Jasne światła ulicy co chwila oślepiały mnie mnie, gdy wraz z Capelą powoli zmierzaliśmy do parku, w którym miał się odbyć wyścig. Byłem naprawdę poddenerwowany, wiedząc, że Erwin nie skontaktował się ze mną od prawie pięciu dni. Korek, w którym utknęliśmy ciągnął się po wschodniej stronie Miami, a była to jedyna droga, aby dotrzeć na miejsce wyścigu.
Już trzy dni zawody były przekładane, a dziś, gdy teren wydawał się być zdatny do przejazdu crossów, wszyscy stwierdzili, że jest to idealny dzień na ściganie.
Niestetym dziś byłem skazany na bycie jedynie cywilem, ponieważ Ivy napisała mi, że motory są w dobrym stanie. Rano Carbo przyjechał busem San'a i pomogłem mu zapakować wszystko. Gdy proponowałem mu moją pomoc, on bez większych emocji odparł, że sobie z Ivy poradzą, a Erwin zasugerował, że powinienem odpocząć. Oznaczało to, że Nicollo nie wiedział o tamtej sytuacji.
chociaż to
- Spóźnimy się? - zapytał lekko zaniepokojony Capela, który siedział tuż obok mnie.
- Wyścig jest po dwudziestej, a mamy dziewiętnastą trzydzieści osiem. - spojrzałem na mój telefon. - Często wyścigi są z dużym opóźnieniem, więc na spokojnie damy radę.
- Będzie zawiedziony, jeśli się spóźnisz. - mruknął, a ja dobrze wiedziałem, o kim właśnie mówił.
- Błagam, on unika mnie od twojego przylotu. - jęknąłem. - Zostawił mnie na odczytanym i chuj. Jakby jesteś moim przyjacielem, prawda? O co mu chodzi?
- Jak nie wiesz, o co chodzi, to chodzi o... - jasnowłosy pokazał dłonią, że mam za niego dokończyć.
- Pieniądze? - bardziej spytałem, niż odpowiedziałem.
- Kutasa, Grzechu. Brakuje mu czegoś. - zaśmiał się, klepiąc mnie po plecach.
Odruchowo spojrzałem się na kierowcę, który spojrzał się na nas krzywo, po czym wrócił się ku drodze.
- Wydaje ci się. - odpowiedziałem, kłamiąc.
Dobrze wiedziałem, że Erwin naprawdę tego chciał. Pokazywał mi to na każdym kroku, gdy byliśmy sami. Czarujące uśmieszki, wesołe oczy, gorący dotyk na moim ciele, który wywoływał miliony dreszczy na moich barkach i plecach. Na instagramie to samo. Ciągłe wiadomości, mimo, że nie widziałem go, czułem to seksualne napięcie. Długie głosówki z rana i pod wieczór, gdy był pod prysznicem. To wszystko doprowadzało mnie do kompletnego szaleństwa.
Może wyglądało to na to, że dużo mniej interesowałem się naszą relacją, co było kłamstwem. Erwin od początku przyciągał mnie do siebie. Sposób, w jaki po prostu obchodził się ze sobą, był cholernie seksowny. Jego charyzma, poczucie humoru, nie wspominając o nieziemskiej urodzie. Ja po prostu nie chciałem zbyt ryzykować. Ryzykować tym, że za mocno przywiązuje się do niego i nie będę mógł w spokoju zasnąć, nie słysząc jego głosu, bądź dostać od niego wiadomość na dobranoc.
za późno
Wszystko kojarzyło mi się ze złotookim. Nocne niebo, które jest wypełnione onieśmielająco pięknymi gwiazdami i zapierającym dech w piersiach księżycu, jasne słońce, które oświetla mi świat.
- Zwariowałem. - warknąłem, opierając się o siedzenie auta. - Muszę z nim porozmawiać.
- Będziesz miał szansę na wyścigu. - odparł, jakby to była prosta rzecz.
Niestety, nie było to tak proste, jak brzmiało. Mimo krótkiego okresu znania Erwina, dobrze wiedziałem, że dotarcie do niego będzie niczym męczarnia.
ale dla niektórych warto
Po piętnastu minutach znaleźliśmy się przy parkingu, na którym znajdowało się kilkadziesiąt samochodów i pięć busów. Usiedliśmy na barierce górnego parkingu, wyszukując wzrokiem mojej ekipy.
CZYTASZ
moonlight - morwin
Fanfiction19 letni Gregory Montanha, po tym, jak jego rodzice powiedzieli mu, że się rozwodzą nie miał zamiaru przebywać z nimi całe lato i słuchać ich kłótni. Aby odpocząć od natłoku myśli jego rodzice posyłają go na całe wakacje na drugi koniec kraju - do M...