Rozdział 29

1 1 0
                                    

Chase

Odkąd powiedziałem Reyowi, że go kocham miałem wrażenie jakby czuł się przy mnie dużo swobodniej i bezpieczniej. Dopiero wtedy zobaczyłem jak diametralnie się różni gdy jest spięty (czyli jak znałem go wcześniej) od tego gdy jest rozluźniony. Mówił spokojniej, miał spokojniejsze ruchy, nie zaciskał tak dłoni praktycznie cały czas. Gdy obserwowałem jak zachowuje się wobec innych był taki sam jak wcześniej. Tylko przy mnie był taki spokojny. Nie spodziewałem się, że dwa słowa zmienią tak wiele. Jeszcze bardziej zaciekawiło mnie to, co siedzi mu w głowie i dlaczego tak gwałtownie zareagował gdy mu to powiedziałem. Nie chciałem przerywać jego spokoju. Był zbyt szczęśliwy by mu to niszczyć. Dlatego czekałem na dobry moment by zacząć zadawać pytania. Czekając dręczyły mnie myśli. Różne scenariusze, wizje, domysły. Nie dawały mi spokoju. Nie mogłem zapomnieć nawet przebywając wśród innych. Zacząłem brać więcej leku od Evie. Ale nie dużo! Tylko pięć łyżeczek dziennie. Pomogły mi przetrwać to oczekiwanie. Myślom o przeszłości Reya towarzyszyła chęć spotkania z tatą, na które nalegał od dłuższego czasu. Ostatnio widzieliśmy się na początku kwietnia. Dochodził jego koniec.
Wreszcie zebrałem się na rozmowę z Reyem na ten temat. A raczej tylko na temat spotkania z tatą. Przepytywanie go ze wszystkiego na raz to byłoby za dużo.

— Rey... — powiedziałem rano gdy jeszcze leżeliśmy w łóżkach. — Może pójdziemy na spotkanie z tatą? Bardzo chciał się z nami zobaczyć.

— Poprawka, z tobą. Ja jestem dodatkiem. — burknął przewracając się ja drugi bok.

— Ale on wyraźnie mówił „wami dwoma".

— Nie chce byś się smucił, dlatego wspomina też o mnie. Tak naprawdę chodzi mu tylko o ciebie.

— Na pewno nie!

— Na pewno tak, sam z siebie za cholere nie chciałby mnie widzieć.

— Czemu tak bardzo nie wierzysz w jego dobre zamiary?

— Bo już kiedyś uwierzyłem i przejechałem tym porządnie.

Za każdym razem gdy rozmowa przechodziła na temat taty Rey zaczynał mówić jakby bolało go gardło. Przerywając i charcząc co chwile. Jakby celowo unikał niektórych słów potrzebnych do zrozumienia, albo mówił tak szybko, że wychodziła niezrozumiała zbitka słów.

— Każdy się zmienia, on na pewno też! Jak długo się nie widzieliście?

— Siedemnaście lat...

— Ile...? — dobra, tu mnie zaskoczył i to porządnie. To było... bardzo długo. Stwierdziłem, że mogę przebić to w coś dobrego. — To miał bardzo dużo czasu by się zmienić!

— Przez te kilka godzin zobaczyłem, że za chuja się nie zmienił. Dalej patrzy na mnie z tą samą wyższością i obrzydzeniem jak kiedyś.

— Wcale się tak nie patrzy!

— Robi to kiedy nie widzisz.

— Na pewno nie.

— Chase, nie kłóć się ze mną, przecież widzę.

Nie przyzna mi racji...

To jak? Pójdziesz?

— Jeśli się nie zdecyduje to i tak pójdziesz sam, prawda?

— Może...

— Czyli pójdziesz... Dobra, idę z tobą.

— Czemu tak bardzo nie chcesz puścić mnie samego?

— Dla bezpieczeństwa.

— Przecież nic mi nie zrobi! A nawet jeśli, to umiem się bronić. Nie musisz ciągle mnie pilnować.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz