Rozdział 12

0 0 0
                                    

Chase

Powinienem przywyknąć, że plan „Jutro rano" nigdy się nie spełnia. Przez cały dzień nie widziałem się z Reyem. Ja zajmowałem się rozmową z innymi oraz wróciłem do książki z biblioteki. Poza nią znalazłem parę innych o podobnej tematyce. Nie zawsze rozumiałem o co chodzi, ale starałem się jak mogłem. Im dłużej czytałem, tym bardziej wchodziłem w ten świat. To jak drobne gesty i małe zmiany w zachowaniu mają duże znaczenie było straszne, ale też piękne! Zrozumiałem, że muszę spędzić nad tym dużo więcej czasu by zrozumieć to w pełni. Nie umiałem robić tak szybko notatek jak Rey, jednak patrząc na niego zacząłem wyłapywać jego technikę. Znajdował najważniejsze informacje i potem spisywał je jako punkty. Próbowałem jej stosować, ale nie widziałem żadnego sensu w tym co spisywałem. Gubiłem się w tym wszystkim. Zamiast tego zacząłem pisać to w bardziej czytelny dla mnie sposób. Zajmował dużo dłużej, ale bardziej wiedziałem co robie. Zacząłem się zastanawiać co ja robiłem całymi dniami w dżungli, że nie wariowałem z nudów. Teraz tutaj zawsze miałem co robić. Albo rozmowy, polowania, czytanie, albo inne rzeczy. To życie było dużo szybsze, ale też ciekawsze. Nie żeby zwiedzanie opuszczonych budowli nie było ciekawe, ale spotykałem je rzadko. Za rzadko by dawały rozrywkę na długi czas. Dlatego często się nudziłem. Nuda tak weszła mi w krew, że do niej przywykłem. Z jednej strony to przykre, że przyzwyczaiłem się do nudy. Z drugiej przynajmniej już mnie to nie zaskakuje.
Wieczorem przypomniałem sobie o oglądaniu gwiazd jakie sobie zaplanowałem. Już zbierałem się z biblioteki gdy na mojej drodze stanęła Mary.

— Wreszcie cie znalazłam. — powiedziała. — Ty i Rey powinniście jakiś order ninja dostać.

— Order ninja...? Co to? — przekręciłem głowę na bok.

— To żart... Tak czy inaczej mam do ciebie sprawę. Moja mama była Betą przed tobą i w moim obowiązku jest przekazanie ci co teraz masz robić.

— A... Musi to być teraz?

— No przydałoby się. Nie zajmę ci dużo czasu.

— Oh... — chciałem odmówić, ale nie wiedziałem jak. Nie chciałem jej obrazić. — No dobrze.

— Świetnie. Więc tak. Jako Beta jesteś mediatorem watahy. Zajmujesz się rzeczami, którymi Alfa obecnie nie może. Doradzasz i pomagasz podejmować mu decyzje. To tyle.

— Mediator...?

— Rozwiązujesz konflikty.

— Oh... To chyba fajne? Tak myśle...

— No i dobrze. Widzisz, nie zajęłam ci długo. — uśmiechnęła się. — To już ci nie zajmuje czasu.

— Super, pa! — szybko ją wyminąłem.

Jeszcze kątem oka dostrzegłem, że schyliła głowę na pożegnanie. Dziwnie mi się z nią rozmawiało. Miałem w głowie jej obraz krzyczącej by się wszyscy uspokoili. Teraz była taka spokojna. Zastanawiałem się czy aby na pewno to ta sama osoba. Nie no, zapach ten sam.
Poszedłem do tej dziury w ogrodzeniu. Gdy nikt nie patrzył przeszedłem przez nią i ruszyłem na polankę. Słońce już dawno zaszło. Księżyc był w pełni, a niebo bezchmurne. Idealnie po prostu. Wcześniej nie miałem czasu na patrzenie na gwiazdy. Od mojego ostatniego obserwowania minęło już pare miesięcy.
Przemieniłem się i ułożyłem na środku brzuchem do góry. Już od początku zachwyciłem się tym co zobaczyłem. Gwiazdy były zupełnie inne niż na południu. Były drobniejsze, ale widziałem więcej kształtów, które się z nich układały. Na pewno dostrzegłem wóz, jakąś postać i coś przypominającego raka. Zacząłem łączyć te widoki i tworzyć historie. Doszedłem do wniosku, że pewien mężczyzna został ugryziony przez raka i tak się wystraszył, że uciekł wozem na górę. Jedna z gwiazd była dużo jaśniejsza od reszty. Zastanawiałem się czemu.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz