Rozdział 31

2K 71 4
                                    

P.o.v. Nina

Moje serce dawno nie biło tak szybko. Momentalnie ilość tlenu w pomieszczeniu stała się dla mnie niewystarczalna.

Zastanawiałam się nad tym, jak mogłam go nie poznać! Skupiłam się z całej siły, próbując się jeszcze przekonać, że to wcale nie był on... Nawet nie wiedziałam dlaczego. Może bałam się jego reakcji, albo przerażała mnie myśl, że znów na niego trafiłam...

Nawet nie wiedziałam, że wyszedł z więzienia. Po zmianie tożsamości, po tym jak odcięłam się od rodziny, która zamieniła moje życie w piekło, dowiedziawszy się o tym, co rzekomo zrobił mój ukochany, przestałam się do niego odzywać, a także śledzić proces.

Chciałam zacząć nowe życie. Bez osądów obcych ludzi i pytań.

Zamknęłam oczy, przypominając sobie tamtego Vincenta. Próbowałam w myślach dorobić mu brodę oraz trochę postarzyć go z nadzieją, że przekonam się, że to nie był on.

- Nino? - zapukał do drzwi. - Nie musisz się tym martwić. To jakaś chora pomyłka. Ani nie nazywam się Vincent Terevo, ani nie mieszkam w tamtym mieszkaniu. Ktoś musiał coś pokręcić - rzucił, na co do mojej głowy zaczęły napływać racjonizujące myśli.

Może to faktycznie był tylko dziwny zbieg okoliczności? Może świat próbował mi przypomnieć o przeszłości? Może właśnie Vincent wychodził na wolność?

- Nino?

- Przepraszam. Zrobiło mi się dziwnie niedobrze i bałam się, że zwymiotuję - oznajmiłam cicho, wierząc że to kupi.

- Boli cię brzuszek? Może zrobię ci ciepłej herbatki?

- Bardzo chętnie - powiedziałam i korzystając z tego, że Vincent poszedł nastawić wodę, wzięłam kilka głębokich wdechów, przemyłam twarz wodą i wyszłam z łazienki.

Jakoś mimowolnie zaczęłam mu się przyglądać uważnie, żeby ostatecznie odrzucić tezę, jakoby to miał być TEN Vincent.

- Idź się położyć, już zalewam - mruknął, przelewając ciepły napój do butelki.

Od razy pokierowałam się do sypialni Vincenta. Nawet... nie wiedziałam dlaczego. Ułożyłam się pod kołdrą, wciąż pogrążona w myślach.

Vincent jedynie uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył mnie w łóżku. Położył się nieopodal na boku, a następnie wręczył mi butelkę.

Choć niby zostałam przez niego uspokojona, jakoś nie mogłam przestać myśleć o tym ,,zbiegu okoliczności". Wtedy też przypomniałam sobie o jedynej cesze szczególnej, którą pamiętałam.

Kiedy Vincent był mały, przewrócił się na wycieczce w górach, w czego efekcie dorobił się okazałej blizny na biodrze.

Pozostawał tylko problem, jak zmotywować Vincenta, żeby pokazał biodro.

- Już troszkę lepiej? - zapytał zatroskany.

- Yhym - przytaknęła, gryząc się dalej z myślami.

Jakoś mimowolnie skupiała wzrok na jego biodrze. Mając nadzieję, że nie było tam blizny... blizny świadczącej o tym, że to faktycznie był on. Na samą myśl... ogarniał mnie ogromny wstyd i... tak wiele sprzecznych uczuć.

To wszystko by skomplikowało, bo... ta informacja nie dawałaby mi spokoju. Nie mogłabym żyć w kłamstwie, nie powiedzieć mu, że to byłam ja.

Zamknęłam oczy i mocno wtuliłam głowę w ramię Vincenta, który przygarnął mnie do siebie z całej siły, a potem pocałował w czubek głowy. Wiedział, że coś było nie tak, a mimo to, nie drążył dalej, za co byłam mu niezwykle wdzięczna.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz