- Mówię ci stary, ona na mnie totalnie leci. - mruknął zadowolony Dante, uśmiechając się do telefonu. - Ale nie wiem, słyszałem, że puszczała się z Ryan'em. - mruknął, zdecydowanie zdegustowany.
- Osobiście, to ja bym zaryzykował. - mruknąłem. - Ros jest ładna, a jak nie wyjdzie, to chociaż zaruchasz. - wywróciłem oczami, śmiejąc się.
- Ale mam dość ruchania. - burknął, wycierając twarz ręcznikiem. - Ja chcę miłości. - jęknął przeciągle, ubierając na gołą klatę podkoszulek.
- No to Rosalia to niezbyt dobre rozwiązanie. - mruknąłem, przekręcając się na drugi bok, przez co materac, na którym leżałem lekko zaskrzypiał. - Kurwa, muszę kupić jakieś łóżko.
- Tylko pamiętaj, żeby było wytrzymałe.
- Czyli z zygzakiem mcqeen odpada. - wydąłem wargi, odchylając głowę do tyłu. - Dante...
- Tak?
- Księżyc jest piękny, prawda? - mruknąłem, wstając ze starego materaca.
- Też cię kocham.
- Nie mam tego na myśli. - prychnąłem, przypominając sobie chwilę, w której tłumaczyłem mu, co znaczy to zdanie. - U nas księżyc jest naprawdę piękny. Lśni.
- U nas leje. - prychnął, podchodząc do ogromnego okna, które ukazywało ponure Chicago.
- Nic nowego. - potrząsnąłem głową, zaglądając przez okno w lewo.
Gdy tylko przyjrzałem się domu Garcon'ów, poczułem, jak wspomnienie o księżycu uderza mnie podwójnie.
- Idź spać, Montuś. - zaśmiał się chłopak, a ja usłyszałem, jak jego pościel szeleści. - Jest późno.
02:13
- Dobrze, mamo. - wywróciłem oczami, wracając na materac. - Raczej nie zasnę na tym gramocie. - warknąłem. - Dziś postaram ogarnąć się jakieś łóżko, może jakąś siłkę w pobliżu.
- Tylko nie zadomawiaj się tam za mocno. Chcę, abyś wrócił tu.
Chłopacy byli jedynym powodem, dla którego siedziałem w Chicago. Przez dobrą pracę, którą znalazłem rok temu i pieniądze, które rodzice zdecydowanie by mi pożyczyli, z pewnością mógłbym przeprowadził się w inne miejsce. Czy byłoby to Miami? Wątpię, ale nie wykluczałem tej opcji.
- Wrócę. Zawsze wrac - moją wypowiedź przerwał okropnie głośny pisk opon, po czym na całej ulicy rozbrzmiał głośny grzmot.
- O kurwa, strzelają. - mój przyjaciel zaśmiał się, gdy wyleciałem z pokoju, po czym zajrzałem przez okno w kuchni.
- Nie to jakaś stara bmw się roztrzaskała na koszach sąsiada. Idę zobaczyć, czy wszystko w porządku, do słyszenia, misiaczku. - rozłączyłem się.
Szybko ubrałem moje klapki, po czym otworzyłem drzwi, widząc ładną bmw e30, która stała na środku ulicy, a wokół niej walały się trzy kosze. Ze środka auta słyszałem dość wysoki, lecz męski głos. Dałbym sobie rękę uciąć, że już wcześniej słyszałem ten głos.
Niepewnie, zacząłem iść w stronę auta, lecz kierujący chłopak zamilkł i usłyszałem głośne przekleństwo.
- Kurwa, ktoś tu idzie.
- Hej! - krzyknąłem, będąc metr od auta.
Prawie otworzyłem drzwi, lecz auto z piskiem opon zaczęło się cofać, przez co od razu odskoczyłem z powrotem na chodnik.
- Popierdoliło cię? - warknąłem, patrząc jak auto jedzie kilka metrów tyłem, po czym gwałtownie wjeżdża na kogoś podwórek i nakręca. - Kurwa, jaki debil.
CZYTASZ
moonlight - morwin
Fanfic19 letni Gregory Montanha, po tym, jak jego rodzice powiedzieli mu, że się rozwodzą nie miał zamiaru przebywać z nimi całe lato i słuchać ich kłótni. Aby odpocząć od natłoku myśli jego rodzice posyłają go na całe wakacje na drugi koniec kraju - do M...