o nią lepiej ode mnie, więc w końcu zaczęłam szukać innego Tatusia. Poznałam na stronie internetowej Marka. Spotkaliśmy się killa razy i czułam się przy nim świetnie, aż w końcu oznajmiłam Krisowi, że chcę odejść do innego Tatusia. Wtedy... coś jakby w niego wstąpiło. Powiedział, że znajdzie mi innego Tatusia, skoro mi się nie podoba. Nie pozwalał wychodzić mi z domu, aż w końcu powiedział, że przyjedziesz mnie zabrać.

- Dlaczego nigdzie tego nie zgłosiłaś? Przecież nie miał do tego żadnego prawa!

- No wiem... - jęknęła. - Ale trochę się bałam... że... mnie wyśmieją.

- Diana, tu chodzi o twoje bezpieczeństwo. Nikt nie ma prawa cię przetrzymywać u siebie w domu, ani tym bardziej ,,oddawać" innemu Tatusiowi. Proszę, obiecaj mi, że jeśli coś będzie się działo następnym razem, a mam nadzieję, że nie, to zgłosisz to.

- Pomożesz mi?

- No pewnie - powiedziałem, ciesząc się, że zdecydowała się mi zaufać.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz