The Land of The North, pt.6
Yeosang był wdzięczny Yunho i Mingiemu za wszystko, co dla nich robili. Spędzili w jaskini dwie noce, pozwalając Hongjoongowi nadrobić stracone ciepło w ich objęciach oraz zregenerować się odrobinę, nim na nowo ruszyliby w drogę.
Upewniali się, że jest szczelnie ściśnięty między ich masywnymi ciałami, grzejącymi go niczym odkręcone całkowicie grzejniki w mroźną zimową noc, co według tego, co powiedział Yunho, dobrze wpływało na zdolność gojenia się ran Hongjoonga.
Kang w podziękowaniu wręczył im kępkę suszonego mięsa, którą podzielili się, z początku chcąc oddać ją Kimowi, aby zadbać o jego głód w pierwszej kolejności, lecz wampir zapewnił ich, że dla niego również wystarczy, żeby nie przejmowali się i wcinali, póki wciąż siedzieli przy ognisku schowani przed lodowatym wiatrem.
Yeosang pozwalał porywać się wirowi dzikich myśli, kiedy tylko wilki były zajęte sobą. Obraz bladej blizny na obojczyku Yunho przewijał się przed jego oczami, niczym z porysowanej, jąkającej się płyty, utkwiony w niekończącej się pętli.
Bezwiednie jego palce przygładziły materiał bluzy na jego własnym ramieniu, skonsternowanie ściągnęło jego brwi.
- Więc jaki jest plan, Yeosang? – Yunho wyrwał go z transu, trącając jego bok, kiedy energicznie przysiadł koło niego, praktycznie wpadając w zlodowaciałe ciało wampira, głos spokojny i dyplomatyczny.
Mingi, niczym wierny pies, nie odpuszczał Hongjoonga na krok niemalże non-stop, dbając o jego potrzeby. Yunho ciągle wspominał, że nie było lepszego kandydata na chodzący koc niż Mingi, jego temperatura była wyjątkowo wysoka, nawet jak na wilka.
Yunho nawet na moment nie dał po sobie poznać żadnych oznak zazdrości o swojego partnera, co było zadziwiające dla niezbyt doświadczonego z ich zachowaniem Yeosanga, odnosił wrażenie, że sposób, w jaki na nich spoglądał porównać można było do dumnej matki, patrzącej na swoje młode, niańczone przez wybranka jej serca.
- Nie wiem. Mieliśmy odnaleźć prawowitego potomka ludzkiego przywódcy, ale nie mam pojęcia, gdzie zacząć – Yeosang przyciągnął kolana do piersi, kuląc się w sobie bezradnie, nieświadomie wtulając mocniej w ciepły bok Yunho. – To San nas prowadził, chociaż nie jestem pewien, czy wiedział, gdzie iść.
- Wasz towarzysz?
- Mhm, dzięki niemu udało nam się uciec z gospody – Yeosang odparł posępnie, jego nastrój nagle w kompletnej ruinie i nawet widok Hongjoonga ciekawsko trącającego nosem szyję drzemiącego Mingiego nie był w stanie go rozweselić. – To mięso, które wam dałem. On je ukradł.
Yunho skinął zrozumiale głową, nie zadając pytań, niewyrażona klarowność wybrzmiała w otaczającej ich głuszy, przerywanej wygasającym już ogniem, dławiącym się i walczącym o własne życie, kiedy wszelkie drewno ledwo trzymało swoją zbitą formę, zwęglone w czarną masę przypominającą kształtem gałęzie, którymi kiedyś były.
- Zamek w Nomii byłby dobrym punktem początkowym, ale wątpię, byśmy uszli z życiem, jeśli się tam wybierzemy – Yunho zamruczał, widocznie rozważając ich opcje, Yeosang oblizał smutno wargi.
Nomia legła w gruzach, przynajmniej jej bezpieczna przystań dla pozostałych dwóch ras. Wampiry i wilki nie były tam mile widziani, więc nawet jeśli podjęliby próbę zdobycia informacji, zaatakowałaby ich cała armia uzbrojonych po zęby ludzi.
Jung owinął wampira ramieniem, chowając go głębiej w swoich objęciach. Kang poczuł, jak delikatny dreszcz wzdryga jego ciałem.
Wilcza dotykalskość Yunho ujawiniała się bez jego wiedzy, jakby nie był w stanie tego kontrolować. To wyjaśniało ciągłą potrzebę bliskości Hongjoonga; również był wilkiem, mieli to we krwi.
CZYTASZ
✔Blood's Fatum | HongSang
FanfictionATEEZ ff/ HONGSANG/ VAMPIRE/WEREWOLF au Yeosang mieszkał w starej posiadłości na klifie spory kawałek od najbliższego miasta. Jego ojcem był potężny hrabia Nomii, w okolicy znany, jako bezwzględny i wpływowy wampir, a nawet największy głupiec wiedz...