Rozdział 16

1 1 0
                                    

Chase

Wreszcie nadeszła pora, na którą czekałem - Święto Najdłuższej Nocy. Już od kilku dni trwały przygotowania. Kuchnia aż wrzała od ciągłego gotowania, pieczenia czy smażenia. Raz jak chciałem wejść po mleko, to po pierwsze prawie się ugotowałem z gorąca, po drugie dostałem łyżką bym wyszedł. Więcej tam nie wchodziłem. Kocham gorąc, ale tam to była przesada.
Ciągle coś się działo. Gdy mogłem zgłaszałem się do pomocy. Albo przy dekoracji, albo przy sprzątaniu, czy przy sprzątaniu po sprzątaniu. Chciałem pomóc tak bardzo jak byłem w stanie. Były jednak momenty gdy miałem dość i po prostu ukrywałem się z dala od innych. Nawet nie byłem zmęczony ciałem. Trochę jakby... zmęczenie umysłu? To było coś zupełnie nowego. Nie pokazywałem tego innym, nie chciałem nikogo martwić. Miałem nadzieje, że to chwilowe i szybko minie. Dziewczyny zawołały mnie na przymiarkę stroju jakoś dzień przed świętem. Pare dni wcześniej zebrały ze mnie wymiary. Każdy miał być ubrany podobnie i elegancko.

— I jak? — spytały wszystkie na raz gdy już zobaczyłem się w lustrze.

Szczerze, nie podobał mi się. Jak dla mnie był przesadzony i strasznie ciężki. Składał się z czarnego płaszcza przeszywanego złotą nicią, białej koszuli i czegoś białego na nogi. Nie jestem pewien co to było, ale na pewno bardzo obcisłe i niewygodne. Nie umiałem im powiedzieć, że mi się nie podoba. Nie chciałem ich urazić, ani dodawać pracy. I tak miały ręce pełne roboty przez to wszystko.

— Jest... idealny! Bardzo mi się podoba! — powiedziałem z uśmiechem. Byłem w szoku jak lekko przeszło mi kłamstwo. Czułem się z tym źle, ale nie widziałem innej opcji.

— Świetnie! — widziałem po ich twarzach ulgę. — Chociaż jeden nie ma pretensji.

— Praktycznie każdy przed tobą coś miał. Więc masz szczęście. — zaśmiała się jedna z nich wymachując mi przed twarzą igłą.

Tylko się zaśmiałem by ukryć strach. Szybko się przebrałem z powrotem i opuściłem pracownie. Byle by uniknąć dalszego kłamania.
Wraz z rozpoczęciem świątecznego dnia wszystko się uspokoiło. Jedzenie gotowe, dekoracje, występy wieczorne, stroje. Jeśli ktoś coś jeszcze wykańczał, to robił to pokryjomu. Czekałem z niecierpliwością na wieczór. Nigdy nie świętowałem w dużym gronie. Odkąd byłem sam zawsze obchodziłem święta spokojnie, śpiewając sam do siebie różne piosenki. Z opowieści mamy wiem, że w dużych grupach są różne zabawy i posiłki. Patrząc na przygotowania mówiła prawdę. Ubrałem się w ten strój. Zastanawiałem się jak mam w tym w ogóle chodzić. Miałem wrażenie jakby ktoś mi związał nogi. Stałem przed lustrem w domku ciągle próbując znaleźć chociaż jedną zaletę tego ubrania. Nie umiałem znaleźć żadnej. Rey wrócił dopiero przed samym rozpoczęciem. Jego strój był inny, dużo lżejszy.
Widząc mnie zmarszczył brwi.

— Widzę, że się ugiąłeś. — powiedział.

— Nie powiedziałbym tak... — pisnąłem.

— Tak? No cóż, nazywaj to jak chcesz. — podszedł do szafki, sprawdził coś na liście i odłożył ją z powrotem. — Jak gotów, to idziemy. Słońce zachodzi.

Skinąłem głową, po czym wyszliśmy na plac. Wszyscy powoli się zbierali. Rozmawiali ze sobą wyjątkowo głośno jakby nie mieli kontaktu przez cały dzień. Stałem tak blisko Reya, że przysięgam słyszałem jak mu serce wali. Miałem wrażenie jakby wszystkie mięśnie mu zesztywniały. Nawet chyba był trochę wyższy niż zazwyczaj.
Nagle wszystkie pochodnie zapłonęły. Wystraszyłem się i przytuliłem rękę Reya.

— To tylko ogień. — warknął.

— Wiem... — puściłem go.

Wziął głęboki wdech i powolnym krokiem wyszedł na środek.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz