Rozdział 20

0 1 0
                                    

Chase

Ten miesiąc zleciał tak szybko, że gdy spojrzałem któregoś poranka na kalendarz omal się nie przewróciłem. Nadszedł ten dzień - dzień spotkania z tatą. Umówiliśmy się na nie podczas ostatniej rozmowy. Zapraszanie go do watahy to był narazie niezbyt dobry pomysł, najpierw musiałem wyczuć grunt. Powiedział, że dla niego to nie problem by przyjechać do tej ludzkiej wioski nieopodal, więc idealnie. Jedynym problemem był Rey. Nie wiedziałem jak mu powiedzieć, że tata przyjeżdża na nasz kontynent. Bałem się, zwyczajnie się bałem. Ostatecznie zdecydowałem się na podstęp.

— Rey! — zawołałem wlatując mu do biura. — Pójdziesz ze mną do wioski?

— Co? — uniósł oczy znad książki. — Po co?

— Dowiedziałem się, że przywieźli tam jakieś nowe książki. Myślę, że powinniśmy tam zajrzeć.

— Książki powiadasz? A jakieś konkrety wiesz?

— Niestety nie, ale na pewno trafimy na coś ciekawego.

Jak jeszcze niedawno czułbym się bardzo źle po kłamstwie, teraz nie. To było kłamstwo w słusznej sprawie.

— No dobra, a kiedy chcesz tam iść?

— Tak po południu? Będzie cieplej.

— Dobrze, to spotkajmy się pod bramą.

— Dziękuje!

Lekko się uśmiechnął, pokręcił głową i wrócił do czytania. Wyszedłem w podskokach. Plan wyszedł, Rey nie wykrył podstępu.

Po godzinie trzynastej zgodnie z planem przyszedłem pod bramę. Rey już na mnie czekał. Ruszyliśmy w kierunku wioski. Przez całą drogę nie mogłem powstrzymać trzęsienia się, uśmiechania czy podskoków. Już tak chciałem go zobaczyć, usłyszeć jego głos na żywo, bez tego durnego szmerania.
Pierwszy raz byłem w tej wiosce odkąd poznaliśmy tam Neila i Evie. Największą zmianą były zapachy. Czułem dużo więcej świeżego jedzenia, co się dziwić, mieliśmy już wiosnę. Ludzie też byli jacyś tacy żywsi.

— Zanim my je znajdziemy na tym targu to lata miną. — mruknął Rey widząc tłum kotlący się przy straganach. — Może się rozdzielmy i po prostu się zawołamy jak będą?

— Dobrze. — wolałem by Rey był ciągle ze mną, ale nie chciałem robić mu problemu odmową.

Rozdzieliliśmy się więc, a ja wypatrywałem. W sumie nie do końca wiedziałem czego się spodziewać. Wiedziałem tyle, że o czternastej miał się pojawić na rynku.
Wtedy wyczułem zapach tak ostry, że aż kichnąłem. Ostry, bo bardzo podobny do zapachu Reya, ale to na pewno nie był on. Spojrzałem w stronę tego zapachu. Przy jednym z domów stał wysoki mężczyzna z twarzą ukrytą pod kapeluszem. Postury był identycznej jak Rey. Gdybym nie wiedział jak mój brat był ubrany tego dnia (i gdybym nie wiedział jak pachnie) pomyślałbym, że to on. Ubrany był bardzo ozdobnie, elegancko. Cały płaszcz miał przeszywany złotą nicią. Uniósł głowę i myślałem, że zwariowałem. Z twarzy wyglądał jak starsza wersja Reya. Jedyne co ich odróżniało to oczy. Ten mężczyzna miał błękitne oczy, tak jak ja. Ten sam intensywny błękit.To na pewno był on - tata.
Bardzo niepewnie, na trzęsących się nogach podszedłem do niego.

— Dzień dobry. — powiedziałem.

— Dzień dobry. Chase, mam racje? — powiedział i ściągnął kapelusz. Przewidywałem, że jest blondynem, też tak jak Rey i ja, ale nie. Jego włosy były ciemno brązowe z paroma siwymi włosami.

— Tak. — jedyne co byłem w stanie to się uśmiechać. Policzki bolały mnie okropnie, ale dało się przeżyć.

— Jesteś jeszcze bardziej podobny do Sophie niż sądziłem.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz