SARA POV:
Gdy schodziłam po schodach, usłyszałam głosy. Matki, ojca i nieznany mi głos jakiegoś mężczyzny. Zatrzymałam się w półkroku, słysząc moje imię, które wymówił mężczyzna. Postanowiłam wyjrzeć zza rogu, ciekawa kim jest nieznajomy. Gdy tylko wyjrzałam, zauważyłam chłopaka, który miał około 20 lat.
- Dzień Dobry-powiedziałam z wymuszonym uśmiechem na twarzy.
- Dzień Dobry Saro-odpowiedział chłopak, uśmiechając się do mnie sympatycznie
Odwrócił głowę z powrotem w stronę moich rodziców, którzy byli prawie nieprzytomni.
- Biorę ją. Ile za nią chcecie? - spytał, zmieniając swój ton na oschły.
Wybałuszyłam oczy, nie wierząc w to, co słyszę.Czy ja się przesłyszałam, czy on spytał o cenę? Chyba sobie żartuje, nie jestem jakąś rzeczą, która można kupić.
- 25 tysięcy.- odpowiedział mu mój ojciec, a mnie zemdliło.
- Dam wam 30 tysięcy. Pod warunkiem, że nie będziecie prosić mnie o spotkanie z tą suką. - powiedział to, wskazując brodą na mnie.Jakim prawem ten typ wkracza do naszego domu i mnie wyzywa? Czemu rodzice nic nie mówią? Chociaż nie dziwi mnie to, przecież sami traktują mnie jak śmiecia.
-Umowa stoi. Nawet nie mieliśmy zamiarów odwiedzać tej szmaty-powiedziała moja bardzo kochaniutka mamusia, która w tym momencie miałam ochotę strzelić w twarz.
Poczułam łzy wzbierające się pod powiekami, ale nie chciałam pokazać, że jestem słaba.
-Saro, idź, się spakuj! - krzyknął na mnie mężczyzna.- Kim ty jesteś, żeby na mnie krzyczeć i wyzywać? Nigdzie się nie wybieram, nie jestem rzeczą, by moc mnie kupić.
Mój ojciec podszedł do mnie i uderzył mnie w twarz. Złapałam się za palący policzek. Zdarzyło mu się mnie uderzyć, ale nie przy kimś.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam biegiem w stronę schodów. Po chwili wybuchnęłam płaczem, nie obchodziło mnie już to czy ktoś mnie słyszał. Weszłam do swojego pokoju i zaczęłam się pakować, mimo że nie chciałam. Dusiłam się łzami, a w mojej głowie, krążyło tylko jedno pytanie. Czemu i komu oni mnie sprzedali?!
Spakowałam moje wszystkie rzeczy i wyszłam z pokoju, rozglądając się po nim ostatni raz i zapamiętując go. Skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych i stałam tam, aż chłopakowi zechce się do mnie podejść, żebyśmy wyszli z tego cholernego domu. Tupałam niecierpliwie noga co jakiś czas, wycierając rękawem łzy.Po 10 minutach wyłonił się zza rogu on. Chwycił mnie mocno za ramię, otworzył drzwi i wypchnął mnie za nie.
Skierowaliśmy się do czarnego Mercedesa. Otworzył mi drzwi od strony pasażera i wepchnął mnie do środka. Po chwili otworzyły się drzwi od strony kierowcy i do środka wszedł on.Po długiej przerwie postanowiłam zadać mu pytanie, bałam się, że go zdenerwuję, ale zaryzykowałam.
- Jak masz na imię?
Gdy zobaczyłam, jak się denerwuje, szybko dodałam.
-Nie musisz mi odpowiadać...
- Jestem Louis, ale masz na mnie mówić mój panie -syknął przez zęby.
- Tak Lu.. Mój panie-poprawiłam się i spuściłam głowę w dół.Czemu jest taki niemiły? Przecież nic mu nie zrobiłam. Mój Panie? Chyba sobie ze mnie kpi. Boje się wiec nie mam wyboru, muszę mu się podporządkować. Oparłam głowę o szybę i w mgnieniu oka, zasnęłam.