Rozdział 24

48 4 0
                                    

Ten dzień zdecydowanie nie robił dobrego wrażenia. Wiatr walił w drzwi i okna, a deszcz uderzał w dach. Ze znudzeniem wpatrywałam się w fale. Od kilku godzin czekałam na Regulusa, który był na spotkaniu z moim dziadkiem.

Dochodziła piętnasta, a ja zaczynałam się niecierpliwić. Miałam nadzieję, że jest już w Zakonie Feniksa i nic mu się nie stało. Usłyszałam pukanie w szybę, po czym ujrzałam sowę.

Otworzyłam szklaną powłokę, odrazu żałując. Wpuściłam ptaka do środka, zabierając od niego gazetę. Nakarmiłam zwierzę i dałam mu odpocząć.
Otworzyłam Proroka Codziennego, siadając na fotelu.

"Sami-Wiecie-Kto znów atakuje. Kolejne dziesięć ofiar śmiertelnych w małej wiosce nieopodal Doliny Godryka Gryffindora. Giną zarówno czarodzieje i mugole."

"Co z edukacją nastoletnich czarodziejów? Czy Hogwart nadal jest bezpiecznym miejscem?"

"Dumbledore odmawia udzielenia wywiadu. Czy boi się ujawnienia sekretu? Możliwe, że ma to związek z jego zmarłym synem."

Przewróciłam oczami i odrzuciłam papier na stolik. Poszłam do łazienki, aby wziąć gorącą kąpiel.

Gdy wróciłam do salonu, ubrana w bluzę bruneta i krótkie spodenki, zastałam tam Blacka. Czytał książkę, leżąc na sofie.

- Cześć Reggie. - mruknęłam, zajmując miejsce obok.

- Cześć. - odpowiedział, odkładając lekturę.
- Zgodził się, ale narazie nie będę wysyłany na misje.

- To świetnie. - szepnęłam, wtulając się w jego klatkę.

                                     •••

Upiłam łyk piwa kremowego, wsłuchując się w rozmowę braci. Syriusz żywo gestykulując wykłócał się o swoją rację, a Regulus kręcił tylko głową z politowaniem.

Zaśmiałam się, opierając głowę o ramię młodszego. Lily siedziała na kolanach Jamesa, a Marlene dyskutowała z Ann na temat ubrań.

Siedzieliśmy na leżakach, rozstawionych wokół ogniska. Słońce powoli zachodziło, a my nawet nie myśleliśmy o powrocie do domu.

Chłopacy siedzieli w samych kąpielówkach, McKinnon i ja w strojach kąpielowych, a pozostałe dziewczyny w letnich sukienkach.

- Ten rok szkolny to będzie jakiś dramat... Kto wymyślał egzaminy?! - jęknął Łapa, prawie spadając na piach.

- Nie wiem Łapciu, ale z pewnością cię nie lubił. - zaśmiał się Rogacz, za co oberwał w ramię.

Rozbawiona pokręciłam głową. Po kolejnych dwóch godzinach Gryfoni wrócili do siebie, a z nami została tylko Mason.

Jej rodzice polecieli do Włoch, więc dziewczyna zamieszkała u nas na kilka nocek.

Oprowadziliśmy ją po stosunkowo niewielkim miasteczku, spędziliśmy sporo czasu na plaży i robiliśmy różne inne rzeczy. Nadszedł piątek, a wraz z nim ostatni weekend wakacji.

Wszyscy w naszym wieku udali się na Pokątną, aby w niedzielę móc pojechać do szkoły. My za to planowaliśmy co dalej.

Z jednej strony, nie byliśmy bezpieczni, a z drugiej chcieliśmy w jakiś sposób zarobić, aby nie żerować na dziadku.

Mieliśmy zamiar zacząć pracować, ale najpierw musiałam napisać Owutemy. Gdybym dostała z nich dobre stopnie, mogłabym nawet zostać nauczycielem, lecz myślę, że dziwnie byłoby uczyć rówieśników.

Chciałam poczekać kilka lat, a wtedy zatrudnić się w Hogwarcie. Narazie znalazłam kilka posad w między innymi szpitalu.

Jedno z ogłoszeń mocno zwróciło moją uwagę. Małżeństwo poszukiwało kogoś kto opiekowałby oraz uczył ich dziecko.
Po przemyśleniu sytuacji, postanowiłam skontaktować się z nimi. Ciekawiło mnie, przez co nie mogli posłać go lub jej do szkoły.

Już kolejnego poranka, przemieniona w Feniksa, poleciałam do małego domu na obrzeżach Canterbury. Zapukałam do drzwi, które otworzył chłopak.

Miał niebieskie, przydługie włosy, więc odrazu przyciągał wzrok. Zmierzył mnie obojętnym spojrzeniem, opierając się o futrynę.

- Ja w sprawie ogłoszenia. - wytłumaczyłam.

- Serio? - parsknął. - Nie wyglądasz na dorosłą.

- Serio. Mogę?

- Wchodź. Już wołam mamę. - mruknął, wchodząc w głąb korytarza. - Rozgość się.

- Dzięki.

Ściągnęłam buty i ruszyłam do salonu. Stanęłam w wejściu, obserwując pomieszczenie.

- Dzień dobry. - odparła blondynka, stając obok mnie.

- Dzień dobry Pani. Ja w sprawie tej pracy.

- Oczywiście, usiądź i proszę nie mów do mnie Pani. Jestem Alice.

Zrobiłam to co powiedziała, a ona zajęła miejsce na zielonym fotelu. Zmierzyła mnie przyjaznym wzrokiem.

- Przepraszam, że pytam, ale wyglądasz bardzo młodo... - zaczęła.

- Mam szesnaście lat, ale przez pewne sytuacje będę pisać egzaminy już jutro. Wyniki przyjdą bardzo szybko, więc jeśli dobrze je napiszę to myślę, że z moim wykształceniem nie będzie problemu.

- Rozumiem... Jak się nazywasz?

- Elizabeth Froy-Dumbledore. - mruknęłam.

- Dumbledore? - dopytała zszokowana.

- Jestem wnuczką Albusa Dumbledore'a.

Minęło prawie pół godziny, a Alice wydawała się zadowolona.

- Pewnie zastanawia Cię, dlaczego szukam nauczyciela do domu. - powiedziała nagle.
- Mój syn jest metamorfomagiem i ma sporo dziwnych umiejętności. Przez to oraz jego ciężki charakter, nie mógł już chodzić do szkoły. On sam nie do końca panuje nad magią.

- Ten chłopak, który mnie wpuścił?

- Tak. Od roku zaczęły pojawiać się u niego różne rodzaje magii. Sądzę, że sam Ci opowie.

- Czyli mam te pracę? - spytałam podekscytowana.

- Jeżeli będziesz miała dobre wyniki to tak.

- Dziękuję! Skontaktuję się z Panią... z tobą gdy je dostanę.

- Jasne. Do widzenia! - krzyknęła za mną, gdy wychodziłam.

Szłam leniwym krokiem, gdy usłyszałam za sobą szuranie. Już po chwili niebieskowłosy był obok mnie.

- Mówiłaś prawdę. - stwierdził. - Zgodziła się?

- Zależy od moich wyników z Owutemów.

- To ile ty masz lat? Siedemnaście?

- Szesnaście. - odpowiedziałam, nie zwalniając.

- Aha. - mruknął tylko, obserwując lecące ptaki. - Jestem Leon.

- Elizabeth.

- W takim razie, do zobaczenia Elizabeth.

Hogwarts Secret | Marauders EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz