Rozdział 29

2.4K 93 5
                                    

p.o.v. Vincent

Byłem tak bardzo zły, że ledwie trzymałem swoje emocje na wodzy. Po prostu nie dowierzałem w to, co słyszałem.

Zastanawiałem się, czy to nie było jedynie jakimś koszmarem.
Już bałem się sprawdzać ankiety. Na samą myśl o przeglądaniu wyników dostawałem dreszczy.

Wyglądało na to, że żyłem w błogiej nieświadomości.
Miałem tylko nadzieję, że tych, którzy wierzyli w takie bzdury nie było dużo, najlepiej wcale.

Patrzyłem jak Tatusiowie oraz dziewczynki powoli uzupełniali ankiety i wrzucali je do urn.

Czekał mnie niezwykle pracowity czas, ale to nie miało aż takiego znaczenia. Liczyła się jedynie ochrona dziewczynek.

***
Dochodziła dziewiętnasta, gdy od przeglądania ankiet, wyrwał mnie telefon.

Bez patrzenia na ekran odebrałem.

- Tak?

- Przepraszam, że przeszkadzam panie dyrektorze, ale dzwonię ze świetlicy. - W słuchawce rozległ się czyjś niepewny głos. - Od godziny Nina siedzi ze mną sama w sali i... boi się, że pan o niej zapomniał.

Spojrzałem na zegarek i zaraz poderwałem się z krzesła.

- Nie zapomniałem o niej. Zatrzymały mnie obowiązki. - W zasadzie nie skłamałem. - Za moment będę - powiedziałem i rozłączyłem się, żeby jak najszybciej pójść po Ninę.

Kompletnie straciłem poczucie czasu, przy przeglądaniu tych wszystkich kart. W ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że było już aż tak późno.

Na szczęście chwilę później byłem już na miejscu.

- Przepraszam najmocniej, że nie dałem znać, że się spóźnię - zacząłem od razu.

- Nic nie szkodzi, panie dyrektorze - odparł profesor Rither, ale doskonale wiedziałem, że to były pozory. Był zły, że tyle musiał czekać.

- Zamknę salę. Ninka? Płaczesz? - powiedziałem zdziwiony i od razu podszedłem do ławki, w której siedziała.

Tymczasem profesor zdążył wyjść.

Kiedy tylko podszedłem, zaczęła prędko wycierać policzki rękami, jakby chciała to przede mną ukryć.

- Skarbie - ukucnąłem koło niej. - Naprawdę myślałaś, że Tatuś zapomniał i cię nie odbierze? - zaśmiałem się, odgarniając jej włoski z czoła.

Z jednej strony było to urocze, z drugiej nie lubiłem, gdy się bała

Nic nie mówiła, tylko po pewnym czasie zasłoniła twarz dłońmi i dalej płakała.

- Maleńka, no coś ty? - Odsunąłem ławkę i ostrożnie podniosłem ją z krześła, a ona wtuliła się we mnie mocno, niczym mała małpeczka.

- Ninka? Kwiatuszku? - Złożyłem pocałunek na czubku jej głowy.

Łamało mi się serce, gdy tak wypłakiwała mi się w szyję.

- Przecież nigdy bym cię nie zostawił. - Schyliłem się po jej plecak, a potem ruszyłem w kierunku wyjścia.

Zgasiłem światło, zamknąłem salę, odniosłem klucz, a to wszystko z płaczącą Niną, wtuloną w moje ramię.

Dopiero, gdy dotarliśmy do mieszkania, zaczęła szlochać ciszej.

- Już dobrze, Nino. Jesteśmy w domu - mruknąłem, sadzając ją na krześle w kuchni.

Prędko odgrzałem jedzenie, bo domyślałem się, że mogła być marudna z głodu, a z racji późnej godziny zaraz potem chciałem ją położyć spać.

Moja zgubaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz