Rozdział 17

57 4 0
                                    

Skierowałam się ku polanie, na której z daleka wypatrzyłam Centaury. Z uśmiechem na ustach podeszłam do Zakały, który przywitał mnie.

- Co u ciebie? Działo się coś niepokojącego?

- U mnie w porządku, tak jak zwykle. W lesie ostatnio nie działo się nic dziwnego, oprócz pojedynczych, zamaskowanych ludzi. Przepędziliśmy ich, więc na razie jest dobrze. - powiedział poważnie, rozglądając się.

- To mogą być Śmierciożercy. Czego tu szukają? - spytałam, bardziej siebie. - Może potrzebują sprzymierzeńców i mają nadzieję, że znajdą ich w Hogwarcie.

- Bardzo możliwe. - potwierdził Ronan, który właśnie wyszedł zza drzew. - Wybacz, ale musimy iść na patrol.

Pokiwałam ze zrozumieniem głową i po pożegnaniu się z nimi, odeszłam.
Zaczęłam iść nieznaną mi dotąd ścieżką. Śnieg skrzypiał pod moimi stopami, gdy coraz bardziej zagłębiałam się w las.

Właściwie Zakazany Las możnaby nazwać puszczą. Nikt kogo znałam właściwie nie wiedział, gdzie się kończy. Nawet sam Dumbledore nigdy nie znalazł się na jego brzegu.

Spojrzałam przed siebie, gdzie znajdował się strumyk. Przeskoczyłam nad nim, podchodząc do ślicznego drzewa.

Jego rozłożysta korona osłaniała część ziemi, przez co ta nie była pokryta śniegiem. Usiadłam na suchym piasku, podciągając kolana pod brodę.

Wzięłam do ręki patyk i zaczęłam zdzierać z niego korę paznokciami. Gdy im przyjżałam się, stwierdziłam, że powinnam odświeżyć odpadający lakier.

Przymknęłam swoje zielone oczy, delektując się chwilą spokoju. Jedynymi dochodzącymi do mnie dźwiękami był szum płynącej wody, delikatne powiewy wiatru, który przyjemnie smugał moją twarz oraz śpiew ptaków.

Uchyliłam powieki czując, że promienie słońca, oświetlające moją twarz nagle zniknęły.

Zobaczyłam przed sobą czarne dresy. Stojąca postać chowała dłonie w kieszeniach, nerwowo tupiąc nogą.

Podniosłam wzrok, aby dowiedzieć się, że mój spokój zakłócił Syriusz. Lekko się uśmiechnęłam.

Jego umięśniony, przez częste treningi tors, opięty był białą, luźną bluzą. Włosy jak zwykle były w idealnym porządku, a w oczach tliły się wesołe ogniki.

Oparłam policzki na dłoniach, znów zamykając oczy. Poczułam ruch po swojej prawej, przez co domyśliłam się, że chłopak usiadł obok mnie.

Spojrzałam na Gryfona, który uważnie przyglądał się płynącej spokojnie wodzie. Przerzucił rękę przez moje ramiona, zmniejszając odległość między nami.

Położyłam głowę na jego ramieniu, cicho wzdychając. Black nie mógł usiedzieć w miejscu, co chwilę lekko się przesuwając.

Zaśmiałam się i wstałam, otrzepując spodnie. Czułam na sobie palący wzrok, lecz nie zwracając na to uwagi odeszłam kilka kroków, patrząc w szare niebo.

Słońce nieudolnie próbowało przebić się przez gęstą powłokę. Niemal czarne chmury przysłaniały wszystko na tyle, że nie miałam pojęcia, która może być godzina.

- Był już obiad? - spytałam nieprzytomnie, wpatrując się w przelatujące nieopodal ptaki.

- Lizz, jest po szóstej. Niedługo kolacja.

- Która? - powiedziałam.

Rozbawiony chłopak pokręcił głową, również podnosząc się z ziemi. Poprawiłam ubranie, po czym złapał mój nadgarstek, ciągnąc w tylko sobie znanym kierunku.

Przyspieszyłam, aby nadążyć za brunetem, co chwilę pytając gdzie idzie. W końcu zatrzymał się przed jakąś górką. Podszedł do drzewa i pociągnął jedną z gałązek.

Wybałuszyłam oczy, gdy część ziemi zniknęła, tworząc mały korytarz. Szliśmy, szliśmy i szliśmy, aż w końcu znaleźliśmy się w Hogwarcie.

Wyszliśmy przez jeden z obrazów, niemalże biegnąc do Wielkiej Sali. Wpadliśmy do pomieszczenia, zwracając na siebie uwagę.

Moje policzki lekko zaczerwieniły się przez spoczywający na mnie wzrokiem minimum dwudziestu osób.

Usiadłam na ławce czując, że jestem obserwowana przez przyjaciół. Chwyciłam w dłoń kubek, wypełniając go herbatą. Do drugiej wzięłam kanapkę, którą odrazu zaczęłam jeść.

- Może jakieś cześć? - spytała Evans.

- Cześć. - mruknęłam obojętnie.

Dziewczyna parsknęła, co spowodowało moje przewrócenie oczami. Wzięłam łyk napoju, zwracając się w kierunku Huncwotów.

- Gdzie Peter? - spytałam, zauważając nieobecność chłopaka, która zaczynała być codziennością. - Mam wrażenie, że przyjaźni się z wami, żeby być popularny.

- Myślisz? - odparł Black, podpierając brodę na ręce. - W sumie trochę tak to wygląda.

Wzruszyłam ramionami, odstawiając naczynie. Podniosłam się, chcąc odejść, co powstrzymał uścisk rudej na moim nadgarstku.

- Gdzie idziesz?

- Do siebie. - powiedziałam, próbując wyszarpnąć dłoń. - Puść mnie.

Mimo mojej prośby, Gryfonka wzmocniła chwyt, przez co zagotowało się we mnie. Przymknęłam oczy, wiedząc, że zaraz wybuchnę.

Wzięłam głęboki wdech, a gdy podniosłam powieki moje oczy nienaturalnie błysnęły, czego byłam w pełni świadoma.

- Powiedziałam coś. - warknęłam, a moja skóra podniosła temperaturę o kilkadziesiąt stopni, patrząc palce Lily. - Dobranoc.

Niewinnie uśmiechnęłam się do reszty, opuszczając Wielką Salę. W ślad za mną poszedł Ślizgon, który szybko mnie dogonił.

- W porządku? - spytał, obejmując mnie ramieniem i przyciągając do swojego ciała.

Moja głowa zderzyła się z torsem chłopaka. Zaciągnęłam się dobrze znanym mi już zapachem, nie zwalniając.

- Ta. Evans mnie zirytowała, ale jest okej.

Poczułam musnięcie jego ust na czole, co spowodowało ścisk w moim brzuchu. Uśmiechnęłam się pod nosem, zastanawiając się czym sobie zasłużyłam na kogoś takiego jak Regulus.

Po kilku, ciągnących się w nieskończoność minutach, dotarliśmy do Wieży Zegarowej. Z ulgą zrzuciłam trampki ze stóp, padając na kanapę.

Materiał ugiął się, dzięki czemu wiedziałam, że brunet był obok mnie. Wyciągnęłam rękę w jego kierunku, przy okazji się przeciągając. Chwycił moją dłoń, głaszcząc jej wierzch.

Wtuliłam policzek w misji materiał jego bluzy, obejmując go. Czułam, że Black głaskał mnie po włosach, co powodowało uśmiech na moich ustach.

Nagle wstałam, dezorientując tym chłopaka. Zaśmiałam się pod nosem z jego miny, poprawiając podwinięty rękaw.

- Idę się wykąpać. - oznajmiłam, odwracając się.

- Mogę z tobą?! - usłyszałam przytłumiony krzyk Regulusa, który spowodował moje zażenowanie i jednocześnie rozbawienie.

- Nie!

Wychyliłam się zza drzwi, przy okazji rzucając w jego kierunku butelką z szamponem.

Hogwarts Secret | Marauders EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz