Rozdział 6

86 4 4
                                    

Otworzyłam oczy czując okropny ból głowy. Rozejrzałam się i stwierdziłam, że znajduję się na obrzeżach Hogsmead, a dokładniej leżę w jakiejś trawię.

Wystraszona zaczęłam szukać przyjaciela. Podniosłam się na kolana i próbowałam wypatrzeć Ślizgona. Nie wiem ile czasu minęło. To mogło być równie dobrze kilkanaście sekund albo pół godziny.

Zobaczyłam go. Leżał na trawię z zamkniętymi oczami. Był cały w krwi. Szybko do niego podeszłam i sprawdziłam czy żyje. Ledwo oddychał.

Szybko rozerwałam jego koszulę, przyciskając ją do rozszczepionej ręki. W międzyczasie z torebki wyciągnęłam różdżkę.

- Miodko! - krzyknęłam trzęsącym się głosem.

- Tak? - spytała, po czym zobaczyła chłopaka i rozszerzyła oczy. - Co się stało?!

- Przynieś mi dyptam i Szkiele-Wzro. Byle szybko! - powiedziałam przecierając oczy, aby coś widzieć. - Zaraz będzie dobrze Reggie... - szepnęłam i związałam włosy.

Skrzatka znów się przede mną pojawiła, podając mi dwie buteleczki. Trzęsącą dłonią wylałam pierwszą ciecz na zakrwawioną nogę, która zaczęła się powoli leczyć.

- Pomóż mi go podnieść Miodko.

Razem ze skrzatką posadziłyśmy nieprzytomnego Blacka i wlałam mu do buzi drugi eliksir. Chłopak zaczął kaszleć, przez co aż podskoczyłam.

- Nie ruszaj się Reggie. Zaraz będzie dobrze, dam ci wody. - mruknęłam odgarniając włosy z jego twarzy, gdy otworzył oczy.

Przetransmutowałam pierwszego kija pod ręką w kubek, do którego za pomocą zaklęcia Aguamenti wlałam wodę.
Podłożyłam naczynie pod usta Ślizgona, który zaczął ją łapczywie pić.

- Zaraz przeniosę Cię do Hogwartu.

Po kilku minutach, gdy Regulus odzyskał świadomość, podniosłam go za pomocą zaklęcia, po czym jak najszybciej poszłam do Hogwartu.

Na moje nieszczęście, było późno i na błoniach nie było nikogo kto mógłby mi pomóc.

Gdy weszłam do zamku, zaczęłam krzyczeć z nadzieją, że ktoś do mnie podejdzie i mi pomoże. Moje życzenie spełniło się, ponieważ zza rogu wyłonił się Syriusz.

- Merlinie! Co się stało?! - spytał podbiegając do nas.

- M...musieliśmy uciekać i... i Reg się rozszczepił... - zaczęłam mówić, lecz moje słowa zagłuszał szloch.

Black bez słowa wziął swojego brata na ręce i jak najszybciej pobiegł do Skrzydła Szpitalnego.
Ruszyłam za nim, a po chwili byliśmy w pomieszczeniu.

- Co się stało?! - spytała zszokowana Pani Pomfrey, widząc zakrwawionego chłopaka, którego Łapa położył na łóżku.

- Rozszczepił się... - sapnęłam padając na kolana z emocji i wycieńczenia.

Gryfon odrazu do mnie podszedł, pomagając mi usiąść na materacu.
Skuliłam się, obserwowując pielęgniarkę, która zaczęła opatrywać Ślizgona.

- Ktoś już to opatrywał? - bardziej stwierdziła, niż spytała.

- Polałam ranę dyptamem i podałam mu Szkiele-Wzro. - wydusiłam, ciągnąc włosy.

- Dobrze zareagowałaś. - pochwaliła, majstrując coś przy ranię. - Z tobą wszystko w porządku?

- Chyba tak... - mruknęłam, nadal nie do końca kontaktując.

- Nie sądzę. - powiedział Syriusz. - Ledwo siedzisz.

- Podam Ci coś na wzmocnienie i uspokojenie. - odparła kobieta, podając mi dwie buteleczki, których zawartość natychmiastowo wypiłam. - Powiedz mi słońce, co się stało. - powiedziała siadając przy mnie.

Opowiedziałam jej cały ciąg wydarzeń, a ona wystraszona, wysłała Gryfona po dziadka i kazała mi się położyć.

Rozłożyłam się na materacu, czując, że moje ręce się trzęsą. Nie zdążyłam dobrze odetchnąć, a do pokoju dosłownie wpadł Dumbledore.

- O co chodzi? El? Co się stało? - pytał zdezorientowany.

Madame Pomfrey zaczęła tłumaczyć mu sytuację. Mężczyzna odrazu wezwał aurorów i zmartwiony usiadł obok mnie. Całej sytuacji przyglądał się Łapa, który nijak nie rozumiał co się wokół niego dzieje.

Gdy dyrektor szkoły wyszedł, a ja poczułam wyrzuty sumienia. Syriusz stał się dla mnie ważny i nie chciałam go oszukiwać, a byłam pewna, że zauważył inne traktowanie mnie przez Albusa.

- Łapo... - zaczęłam spokojnym głosem.
- Chyba muszę Ci coś wytłumaczyć. Ja... nazywam się Elizabeth Froy-Dumbledore.

- Co? - spytał, chyba myśląc, że żartuje.

- Albus Dumbledore to mój dziadek, a ja mieszkam w Hogwarcie od piętnastu lat.

- Ale... Jak to? On nie ma dzieci... A ty się tu nie uczyłaś... - zaczął, siadając na łóżku.

- Udawajcie, że mnie tu nie ma. Lubię słuchać dramatów. - parsknął ironicznie Ślizgon, po chwili kaszląc.

- Walnąć Ci? - spytał starszy chłopak.

- Nie ma dzieci, bo moi rodzice nie żyją, a nie uczyłam się tu, bo bał się o moje bezpieczeństwo. - wytłumaczyłam.

Co dziwne, Syriusz przyjął te wiadomości nadzwyczaj dobrze. Kolejne pół godziny w trójkę rozmawialiśmy. Reg czuł się o wiele lepiej, a mi całkowicie nic nie było.

Niestety przed dwudziestą trzecią, pielęgniarka wyprosiła Gryfona. Jeszcze chwilę rozmawiałam z przyjacielem i pogrążyłam się we śnie.

                                  •••

Wpadłam do sali, robiąc zamieszanie. Uśmiechnęłam się lekko, czując jak się rumienię.

- Bardzo przepraszam, ale Madame Pomfrey nie chciała mnie wypuścić. - mruknęłam zdyszana.

- Niech będzie. - mruknęła McGonnagall.
- Siadaj i otwórz podręcznik na stronie czterdziestej ósmej stronie.

Cicho dziękując zajęłam miejsce obok Lily, która spojrzała na mnie wymownym wzrokiem, informując mnie, że będę musiała wszystko jej opowiadać.

Nieudolnie próbowałam skupić się na lekcji, która na szczęście była teoretyczna. Co chwilę dostawałam w plecy kulką papieru, lub spadała ona na ławkę. Odwróciłam się zabijając Jamesa wzrokiem, na co on udawał skupionego na temacie.

Cicho parsknęłam i kręcąc głową wróciłam do zapisywania notatek. Kilka minut później rozbrzmiał dzwon informujący o końcu lekcji.

Wyszłam z klasy, słysząc marudzenie wszystkich, na zadane przez nauczycielkę wypracowanie.

- Dwa pergaminy?! - jęknęła męczeńsko Marlene. - Co się szczerzysz Black? Powybijać Ci te żeby? - warknęła, powstrzymując uśmiech.

Dotarliśmy pod klasę, gdzie odbyć się miała lekcja Mugoloznawstwa.
Nagle poczułam uścisk na nadgarstku, a po chwili byłam w ciemnym zaułku, widząc tylko zielone oczy.

- Coraz bardziej mnie przerażasz.

- Co się stało? Czemu byłaś w Skrzydle Szpitalnym? - zaczęła wypytywać z widoczną troską w głosie.

Zaczęłam opowiadać wszystko dziewczynie, albo bardziej próbowałam jej to opowiedzieć, bo co chwilę musiałam przerywać, przez jej gwałtowne oddechy.

- To straszne! - krzyknęła. - Mogłaś zginąć! Co oni sobie w ogóle myśleli?! - zaczęła, mocno mnie przytulając.

- Spokojnie Lilcia. Nic mi nie jest, a z Regulusem też jest lepiej. - szepnęłam, obejmując przyjaciółkę.

Hogwarts Secret | Marauders EraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz