17. The Land of The North, pt.4

65 10 2
                                    

The Land of The North, pt.4




Hongjoong słabł i Yeosang czuł się temu wszystkiemu winny.

To on wpędził go w to bagno, on nie był w stanie go ochronić, on był powodem jego nieszczęść.

- Przepraszam, Joongie. Wytrzymaj jeszcze trochę... - wymamrotał wprost w jego kudłate, pozlepiane śniegiem oraz krwią futro, składając czuły pocałunek na jego karku, cichy, słaby pomruk odpowiedział mu, dając odrobinę nadziei.

Hongjoong był silny, musiał przetrwać.

- Tam jest! Za nim, psia mać, za nim! – wiatr niósł echo, pogłos donośnego, zdenerwowanego basu, niczym ryk niedźwiedzia goniącego roztrzęsioną dwójkę.

Yeosang przyspieszył, starał się biec co sił w nogach, lecz ilość śniegu mu to uniemożliwiała, spowalniając go okropnie. Jedyny plus był taki, iż zbiry za nim, trudziły się równie wielce co on.

Nagle Hongjoong zacharczał, jego oddech krótki i przerywany, trzeszczący w gardle, jakby nie był w stanie złapać powietrza.

Yeosang spanikował, jego wzrok spoczął na duszącym się wilku, łzy po raz kolejny napłynęły do oczu.

- Nie, nie, nie... Joongie, proszę cię... - Yeosang wymamrotał, jego podbródek zadrżał i wtedy noga utknęła w nieco bardziej mokrej zaspie, blokując jego kroki i posyłając go prosto w śnieg, przyczyniając się do upuszczenia rannego Hongjoonga.

Nim zdążył wyrwać kończynę z zimowej pułapki, Zigfrid i Jaróz dogonili go, chytre uśmieszki na ich twarzach, topory w dłoniach, ich ostre części zabrukane przymarzniętym już bordem, który nasunął jedynie nieprzyjemne scenariusze na myśl Kanga.

- Tylko wszystko utrudniasz, krwiopijco. Twój wilk zginąłby szybko w gospodzie, zamiast się męczyć na mrozie – Zigfrid zakpił, powolnie uderzając nieostrą częścią topora o wolną dłoń kilkukrotne, zbliżając się do wciąż szarpiącego nogą w przerażeniu wampira. – Widzisz ten topór? Tę krew? Twój jakże waleczny kolega mógł go zasmakować.

- San... - Yeosang wyszeptał, jego głos zadrżał mizernie, oczy pozwoliły runąć kolejnym gorzkim łzom, które od razu przymarzły do jego skóry.

- Skończ gadanie, Zigfrid, zabij go, albo ja to zrobię, jest kurewsko zimno – Jaróz wtrącił od niechcenia, biała para utworzyła się tuż przed jego wargami.

Zigfrid przyłożył ostrze do podbródka Yeosanga, uniósł jego głowę i spojrzał w jego zlęknione białe ślepia, które mimo strachu zaiskrzyły nienawiścią i zranieniem. Właśnie spoglądał w oczy mordercy jego przyjaciela, w oczy człowieka bez serca...

Yeosang nienawidził ludzi, odkąd pierwszy raz usłyszał o ich parszywości za dzieciaka, kiedy wsłuchiwał się w historię urodziwej wilczycy tkającej piękne melodie, za każdym razem, gdy otwierała usta, jak wielką wiarę w ludzkość gromadziło jej kontrastująco niewielkie ciało i jak jej dobre serce i zaufanie co do pustych obietnic zostało partacko wykorzystane przez ludzkiego przywódcę.

Yeosang dorastał gardząc nimi i teraz jedynie utwierdził się w swoim przekonaniu. Jeśli tylko uda im się przeżyć był pewien, że nigdy nie wybaczyłby żadnemu ze śmiertelnych.

Ludzie byli nic niewartymi szumowinami, godnymi spłonięcia w ogniach, którymi zawsze grozili i mordowali jego pobratymców.

Teraz rozumiał, czemu wampiry nie znosiły nawet wspominać o Krainie Północy. Nie była tego warta...

✔Blood's Fatum | HongSangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz