Rozdział 14

0 1 0
                                    

Chase

Z rana obudził mnie chłód. Inny niż zazwyczaj, dużo ostrzejszy. Podniosłem się z łóżka i coś mnie podkusiło by wyjrzeć za okno. Odciągnąłem zasłonę i przez moment po prostu się patrzyłem na to co było na zewnątrz. Z nieba powoli spadały drobne, białe kropeczki. Ocknąłem się po dłuższej chwili i wyszedłem z domku. Mróz był jeszcze bardziej odczuwalny, dodatkowo wiatr. Deski tarasu były lodowato zimne. Szybko z niego zszedłem by stanąć pod gołym niebem. Słońca praktycznie nie widziałem, zasłaniały je chmury. Teraz widziałem te kropeczki jeszcze lepiej. Opadały zupełnie bez pośpiechu na ziemię. Wyciągnąłem dłoń przed siebie. Spadło na nią kilka kropek, które okazały się płatkami. Każdy wyglądał inaczej, było to takie... niesamowite. Ale z drugiej strony przykre było to, że ledwo co dotykały mojej dłoni i zaraz znikały. Jedyne co pozostawało to kropelki wody. Dziwne, bardzo. Tym bardziej, że gdy płateczki lądowały na ziemi, moich włosach, albo koszuli to nie znikały. Co to za dziwaczny twór...
Im dłużej tak stałem tym większy chłód czułem. Wiatr przybrał na sile rozwiewając mi włosy gdzie tylko był w stanie. Płateczki powoli tworzyły białą warstwę na ziemi. Spadały coraz gęściej. Były jak deszcz. Trochę przypominało mi to wielki tłum. Jeden płatek był malutki, ale gdy zebrało się ich wiele stawały się czymś silnym. Ciekawa, też życiowa rzecz.
Prawie podskoczyłem słysząc kroki za sobą. Najpierw idące po deskach, a następnie po ziemi. Były to kroki, które znałem doskonale - Rey.

— Czyli mamy zimę. — powiedział stając obok mnie.

— Zima... Te płatki ją przywołują? — spytałem.

— Nie, ale informują o jej nadejściu.

— Oh... Jak to się nazywa?

— Śnieg, to jest po prostu śnieg.

— Naprawdę? Zawsze jak mama opisywała mi śnieg wyobrażałem go sobie inaczej.

— W jaki sposób?

— Jako masę przypominająca glinę.

— No to widzisz, jest trochę inaczej.

— A czemu płateczki znikają jak dotkną mojej dłoni? Nie lubią mnie?

— Nie o to chodzi. — uśmiechnął się z rozczuleniem. — To zamrożona woda. Twoje ciało jest ciepłe, więc ją roztapia.

— Aa, czyli to coś jak lód?

— To dosłownie lód, tylko dużo drobniejszy.

— Ale dziwne... i też piękne.

— Fakt. Wyobraź sobie, że niedługo wszystko będzie białe. Cały las.

— Naprawdę? Na zawsze?

— Niestety, albo stety, nie. Śnieg zniknie wraz z wiosną. Ale spokojnie, jest do niej jeszcze kilka miesięcy.

— To dobrze! Oby był jak najdłużej, bo jest piękny.

— Tutaj może nie być go tak dużo. Jeszcze dalej na północ mógłbyś zobaczyć warstwę śniegu mającą kilka metrów.

— Wyższą od ciebie?

— I to dużo wyższą.

— Chciałbym to zobaczyć.

— Może kiedyś będzie okazja.

Wiatr ruszył jeszcze mocniej. Zimny dreszcz przeszedł całe moje ciało. Jak wcześniej lekko drżałem, tak teraz się trzęsłem. Rey musiał to zauważyć, ściągnął płaszcz i zarzucił go na mnie.

— Na przyszłość - Mamy taką porę roku, że lepiej nie wychodź bez okrycia na zewnątrz. Jeszcze się pochorujesz. — mówił obojętnie, ale jednak musiał się martwić skoro w ogóle tak mówił.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz