8. The fall of the Kangs, pt.3

135 17 0
                                    

The fall of the Kangs, pt.3




Siódmy listopada był dniem nie do zapomnienia dla Yeosanga. Spanie bez swojej ulubionej atłasowej koszuli było udręką przez pierwsze kilka miesięcy, aczkolwiek z czasem pogodził się, że to jedyny sposób, aby uspokoić dręczonego przez koszmary wilka, który co noc zgniatał jego nagi tors swoim ciężkim cielskiem. Yeosang odrzucał od siebie pomysł, by zmienić pościel na coś, pod czym bądź na czym jego pupil czułby się bezpiecznie i nie uciekałby pod najmniejszym dotykiem nieprzyjemnego, śliskiego materiału. Jednak coraz częściej łapał się nad rozważaniem tej opcji, gdyż około dwuletni już Hongjoong przybrał sporo na masie (wyglądając o wiele poważniej, gdy jego łapy i korpus stały się grubsze, niż tego chudziutkiego młodego wilka, który wciskał się w nogi Yeosanga, gdy pary czerwonych lub żółtych, głodnych oczu obserwowały ich, podczas wizyt w miasteczku), miażdżąc ciało właściciela, który w duchu dziękował, że oddech był mu zbędny do życia, a jakiekolwiek urazy leczyły się w przeciągu paru godzin, ponieważ był pewien, że ogromna kupa sierści, dosyć chaotycznie i z rozmachu wskakująca na jego klatkę piersiową, złamała mu żebro czy dwa nie raz. Mimo wszystko Kang uwielbiał owijać go swoimi szczupłymi ramionami i wciskać nos w puchatą biel na jego szyi, pozwalając aromatycznym brzoskwiniom ululać go do snu.

Yeosang mruknął leniwie, gdy jasne światło przebijającego się przez chmury słońca, wpadało do pokoju przez wyświnioną przez ciekawskiego pupila szybę zamkniętego okna i uderzało o zaciśnięte powieki wampirzego księcia. Hongjoong nieprzyzwyczajony do wielkiego otworu w ścianie, przez który zawsze wystawiał łeb i obserwował szerokie pola bieli bądź zieleni zależnie od pory roku ciągnące się po samą linię drzew, będącego zamkniętym, z rozmachem podbiegał i uderzał wilgotnym nosem o szkło, popiskując cicho z zaskoczenia i bólu. Aczkolwiek jego użalanie się nad zranioną częścią ciała nie trwało długo, gdyż po chwili opierał swoje masywne łapy na ramieniu śpiącego wampira i lizał jego chłodne, blade lico, nie mogąc się doczekać, aż ten otworzy oczy i z poirytowanym jękiem odepchnie jego mordkę w bok, aby następnie podnieść się w ten dziwny, niezrozumiały dla zwierzęcia sposób i zniknąć za drzwiami do łazienki na kilka zdecydowanie zbyt długich minut. Hongjoong zawsze w oczekiwaniu kładł się na podłodze tuż pod drzwiami i chuchał w lukę przy progu, jakby miało to pomóc mu wykurzyć Yeosanga z tego dziwnego pomieszczenia, do którego zabronił mu wchodzić, gdy pewnego pamiętnego dnia znalazł koło osobliwie wyglądającej miski na wodę interesującą zabawkę. Jej delikatna powierzchnia wydłużała się z każdym machnięciem łapą, a gdy wziął ją do pyska, przyklejała się nieprzyjemnie do podniebienia. Aczkolwiek najwięcej frajdy sprawiało mu rozrywanie jej na kawałeczki, które przypominały mu o lodowatym puchu leżącym na zewnątrz i o temperaturze ciała właściciela. Był przekonany, że spodobałby mu się prezent, skoro sam jest zimny niczym śnieg. De facto się mylił. Tak okropnie się mylił i zdał sobie sprawę dopiero wtedy, gdy Kang aż poczerwieniał ze złości na widok rozwalonej rolki papieru na każdym metrze kwadratowym podłogi w łazience. Potem drzwi zostały zamknięte i nawet jeśli Kang wchodził do środka Hongjoong musiał zostać w pokoju i jedyne zajęcie, jakie mu pozostało, to obgryzanie pazurów, dmuchanie w szparę przy progu bądź ganianie swojego puszystego ogona. Innym razem stawał przed oknem i stukał w szybę nosem albo przeciągał swoim długim jęzorem po przezroczystej powierzchni, zafascynowany szlaczkami, jakie po tym powstawały, jednak po kilku razach zdążyło mu się to znudzić, gdy jedyna reakcja, jaką otrzymywał od Yeosanga, to bezradne westchnienia i odwracanie od jego dzieła poirytowanego wzroku.

Wampir zawsze po skończonej porannej toalecie kucał przed Hongjoongiem i chwytał jego głowę w swoje mroźne dłonie, po czym składał soczysty pocałunek na czubku – na białej sierści poplamionej czarnym atramentem i z szerokim uśmiechem mówił wyraźne „dzień dobry, Joongie", na co włochata antenka, która wcześniej robiła za idealne zabicie czasu, uciekając przed jego zębami, gdy kręcił się w kółko, latała w akcie podekscytowania na boki niczym wahadełko.

✔Blood's Fatum | HongSangOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz