Rozdział 27

2 1 0
                                    

Chase

Rano obudziło mnie pukanie w okno. Początkowo myślałem, że to Lakszmi, więc podchodząc ledwo kontaktujący do drzwi już zacząłem mówić jej imię, ale to nie była ona, a Evie.

— Pamiętasz jak mówiłeś, że jesteś moim dłużnikiem? — powiedziała nawet się nie witając.

— Tak... — mruknąłem przecierając oczy.

— To zbieraj się i chodź. Potrzebuje kogoś do pomocy w liczeniu zapasów leków.

— Już, już... — zamknąłem drzwi by pójść w miarę się ogarnąć.

Doprowadziłem się do całkiem dobrego stanu i wyszedłem ponownie.
Odwróciła się i ruszyła w stronę swojego domku. Niezbyt rozumiałem czemu akurat mnie poprosiła o pomoc. Faktycznie, miałem wobec niej dług, ale zbyt przydatny w liczeniu to ja nie jestem. Matematyka to nie jest moja specjalność.
Wpuściła mnie do swojego domku i od razu wyciągnęła wszystkie szuflady czy pudełka z ziołami na ziemie. Zabrała z szafki kartkę papieru, pióro i usiadła na podłodze. Wolałem poczekać na jej dalsze instrukcje więc stałem i patrzyłem.

— Zamierzasz tak stać cały dzień? — spytała marszcząc brwi.

— Nie... — natychmiast usiadłem naprzeciwko niej. Spojrzałem po ziołach wchłaniając ich silny zapach.

— Ja ci mówię ile czego jest, a ty zapisujesz. — podała mi tą kartkę z piórem.

Skinąłem głową w odpowiedzi. Patrząc na te wszystkie zioła zastanawiałem się jak ona je rozpoznaje i wie co jest czym.

— Siedemset gram melisy. — powiedziała odkładając jeden z większych woreczków za siebie.

Zapisałem najładniej jak umiałem. Przez chwile musiałem przypominać sobie jak napisać liczbę siedem. Ostatecznie coś nabazgrałem, miejmy nadzieje, że przypominało to siódemkę.
Wymieniła mi tak każde z kolejna. Większość nazwy tych roślin słyszałem pierwszy raz w życiu. Chociażby jak krwawnik czy ostropest plamisty. Evie była taka dziwnie spokojna. Nie miała tego wiecznego zdenerwowania w sobie. Aż zacząłem się zastanawiać, czy nie jest przypadkiem chora. Chciałem ją o to spytać, ale przerywanie jej chwil spokoju byłoby z mojej strony bardzo niemiłe. Zresztą to nie było częścią mojego zadania.

— Powoli kończymy, zaraz cię puszczę. — powiedziała przerywając maraton liczb i nazw.

— Nie śpieszy mi się. — odpowiedziałem. — Właściwie... Czemu poprosiłaś mnie o pomoc?

— Bo dziewczyny mają mnie dość, a gdybym poprosiła jakiegokolwiek faceta innego niż ty to musiałabym się ciągle z nim użerać. Ty jesteś w miarę bezpieczną opcją pomocy.

— Dlaczego?

— Jeszcze nie słyszałeś? Aż dziwne, dość długo tu jesteś. Widzisz, paru idiotów wymyślilo sobie cudowną zabawę, albo raczej wyzwanie kto pierwszy mnie poderwie. — powiedziała ironicznie z nutą obrzydzenia.

— Ale po co? Czemu?

— Bo jestem piękna, mądra, a ciągle sama. — nadal mówiła ironicznie. — Od Rozy dowiedziałam się, że paru gagatków założyło się który zdobędzie mnie pierwszy. Debile jebane bez śladów posiadania mózgu.

— Przecież to bardzo niemiłe.

— To mało powiedziane. Określiłabym to brakiem szacunku i wieloma innymi mocnymi epitetami... Ale czego innego się spodziewać po tych, którym zezwalano na takie zachowania od małego i nikt ich nie poprawiał.

— Czemu nikt tego nie zmienił?

— Bo się uznaje, że facet to może wszystko. Czasami aż żałuje, że nie urodziłam się z chujem... Ile życie byłoby prostsze.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz