Rozdział 20

44 4 0
                                    

O czternastej niechętnie wstałam z kanapy, kierując się do Wielkie Sali. Zajęłam miejsce pomiędzy McKinnon, a Lupinem, który czytał książkę.

- Stresujecie się przed egzaminami? - spytała Lily, nakładając sobie ziemniaki.

- Trochę. - odparła blondynka.

- Z jednej strony tak, ale z drugiej chyba wszystko już umiem. - wytłumaczył Remus.

- A ty Lizz? Ich nawet nie spytam. - wskazała na Łapę i Rogacza.

- To moje pierwsze egzaminy, więc chyba powinnam, ale raczej to umiem. - mruknęłam, popijając sokiem dyniowym.

Skończyłam obiad, po czym wstałam i wyszłam z pomieszczenia. Poprawiłam spoczywające na mnie spodenki i za długą koszulkę.
Skierowałam się na błonia, postanawiając odwiedzić Hagrida. Zauważyłam, że od września mój kontakt z nim pogorszył się.

Mężczyzna siedział na podwyższeniu przed drzwiami, strugając coś w drewnie. Z uśmiechem podeszłam do niego.

- Cześć!

- Lizzy! Cholibka, jak ja żem Cię dawno nie widział! - powiedział, sięgając do kieszeni.
- Wszystkiego najlepszego.

Chwyciłam zawiniątko, otwierając je. Moim oczom ukazała się książka o magicznych zwierzętach. Jej okładka była zielona i lekko zużyta, a strony pożółkłe.

- Dziękuję.

- Chyba takiej nie masz, co nie?

- Nie mam. - potwierdziłam, zajmując miejsce obok.

- Stara jest trochę i może nieaktualna w niektórych rzeczach, ale są tam takie stwory, których od dawna nie ma na świecie.

- Super! Na pewno ją przeczytam.

Około szesnastej wróciłam do Wieży Zegarowej, gdzie zastałam uczącego się Regulusa.
Ze skupieniem i zmarszczonymi brwiami studiował podręcznik od Transmutacji. Właściwie nie było to dziwne, ze względu na SUM-y, które miał pisać już jutro.

- Jak Ci idzie? - spytałam z zaciekawieniem zaglądając mu prze ramię.

- W miarę dobrze. - odparł, poprawiając się na poduszkach.

- Nie stresuj się, masz dobre oceny i wiesz więcej, niż przeciętny uczeń. - mruknęłam.

Poszłam do pokoju obok, gdzie zaczęłam bawić się z Demimozem. Później zajęłam się kotami, a ptaki nakarmiłam i wypuściłam.

Ruszyłam w kierunku łazienki, gdzie wykąpałam się. Założyłam krótkie, dresowe spodenki oraz białą koszulkę, która sięgała aż do połowy ud.

Rozczesałam włosy, po czym popsikałam je specjalną odżywką. Spięłam loki w koka na czubku głowy, a na nos wysunęłam czarne, okrągłe okulary.

Wychodząc, posmarowałam usta balsamem, a zaraz potem stanęłam przy blacie. Nalałam sobie lemoniady i wyszłam, żegnając się z chłopakiem.

Po chwili znajdowałam się na błoniach, gdzie w oczy rzuciła mi się Annabeth, która stała pod drzewem wraz z Krukonem.

Blondynka wesoło do mnie pomachała, więc podeszłam do niej. Przywitałam się, ciągle czując na sobie wzrok Krukona.

- Cześć! - krzyknęła wesoło. - To Louis Da silva, a to Elizabeth Froy. - przedstawiła nas.

- Miło mi. - odparł z wyczuwalnym francuskim akcentem.

Chwyciłam jego wyciągniętą rękę, na co niespodziewanie złożył pocałunek na wierzchu mojej dłoni.

Puchonka odrazu zaczęła rozmowę, przerywając dosyć niezręczną ciszę.
Podała mi czekoladowe ciastko, które zjadłam, w międzyczasie odpowiadając znajomym.

- Muszę jeszcze napisać wypracowanie na Transmutację. - wypalił nagle chłopak.
- Przepraszam, ale muszę iść. Do zobaczenia.

Krótko się z nim pożegnałyśmy i zgodnie wróciłyśmy do zamku, widząc ciemne chmury. W połowie drogi zaczął padać deszcz, więc zaczęłyśmy biec.

Zdyszane stanęłyśmy na korytarzu, a z naszym ubrań ciekła woda. Spojrzałyśmy na siebie z powagą, po czym równocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem.

Mimo, że znałyśmy się bardzo krótko, to już nawiązałyśmy dobry kontakt. Czułam się przy niej swobodnie.

- Może pójdziemy razem na kolację?

- Jasne. - odpowiedziałam, ruszając za Puchonką. - Usiądziemy przy stole Gryffindoru?

- Możemy. - powiedziała radośnie, chwytając mnie za rękę i idąc do wspomnianego miejsca. - Masz jakieś stałe miejsce?

- Zazwyczaj siadam obok Huncwotów, Lily i Marlene, ale jeszcze ich nie ma. - odparłam.

Po chwili zajmowałyśmy miejsce niemalże z brzegu ławki. Kilka minut później w sali zjawili się moi przyjaciele. Trójka chłopaków oraz dwie dziewczyny usiedli obok nas.

- Cześć. - przywitałam się i poprawiłam wciąż mokre włosy.

Reszta Gryfonów odpowiedziała tym samym, dopiero zauważając blondynkę i skupiając na niej uwagę.

- Syriusz Black. - mruknął brunet, wystawiając rękę.

- Annabeth Mason, ale wolę Ann.

Wszyscy po kolei przedstawili się mimo, że byli świadomi, tego iż zna ich imiona. Zjedliśmy posiłek, po którym wszyscy poszli w swoją stronę.

Zatrzymałam się przy schodach, co uczyniła również niebieskooka. Przeczesałam włosy i delikatnie się uśmiechnęłam.

- To do jutra Ann.

- Do zobaczenia.

Niespodziewanie objęła mnie. Oddałam gest i odsunęłam się. Równocześnie ruszyłyśmy na pierwsze stopnie, ja kierując się w górę, ona w dół. Pomachała do mnie i zniknęła na ścianą.

Hogwarts Secret | Marauders EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz