W przepaść dolin spływa obumarły rumieniec —
księżyc na oślep pluje wiatrem, popielaty;
z półcieni cielistych omdlałe składa światy,
napawa zagwozdką powiek senne kieszenie.Ścieżka wąska, kręta we własnej ginie ciszy,
a upiór bezimienny we własny wpada czar;
namiastką wiatr wnet milknie u podnóża sowich szlar
i pomrukują łkaniem gdzieś nieśmiałe cisy.Gdzieś w ciszach śniąca hebanowe sny aurora
jedynie uśmiechem całuje sierpy wrzosu;
nader nie chce tracić gwiazd spośród rzęs swych oczu —
wysnuć się spod liści paproci nie jest skora.*
₀₃ ᵢ ₂₀₂₂