The fall of the Kangs, pt.4
Nie może mówić.
To jedno zdanie krążyło po jego głowie dobre dwie godziny, przez które starał się uspokoić chłopaka o brzoskwiniowych włosach, wciąż trzęsącego się w jego ramionach. Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek będzie musiał opanować czyjś atak paniki, a już na pewno nie swojego pupila, który nagle postanowił zrobić mu niespodziankę w łóżku, o mało nie przyprawiając go o zawał serca. No, gdyby jeszcze biło, oczywiście.
Nie pamiętał dnia, w którym ostatnio czuł się taki bezradny, jak w chwili, gdy Hongjoong dławił się własną śliną, a jego oddech poruszał jego klatką piersiową w przerażającym tempie, jakby oddychał, lecz nie mógł złapać powietrza, które dotleniłoby jego organizm. Jakby oddychał, ale się dusił...
Na szczęście jego bliskość, delikatne poklepywanie dłoni między nagimi łopatkami i ciche, ledwo słyszalne, łamliwe słowa, wyszeptane wprost do ucha chłopaka, pomogły.
„Oddychaj Joongie, Głęboko, jak ja".
Gdy otarł jego łzy i posłał uśmiech pełen ulgi w jego kierunku, otrzymując jedynie kilka szlochów i pociągnięć nosem, kiedy przegub wilka przetarł wilgotną skórę pod nosem, a fascynujący błękit schował się przykryty połowicznie powiekami i czarnymi, długimi rzęsami, zagryzł wargę, zmartwiony. Hongjoong wpatrywał się w zagubioną, samotną nitkę zwisającą z okolic przy obszyciu dziurki na sznurek od atłasowych spodni piżamy wampira, zapewne czując się równie zagubiony co ona. Dziwne podszczypywanie irytowało jego gałki oczne, na myśl, że to wszystko jego wina.
- Hej – Yeosang trącił delikatnie jego podbródek palcem wskazującym, zmuszając ukryte za szklanymi kratami głębokie źrenice, które nakryła pierzyna bólu i konsternacji, kalecząc sumienie różowowłosego, do skierowania się na jego ceramiczną twarz. Wyglądał, jak zmoknięty, zbity szczeniak porzucony pod mostem w najbardziej ulewną noc wszechczasów – to pewnie tylko szok. Cały ten czas byłeś wilkiem, twój głos wróci z czasem. Nie martw się, okay? Wciąż jesteś moim Joongiem – Kang uniósł kąciki ust w nieszczerym uśmiechu, chcąc dodać odrobinę otuchy zdecydowanie o wiele młodszemu od siebie chłopakowi, który pociągając nosem, pokiwał chaotycznie głową. Prawda była taka, że wampirzy książę czuł się podle, obawiając się, że jeśli jest to ich kara za jego samolubność i hipokryzje, to Hongjoong może nigdy nie odzyskać głosu. Jednak drobne ziarnko nadziei unosiło się na wietrze, gdzieś tam z tyłu, wmawiając mu, że jego słowa były słusznym założeniem i nim obaj się obrócą ziszczą się, a Joong przy kolejnej zmianie wypowie jego imię swoim melodyjnym głosem.
Nagłe burczenie wyrwało go z depresyjnego dołka, który starał się ukryć przed ledwo trzymającym się wilkiem przed nim, którego lica wciąż zdobiły lekkie rumieńce starające się wygrać swą barwą z przekrwionymi pajęczynkami na bieli otaczającej jego niebieskie tęczówki. Dolna warga Hongjoonga drżała, gdy nieco dłuższe niż ludzkie czy nawet wampirze w stanie spoczynku kły dźgały ją, aby powstrzymać kolejną falę łez przed mozolnym sączeniem się z kącików oczu.
- Pora na śniadanie – Yeosang zachichotał lekko, mierzwiąc brzoskwiniowe kosmyki na jego czuprynie, dopiero teraz zdając sobie sprawę, iż ich kolor odzwierciedlał idealnie jego uzależniający zapach, którym upajał się wampir przy każdej możliwej okazji. – Zaraz coś przyniosę – Kang podniósł się z materaca, oddalając kilka kroków od łóżka, z którego Hongjoong w ekspresowym tempie zerwał się na dłonie i kolana, chcąc podążyć za swoim właścicielem, jak zwykł robić niemalże za każdym razem, gdy ten opuszczał pomieszczenie. – Nie, Joongie – Yeosang powiedział spanikowany, skupiając swoje szeroko otwarte oczy na tych zdziwionych wilka, który zatrzymał się na moment, aby przechylić głowę z zaintrygowaniem w bok, po czym usiadł na krawędzi i postawił bose stopy na wychłodzonej drewnianej podłodze, krzywiąc się odrobinę przez jej nieprzyjemną temperaturę i wstawszy, zachwiał się nieco, nienauczony poruszania się w nowej pozycji. – Czekaj! – Yeosang wskazał na niego palcem, mówiąc stanowczo, jak za czasów, gdy musiał wejść do pokoju kuzyna na prośbę swojego ojca, lecz nie chciał kusić losu i wprowadzać tam swojego pupila. Nie sądził, że Hongjoong posłucha komendy w tej formie. Wampir uśmiechnął się rozbawiony, gdy wilk po raz kolejny przechylił głowę, tym razem w drugi bok, wpatrując się w niego oczekująco. – Hongjoong, siad – Yeosang zaśmiał się głośno, konfundując Hongjoonga jeszcze bardziej, gdy ten wykonał polecenie bez zastanowienia, miło zaskakując swojego właściciela. Różowowłosy nie spodziewał się, że te dwa lata treningu, które rzeczywiście działały na jego czworonożnego pupila, byłyby skuteczne również, gdy przyjął ludzką postać, aczkolwiek to wciąż był jego Joongie, jakby nie było. – Świetnie, Joongie, a teraz zostań, a ja przyniosę coś do jedzenia. Nie możesz tak wyjść.
CZYTASZ
✔Blood's Fatum | HongSang
FanficATEEZ ff/ HONGSANG/ VAMPIRE/WEREWOLF au Yeosang mieszkał w starej posiadłości na klifie spory kawałek od najbliższego miasta. Jego ojcem był potężny hrabia Nomii, w okolicy znany, jako bezwzględny i wpływowy wampir, a nawet największy głupiec wiedz...