Rozdział 21

3K 75 3
                                    

Vincent

Nie mogłem przestać myśleć o zniesmaczonych minach Melisy oraz Niny. Gdyby nie te durne rozmowy, które kazałem umówić już rozmawiałbym z psycholog o tym, co takiego się tam wydarzyło.

Teraz żałowałem, że poniosły mnie emocje i nie wiadomo dlaczego chciałem udowodnić Melisie, że dalej byłem zatwardziałym samotnikiem, gdy w rzeczywistości naprawdę zaangażowałem się w opiekę nad Niną. Zależało mi... zależało mi chyba jak nigdy, żeby nie znienawidziła DDlg. Pasowała idealnie na maluszka i widziałem w gruncie rzeczy, że dawało jej to radość. Tym bardziej nie chciałem czuć się pośrednio winny z powodu jej rezygnacji.

Pierwszy do gabinetu wszedł męzczyzna w średnim wieku. Był po czterdziestce, ale wyglądał dość młodo. Poza tym... wiek nie był najważniejszym czynnikiem. On miał tylko być opiekunem podczas całej obecności Niny na uczelni, a nie od razu zostać jej chłopakiem.

Co prawda wiele little związywało się ze swoimi opiekunami, ale były też takie, które w żadnym stopniu się do niego nie zbliżyły. Dlatego w starszych rocznikach często dochodzi do przeróżnych roszad i zmian.

Ogromne znaczenie, miało dla mnie jednak pojęcie kandydatów. Jak widzieli little?
Czy były dla nich jedynie obiektem seksualnym?
Czy rozumieli ich potrzeby?
Czy w ogóle wiedzieli, że w gruncie rzeczy to little miała władzę? Że to ona wyznaczała nieprzekraczalne granice, których Tatusiowi, nawet w największym wzburzeniu, nie wolno przekroczyć.

Uśmiechał się zadziornie, a przez to nabrałem jakiejś wrogości do niego. Wyglądał dość cwaniaczkowato, a takich ludzi nie lubiłem.

- Jak długo interesuje się pan DDlg?

- Od pieciu lat - odpowiedział bez chwili zawahania.

- Ma pan jakieś doświadczenie?

- Miałem córeczkę, jeśli o to panu chodzi. - Poprawił się na krześle.

- Dlaczego już pan nie ma? - Zacząłem stukać długopisem w zeszyt, w którym robiłem notatki.

Może to było dość osobiste pytanie, ale musiałem wiedzieć wszystko, gdybym miał oddać, którąkolwiek little nowemu w zespole.

- Wie pan jak to jest...

- Nie wiem - warknąłem, bo nie lubiłem jakiegoś kręcenia.

Wolałem konkrety. Zwłaszcza w przypadku takiego pytania.

- Nie chciała DDlg, o jakim ja marzyłem - oznajmił, krzywiąc się z powodu mojej reakcji.

- Może pan rozwinąć?

- Nie chciała nosić pieluszek.

- Rozumiem. - Zanotowałem to. - Dobrze... - Zamyśliłem się.

Jak dotąd nie robił na mnie zbyt dobrego wrażenia. Ciekawe, czy wiedział, że tu little nie musiały nosić pieluszek, a wiele z nich, jeśli się zgadzało to przeważnie tylko na siusianie w nie.

- Przyjmijmy, że przydzielona panu córeczka miała posprzatać na stole, ale potknęła się i wylała wosk z niedawno palącej się świeczki na obrus. Co pan zrobi? Jak ją ukara? - zapytałem, starając się przybrać kamienny wyraz twarzy, aby mu nie podpowiadać w żaden sposób.

- Cóż... - Westchnął, wycierając dłonie o jeansy. - Myślę, że odpowiednie będzie dziesięć klapsów.

- Jak przebiegnie cały proces? - Chciałem, żeby pogrążył się jeszcze bardziej.

- Przełożyłbym ją przez kolano, zdjał jej gacie i kazał odliczać. Myślę, że tyle by wystarczyło...

- To niestety źle pan myśli - oznajmiłem, na co na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie i niezrozumienie. - Zapoznał się pan dokładnie z ramowymi zasadami? - zapytałem, a gdy długo milczał, wiedziałem, że tego nie zrobił. - W naszej placówce, za takie sytuacje, będące wypadkiem, ale nie wynikające z jakiegoś zaniedbania little, tylko dlatego, że się potknęła, wystraszyła lub wydarzyło się coś nie do końca zależnego od niej, little nie otrzymują kary, a nawet jeśli to bardzo rzadko jest nią kara cielesna. Chcemy w ten sposób uniknąć sytuacji, gdy little kończy z czerwonym tyłkiem za stłuczony kłubek, a zaraz potem jej opiekun robiąc to samo, nie ponosi za to żadnej odpowiedzialności. Oczywiście bywają sytuacje bardziej skomplikowane, ale w tym przypadku, little po prostu się potknęła. A za potknięcie nie należy dawać kary. A już na pewno nie dziesięć klapsów.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz