Rozdział 19

0 1 0
                                    

Chase

Przez pewien czas sporo myślałem o tym wszystkim. Nie dawało mi spokoju kilka spraw. Pierwsza - tata. Tutaj chyba nie muszę mówić czemu. Jedyne co mnie powstrzymywało przed szukaniem go to rzecz druga - Rey. Bardzo kręcił na jego temat. Evie powiedział, że w ogóle go nie zna, mi, że mam go nie szukać i jest złą osobą,  a gdy zadzwonił stwierdził, że to ktoś zupełnie inny.  Wiedząc, że Rey to mądra osoba czułem, że celowo tak mieszał. Po to by ciężko było wydobyć prawdę. Prosił mnie bym nie szukał taty, ale tak bardzo tego chciałem...
No cóż, trudno. Rey musiał się pogodzić z moją decyzją. Nie musiał się w to mieszać jak nie chciał, nikt go nie zmusza.
Po podjęciu decyzji o poszukiwaniach zacząłem się zastanawiać gdzie zacząć. Dobrze, znałem jego dane i miejsce zamieszkania. To już dużo, ale nadal za mało. Zanim się z nim spotkam chciałem wiedzieć więcej o tym kim jest. Z podsłuchiwania plotek wywnioskowałem, że osobą, która może mi pomóc była Jagna - stara niedźwiedzica, najstarsza osoba w watasze. Za młodu pracowała w rejestrach metryk. Przez jej łapy przeszło ich tyle, że pewnie nawet tyle jaguarów na świecie nie ma. Jej domek znajdował się na samym początku bazy, któregoś dnia przyszedłem do niej. Siedziała na tarasie i dziergała coś na drutach.

— Dzień dobry. — powiedziałem podchodząc.

— Dobry, chłopcze. — odpowiedziała niedźwiedzica. Jej wiek był bardzo oczywisty już po samym wyglądzie. Cała pomarszczona, siwiutkie włosy, zmęczone życiem, ale jednak życzliwe oczy i pochylona postura.

— Ja... Mam małą prośbę.

— Oh, w czym mogę ci pomóc? — odłożyła powoli, trzęsącymi się dłońmi robótkę na stolik. Wskazała na krzesło po drugiej jego stronie. — Siadaj, proszę.

Uśmiechnąłem się i zająłem miejsce. Czułem taki stoicki spokój od tej starowinki. Jedna z chyba najspokojniejszych osób tutaj.

— Więc... Słyszałem, że masz duże rozeznanie w aktach.

— Ah, duże to za bardzo powiedziane. Aczkolwiek, tak, trochę się ich w mym życiu naczytałam.

— Bo... Chciałbym odszukać pewną osobę. A właściwie mam jej imię i nazwisko, ale chodzi mi o więcej informacji. Da się to jakoś wyszukać?

— A kogo poszukujesz? Może skojarzę, może kości już nie te, ale mój umysł pamięta zamierzchłe czasy.

— Wilhelma Ulvena.

— A czegoż szukasz od takiego szlachcica? — zmarszczyła brwi w zaciekawieniu.

— Szlachcica? Czyli znasz go?

— Każda osoba co bardziej siedzi w świecie kojarzy to nazwisko. Ulven to rodzina norweskich wilków szlachciców. Mają wielkie bogactwa. Nie będzie przesadą jak powiem, że to jeden z najmajętniejszych rodów wśród zwierząt. Axel Ulven założył wiele dekad temu korporacje architektoniczną. Współpraca z wybitnymi artystami przyniosła jego rodzinie potężną fortunę. Potem biznes przejął jego syn - Alfred, a teraz jest w rękach jego syna - Wilhelma. I jak mniemam, właśnie tego Wilhelma szukasz.

— Szlachcice...? A wiesz coś więcej?

— Hm... Wiem, że w aktach, kiedy jeszcze pracowałam, a to było dobre dwadzieścia lat temu nie widziałam by się ożenił. Z tego co wiem, firmą zarządza lepiej niż ojciec. Ktoś kiedyś porównał jego sposób prowadzenia do dziada. A to bardzo pochlebne porównanie. Nie znam tej rodziny osobiście, mówię tyle co wiem z akt oraz rozmów.

— A wiesz czy ma dzieci?

— Niestety nie. Wydaje mi się, że skoro żony nie ma, to i szczeniąt nie. Ale kto go tam wie. Coś jeszcze chciałbyś wiedzieć?

— Tak, skąd wiesz to wszystko?

— Oh, gdybyś spędził całe życie przeglądając życiorysy innych, to pewne po prostu zostają w pamięci. A akurat rody szlacheckie zawsze należały do moich ulubionych do śledzenia - najlepiej udokumentowane.

— Dziękuję, bardzo dziękuję! — wstałem i ostrożnie (by tej starowince krzywdy nie zrobić) przytuliłem.

Zamruczała w rozbawieniu i powoli też mnie objęła.
Po tym się pożegnałem i ruszyłem do Tessy - jednej z trzech osób w watasze posiadająych amtor. Pozostałe dwa mieli Rey i Evie. Do Reya oczywiście pójść nie mogłem, a Evie się bałem. Zresztą nie chciałem by dowiedziała się o kłamstwie Reya. Tessa więc była najbezpieczniejszą opcją. Nie musiałem długo prosić, pozwoliła od razu. Gdy wyszła z domku, zostawiając mnie samego dopadł mnie strach. Dotychczas byłem pewien, że chce się z nim skontaktować. Jednak gdy wreszcie stanąłem z tą piekielną maszyną twarzą w twarz uderzył we mnie strach.

A co jak jednak nie jest moim tatą?
Co jeśli nie będzie chciał ze mną rozmawiać?
Co jeśli zadzwonię do złej osoby?

Po dłuższej chwili, którą spędziłem na chodzeniu w koło i próbie uspokojenia się, usiadłem z powrotem. Trzęsącymi rękami napisałem dane na szkiełku i włożyłem je do maszyny. Nagle coś w niej strzeliło, przez co odskoczyłem w tył. Już myślałem, że coś zepsułem, ale chyba tak miło być. Czekałem aż druga strona odbierze. Serce waliło mi okropnie, cały się trzęsłem i ledwo łapałem powietrze. Wreszcie usłyszałem czyiś oddech.

— Halo? — odezwał się głos. Ten sam co ostatnim razem. Dobrze trafiłem.

— Dzień dobry. — powiedziałem.

— W czym mogę pomóc?

— Eee... — zaciąłem się na moment. Potrzebowałem dokładnie obmyśleć co chce powiedzieć. — Nie wiem czy mnie pan pamięta... Ostatnio rozmawialiśmy gdy dzwonił pan do mojego brata...

— Ah, to ty, ten Beta, tak?

— Tak, tak! Przepraszam, że ostatnim razem tak nagle przerwałem... Musiałem niestety.

— Rozumiem, nic się nie stało. Wracając... Mówiłeś, że twoja matka nazywa się Orzechowe Serce. To się bardzo ciekawie składa - byłem kiedyś z kobietą o tym imieniu. Powiedz mi, była niską, bardziej przy kości blondynką o brązowych oczach?

— Tak, chyba. — nigdy nie widziałem mamy jako człowieka, ale musiała wyglądać podobnie jak ja, była też prawie na pewno blondynką, tak jak ja!

— Powiedz mi ile masz lat?

— Dziewiętnaście.

— A z którego miesiąca jesteś?

— Września.

— Powiedz mi jeszcze, chłopcze. Skąd wiesz, że Ryan to twój brat?

— No... Tak wyszło, że system wykrył, że jesteśmy braćmi, nie wiem jak to działa, po prostu...

— Aha, czyli w ten sposób. Dobrze, dobrze... Posłuchaj, za mniej więcej miesiąc będę w stanie przyjechać do Ameryki. Co powiesz na rozmowę osobiście?

— Tak! Chętnie!

— Świetnie, mam tylko jeszcze jedną prośbę - byłbyś w stanie wziąć ze sobą brata?

— Em... może być ciężko, ale spróbuje go namówić.

— Dobrze, dziękuje. Niestety mam pracę więc... Odezwę się później, Wschodzący Księżcu. Dobrze pamiętam?

— Tak, ale może pan mi też mówić Chase.

— Dobrze, to do następnego. Chase.

I się rozłączył. Gdy tylko przestałem słyszeć jakiekolwiek dźwięki pisnąłem ze szczęścia. Byłem tak szczęśliwy, że chciałem tańczyć, krzyczeć, płakać. No dobra, akurat płakanie już spełniłem. Szansa na przypadek była bardzo mała. Jeśli wszystko poszłoby dobrze już za miesiąc poznałbym swojego tatę. Spełniłoby się moje marzenie...
Tylko teraz jak przekonać Reya do tej misji...
Albo ewentualnie, jak go podejść by poszedł nie koniecznie wiedząc...

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz