Rozdział 3

102 5 1
                                    

Przez kolejne dni przyzwyczajałam się do szkolnej rzeczywistości.

W tym samym czasie na dworze robiło się coraz chłodniej, a Centaury powiadomiły mnie o wilkołaku, który znów pojawił się w Zakazanym Lesie.

Podejrzewałam, że to któryś z uczniów, bo szczerze wątpię, iż jego znikanie na okres wakacyjny był przypadkiem.

Dzięki Huncwotom poznałam kilka osób z Gryffindoru, w tym Lily i Marlene, z którymi odrazu złapałam wspólny język, a dzięki Regulusowi poznałam Severusa Snape'a.

Nie rozumiem dlaczego moi, chyba już przyjaciele, tak go nie lubią.
Wbrew pozorom potrafi być miły. Może i prawie zawsze siedzi z nosem w książce, lecz dzięki temu jest bardzo pomocny.

Była sobota, więc wstałam o późniejszej porze, niż zwykle, ale wciąż dosyć wcześnie.

Nakarmiłam koty, które wypuściłam do mojego "ogródka", po czym poszłam do Demiego.

Dałam mu jedzenie oraz chwilę się z nim pobawiłam, karmiąc w międzyczasie feniksa.

Przebrałam się w krótkie spodenki i bluzę Gryffindoru, sięgającą mi do kolan, którą zawinęłam z dormitorium Huncwotów.

Związałam włosy w luźnego koka na czubku głowy, nałożyłam na palec sygnet, który był prezentem od Regulusa, po czym ruszyłam do Wielkiej Sali.

Usiadłam przy stole i nałożyłam do miski płatki z mlekiem. Rozejrzałam się i zauważyłam wchodzących do pomieszczenia przyjaciół.

Wyglądali na zmęczonych i nie było z nimi Remusa.
Zaraz... Wczoraj była pełnia!
Nie. To nie możliwe.

Pokręciłam głową pakując do buzi łyżkę.

- To moja bluza! - wydarł się oburzony Potter wskazując na mnie palcem.
- Oddawaj ją. - dodał wyciągając rękę.

- Nie. Po pierwsze już ją sobie przywłaszczyłam, a po drugie nie mam pod nią koszulki. - odpowiedziałam, kiwając głową na przywitanie do Petera oraz Syriusza.

Przyjżałam się Jamesowi i omal nie wybuchłam śmiechem, widząc jego czerwone policzki. Poczochrałam go po włosach i wróciłam do posiłku, lecz nie dane mi było zjeść, ponieważ oprócz wrzasków Rogacza o tym, że popsułam jego artystyczny nieład, do Wielkiej Sali wleciały sowy.

Niespodziewanie wylądowały przede mną dwa ptaki. Czarna płomykówka oraz druga, którą rozpoznałam jako jedną z tym szkolnych.

Zabrałam dwa listy. Jeden zapisany niedbale na małym kawałku pergaminu, a drugi w kopercie i z pieczęcią.

- Ta sowa jest podobna do sowy mojej matki.

Spojrzałam na Syriusza, który wymachiwał widelcem, brudnym od syropu klonowego w stronę zwierzęcia.

Nie powiedziałam mu tego, ale to była sowa Walburgi, która przekazała mi pocztę od właśnie niej.

Za to druga wiadomość była od Hagrida, który zapraszał mnie na herbatę.

Schowałam pergaminy do kieszeni i dokończyłam posiłek. Szybko się pożegnałam, po czym pognałam do Skrzydła Szpitalnego, aby potwierdzić swoją teorię.

Gdy weszłam do pomieszczenia, w oczy odrazu rzucił mi się Remus, leżący na jednym z łóżek.

- Co ty tu robisz? - spytał zdezorientowany.

Widziałam w jego oczach strach, przez co tylko upewniłam się, że coś przede mną ukrywa.

- Musimy pogadać. - odpowiedziałam, siadając na taborecie. - Nigdy nie byłam dobra w takich rozmowach, więc powiem w prost. Jesteś wilkołakiem, prawda?

Hogwarts Secret | Marauders EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz