Gdy rozpościera się w cienistym zaciszu
myśl w strony świata bezstronne, niepoznane,
ekliptyka samochcąc cofa się w wichur
lata młode i tą młodością pijane...Staję się kwiatem morskiej piany indygo,
co wzrósł, by topić Luny purpurowy żal
i nie wiedziony niczym poza intrygą,
pielęgnował nie swoje i nie swego chciał.Bez korzeni i głębin, tylko źródlana krew
z dna melancholii się wulgarnie wylewa,
a słońce w malignie skrzydła przybiera mew,
gdy niknę w bezsłownym czarostwie stworzenia.Muralami do tafli przedświtów krzyczę;
to nie świtem brzmi dal — to nie świt, a znicze!...*
₂₄ ₁ ₂₀₂₂