prolog

200 5 1
                                    

- Cześć Hagridzie. - mruknęłam wchodząc do chatki.

Odrazu podeszłam do stolika, przy którym zajęłam miejsce uśmiechając się do pół-olbrzyma.

- Cholibka Eli, jak ty żeś urosła!

- Oh, nie przesadzaj. Niedawno się widzieliśmy. - powiedziałam, czując lekkie rumieńce wstępujące na moje poliki.

- Jak nie dawno, jak dawno. Na początku czerwca żeśmy się widzieli, a jest prawie wrzesień. - sapnął mężczyzna podając mi filiżankę. - Twoja ulubiona.

Uśmiechnęłam lekko, gdy podniosłam naczynie, w którym znajdowała się herbata.

- Malinowa... - szepnęłam biorąc łyk picia.

Rozłożyłam się wygodniej na siedzisku i spojrzałam w stronę okna, za którym można było ujrzeć ostatnie promienie zachodzącego słońca.

Po chwili Hagrid zaczął rozmowę. Żartowaliśmy, opowiadaliśmy sobie historię i ciekawostki na temat najróżniejszych zwierząt.

- Cholibka późno już! - krzyknął pół-olbrzym po zerknięciu na zegarek, który wskazywał prawie północ.

- Racja. Będę się zbierać, dziękuję za gościnę Hagridzie. - powiedziałam z uśmiechem wstając.

Wyszłam na zewnątrz, gdzie mimo późnej pory nadal było ciepło i ruszyłam w kierunku zamku.

- Do zobaczenia. Pamiętaj, że jutro przyjadą uczniowie! - krzyknął za mną, na co pokazałam mu kciuka w górę, dalej idąc przed siebie.

Szłam korytarzami, zmierzając w stronę wieży z zegarem, w której znajdował się mój pokój. Dotarłam do celu w kilka minut, co dziwne po drodze nie spotykając żadnego ducha, ani nauczyciela.

Wgrzebałam się po schodach i stanęłam przed czarnymi drzwiami bez klamki.

- Draco dormiens nunquam titillandus.

Gdy wypowiedziałam te słowa, drewniana płyta odsunęła się ukazując mały korytarz, z wieloma drzwiami.

  Za pierwszymi z nich znajdowała się mała komnata pełna przyrządów i składników do przyrządzania eliksirów. Kolejne prowadziły do małej biblioteki, a jeszcze następne do sali, w której przebywały zwierzęta.
 Po drugiej stronie korytarza znajdowały się sypialnia, łazienka oraz mały salon.

Gdy uchyliłam jedne ze drzwi, pod moimi nogami natychmiastowo pojawiły się dwa koty. Pierwszy - Noni, miał białe futerko z czarnymi i rudymi plamami. Drugi kot natomiast nazywał się Gabi i był kotem rosyjskim.

- No już, chodźcie na jedzonko. - mruknęłam głaszcząc zwierzęta, które pobiegły w kierunku kuchni.

Weszłam do pomieszczenia, w którym uchyliłam okno i wypuściłam przez nie moją sowę.

Zajrzałam jeszcze do części, w której przebywały mój demimoz, któremu podałam porcję jedzenia.

Następnie zajrzałam do klatki z feniksem, który ostatnio nie wyglądał najlepiej. Pogładziłam go po plecach i podałam pokarm, zostawiając uchyloną klatkę.

Kolejnego dnia podekscytowana, ale i lekko zawiedziona obudziłam się o wschodzie.

  Zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do łazienki, zgarniając po drodze ubrania.
  Wzięłam szybki prysznic, po którym zawinęłam się w ręcznik, zaklęciem susząc włosy.
  Osuszyłam się i zaczęłam zakładać na siebie ciuchy.

Właśnie wciągałam na nogi krótkie spodenki, gdy usłyszałam huk.
Skacząc na jednej nodze opuściłam pomieszczenie, zmierzając do powodu hałasu.

- Demi! Zostaw to mały draniu! - zaśmiałam się patrząc na zaciekawionego demimoza, rzucającego kociołkiem do eliksirów.
- Chodź tu rozrabiako!

  Wzięłam zwierzaka na ręce i zaniosłam do salonu, z którego można było przejść do zakrytego ogródka.
  Musiał być ukryty, aby uczniowie nie dowiedzieli się o moim istnieniu.

Nakarmiłam stworzenia, po czym wyszłam z wieży. Ruszyłam w stronę kuchni, do której weszłam łaskocząc gruszkę.

- Pomóc w czymś? - spytał uprzejmie jeden ze skrzatów, od razu pojawiając się przede mną.

- Poradzę sobie, ale dziękuję.

  Z uśmiechem podeszłam do blatu, przy którym stanęłam.
  Związałam moje czarne włosy w kok, na czubku głowy i położyłam wszystkie składniki na przygotowanym miejscu.

  Nalałam sobie soki dyniowego, który wypiłam jednym łykiem.
 

Po niecałych dwóch godzinach, mały, czekoladowy tort, wyłożony truskawkami był gotowy.

- Miodka schowa tort do zimnego miejsca, żeby się nie zepsuł. - usłyszałam piskliwy głosik, a już po chwili mój wypiek zniknął.

- Dziękuję, przyjdę po niego o szóstej.

- Nie ma za co. - odpowiedziała uśmiechnięta skrzatka.

Wyszłam z kuchni i zaczęłam wędrówkę po dobrze znanych mi korytarzach, gdy nagle na mojej głowie znalazła się lodowata woda.

Głośno krzyknęłam i spojrzałam na rozbawionego poltergeista.

- Irytku! Nie mogłeś poczekać na uczniów?

- Na kimś muszę testować żarty! - zaśmiał się.

- Nie wytrzymam z tobą... - warknęłam, lecz odpowiedział mi tylko złośliwy chichot.

Hogwarts Secret | Marauders EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz