Rozdział 34

0 0 0
                                    

Chase

Zasypiając bardzo bałem się, że zaśpię. Na szczęście podniosłem się długo przed wschodem słońca. Nie wiedziałem czy powinienem obudzić Reya, więc przygotowywałem się po cichu. Tym razem stroje przygotowywane przez dziewczyny nawiązywały do strojów narodowych z miejsc, z których pochodziliśmy. Pomysł fajny, tylko czy zwierzęta powinny przebierać się za ludzi...? Nie chciałem psuć im zabawy więc nic o tym nie wspominałem na przymiarkach kilka dni wcześniej. Grzecznie zabrałem to co mi przygotowały. Teraz zostało to założyć.
Wyglądałem w tym naprawdę dobrze, dużo lepiej niż w ostatnim. Czułem się też lepiej. Z tyłu głowy miałem myśl, że mogło być lepiej oraz, że dziewczyny nie potrzebnie poświęciły czas. Odtrącałem ją najbardziej jak byłem w stanie. Cały strój był bardzo kolorowy, pełen wzorków, ale z kolorów dominowała czerwień. Głównie składał się z ponczo i takiej uroczej czapki z frędzelkami. Wyglądałem w nim podobnie do ludzi co widywałem podróżując po górach. Jedne z niewielu rzeczy, które ze mnie nie zwisały. Musiałem sobie wreszcie wymienić ubrania, bo szansa, że urosnę do rozmiaru Reya była mała.
Po przygotowaniu się wreszcie go obudziłem. Dzisiaj spał wyjątkowo spokojnie, aż zastanawiałem się czy coś się nie stało.
Gdy otworzył oczy wydawał się jakby myślał, że ciągle śpi.

— Co to za nieludzka godzina... — mruknął kładąc się twarzą do poduszki.

— Zaraz wschodzi słońce. — powiedziałem spokojnie delikatnie dotykając go w ramię.

W sekundę się poderwał i odskoczył do ściany. Patrzył na mnie z przerażeniem jakbym go zaatakował. Nie wiedziałem co zrobiłem nie tak, ale jego reakcja wystraszyła i mnie.
Przecież tylko lekko go szturchnąłem...

— Ja... Przepraszam... — powiedziałem cofając się do tyłu. Oczy już zaczęły mi się robić wilgotne.

Schował twarz w dłoniach by po chwili już być „normalnym".

— Chasiu... Ah... Przepraszam... — powiedział z wyraźnym wstydem.

— Nic się nie stało... — powiedziałem robiąc kolejny krok do tyłu.

— Stało. — strzepnął głową. — Nie dotykaj mnie w tym miejscu nigdy więcej, dobrze?

— Dobrze... — wiedziałem, że nie chciał tak zareagować. Nie kontrolował się, to nie jego wina.

— Jeszcze raz cie przepraszam... Tylko proszę cie, nie płacz.

— Nie płaczę. — otarłem oczy i uśmiechnąłem się.

— Która godzina?

— Trzecia...

— Dobra... Czas się zbierać.

Poczekałem aż się ubierze byśmy poszli na miejsce razem. Wolałem udawać, że nic się nie stało. Wolałem by się uspokoił, nie powinien się denerwować w tak wesoły dzień.
Strój Reya był w zupełnie innym stylu niż mój. Składał się z granatowego płaszcza, czarnych spodni i śmiesznych białych podkolanówek.

— Tak chodzą Norwegowie? — spytałem.

— Nie zawsze, na specjalne okazje. Na upartego tobie też mogli taki zrobić. — mówiąc wiązał włosy. Zastanawiałem się jakim cudem jest w stanie tak szybko robić sobie warkocz. Mi zrobienie samego kucyka zajmowało z dziesięć minut.

— Nie jestem człowiekiem. — wzruszyłem ramionami. — Mi tam wszystko jedno.

— Słuszna uwaga, ale zwierzęta nie mają strojów ludowych.

— Szkoda.

— Fakt, szkoda. Ale plus taki, że to jedno ludzie robią dobrze. Większość strojów ludowych jest naprawdę piękna. A, że mamy bardzo zróżnicowaną etnicznie watahę może być ciekawie.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz