LOUIS POV:
Chodziłem w kółko czekając,aż Niall zejdzie i opowie mi o wszystkim. Martwiłem się o Sarę, była zdruzgotana. Chciałem wejść tam na górę , przytulić ją mocno i powiedzieć, że będzie dobrze.
Siadałem na kanapie, ale po chwili wstawałem i znów krążyłem w koło. Chodziłem może tak z pół godziny, gdy na skraju schodów pojawił się blondyn.
- Co z nią? - rzuciłem z troską w głosie.
- Jest roztrzęsiona, niech pobędzie trochę sama przez jakiś czas. - odpowiedział chłopak, po czym ciężko usiadł na kanapie. Jego oczy były szkliste, tak jakby miał się zaraz rozpłakać.
- Wiedziałeś, że Sara miała rodzeństwo? - spytał po dłuższej chwili ciszy.
- Nie... - spojrzałem na blondyna - Nic nie wiedziałem o niej, ani jej rodzicach.
- Powiedziała mi, że miała dwójkę rodzeństwa... - mówił z wielkim trudem - oby dwoje zmarli na raka...
Wstrzymałem oddech.
-C-co?
- Dlatego tak zareagowała.
Nie mogłem w to uwierzyć.
- Boże to straszne ... pójdę może sprawdzić co u niej...
- Zostaw ją, śpi - chwycił mnie za nadgarstki.
Kiwnąłem tylko głową.
-To cudowna dziewczyna, wyjątkowa, bardzo uczuciowa i dużo przeszła w życiu.
Kiwnąłem potwierdzająco głową, nie spuszczając wzroku z moich stóp.
- Jest bardzo kochana. - rzucił blondyn
- Nawet nie wiesz jak bardzo...
SARA POV:
Obudziło mnie szturchanie w ramię. Otworzyłam oczy i ujrzałam Louisa ze smutkiem wymalowanym na twarzy. Od razu zrozumiałam, że Niall musiał mu powiedzieć.
- Wiesz już?- spytałam ledwo słyszalnie.
Kiwnął głową, po czym mocno przytulił do swojej klatki piersiowej.
- Jak się czujesz? - zapytał wsadzając swoją twarz w moje brązowe włosy.
- Dobrze - uśmiechnęłam się, gdy usta Louisa dotknęły mojej szyi.
Po chwili odsunął się i cmoknął mnie w usta.
- Śniadanie czeka - dobiegł mnie z dołu znajomy głos.
Wytrzeszczyłam oczy i uśmiechnęłam się od ucha do ucha, po czym zrzuciłam z siebie kołdrę i wybiegłam z pokoju. Mało co się nie przewróciłam zbiegając ze schodów. Mina Lou bezcenna.
- Nii!! - pisnęłam i rzuciłam się chłopakowi na szyje.
- Cześć księżniczko - pocałował mnie w czoło i bardzo mocno przytulił.
Odsuneliśmy się po chwili od sibie uśmiechając się jak kretyni.
- Co ty tutaj robisz? - ciekawość zwyciężyła.
Wydął usta.
- Nie cieszysz się, że mnie widzisz.
Wywróciłam oczami i dałam mu kuksańca w bok.
- Oczywiście, że ciesze.
- Louis zaproponował, żebym został, było już późno i zlitował się nademną.
Silna para ramion owinęła się wokół mojej talii i podniosła do góry, a ja wydałam z sibie śmieszny pisk. Lou posadził mnie na krześle i wręczył mi talerz, z naleśnikami.
- Oooo wiedziałeś, że je lubię dziękuje . - nachyliłam się i cmoknęłam bruneta w policzek.
- A kto je zrobił?! Na to już nie wpadłaś.
Wywróciłam ze śmiechem oczami.
- Dziękuje Ni. Proszę. - nachyliłam się kolejny raz i także cmoknełam go policzek.
No naprawdę bardzo fajni mężczyźni.
A najbardziej Niall. Jest bardzo kochany, wspierający i bardzo go lubię.
Spojrzałam na Louisa i ujrzałam zwykłego nastolatka, jedzącego zwyczajne śniadanie.
Już nie wyglądał tak jak, gdy przyszedł po mnie do domu ''rodziców''.
Gdy coraz dłużej się w niego wpatrywałam, tym bardziej nie mogłam uwierzyć, że w głębi duszy jest bez uczuciowym gnojkiem, który ma mnie tu tylko dla swoich korzyści. To prawda jest dla mnie miły, ale do kiedy? Do kiedy będzie miał na sobie maskę miłego chłopca?
-----------------------------------------------
Długo wyczekiwany rozdział, bardzo krótki, ale zawsze coś. Podobało się? Daj gwiaz