Rozdział 37

2 1 0
                                    

Chase

Po ponad tygodniu od świąt udało mi się dogadać z tatą na spotkanie. Rey nie chciał iść, pierwszy raz powiedział mi bym poszedł sam, bo jest zajęty. Z jednej strony było mi przykro, a z drugiej odetchnąłem z ulgą bo znaczyło to brak kłótni.
Po polowaniu z rana ruszyłem do domu taty. Zapamiętałem drogę poprzednio więc trafiłem sam. Chociaż tata sugerował by woźnica po mnie pojechał, to wolałem nie wsiadać do tego dziwnego pudła ciągniętego przez konie. Nadal nie umiałem tego zrozumieć i chyba wolałem by tak zostało.
Stając przed budynkiem przez chwile zastanawiałem się jak mam powiadomić kogoś, że przyszedłem. Drzwi były na tyle wielkie, że pukanie chyba nie byłoby zbyt efektowne.
Okazało się, że nie musiałem nawet nic robić, bo zaraz drzwi się otworzyły. Nie obyłoby się bez mojego mini zawału w momencie trzasku zamka. Zza drzwi wyjrzał starszy mężczyzna ze śmiesznym wąsem.

— Pan Chase jak mniemam. — powiedział przepuszczając mnie. — Ojciec już na pana czeka w jadalni.

— O, świetnie. Dziękuje — odpowiedziałem cicho chyląc głowę i przeszedłem do środka.

Pan Chase. Jak to dumnie brzmi!

Od razu skierowałem się do jadalni. Wyczułem stamtąd coś przepysznego. Pachniało tak, że chciałem od razu po to polecieć i zjeść. Czułem mnóstwo ziół, przypraw i świeżo wypieczony chleb. Zaglądając do pomieszczenia zobaczyłem leżącą na stole olbrzymią, ale to olbrzymią pieczeń. Była wielkości naprawdę dużego wilka.
Obok leżały ze trzy równie olbrzymie bochny chleba.
Nikogo w pomieszczeniu nie było, pusto.

— Witaj, synku. — głos taty za plecami przyprawił mnie o mini zawał. Prawie się przewróciłem.

— Hej... Nie zachodź mnie tak od tyłu, proszę... — powiedziałem oddychając z ulgą.

— Wybacz. — powiedział delikatnie się uśmiechając — Czyli jednak przyszedłeś sam.

— Tak, Rey był bardzo zajęty.

— Rozumiem... Cóż, jego strata. Usiądźmy. — tata położył mi dłoń na ramieniu, po czym podszedł do stołu.

Usiadłem na tym samym miejscu co ostatnio. Węszyłem pochłaniając wszystkie te piękne zapachy. Aż ślinka ciekła. Tylko zastanawiało mnie kto do nas dołączy. Jedzenia było jak na pół watahy.

— Jak minęły święta?— spytał pstrykając w stronę kuchni.

— Dobrze! — fragment o Lakszmi wolałem pominąć... — A tobie?

— Również.

Przez moment nie wiedziałem co powiedzieć dalej. Milczałem patrząc się na filiżankę herbaty przede mną. Potem stwierdziłem, że czas się dowiedzieć o nim czegoś więcej.

— Tato. — zacząłem. — Rey nie był zbyt chętny by mi o tobie coś powiedzieć... Więc...

— Więc teraz pytasz mnie w prost. — uśmiechnął się. Czasami uśmiechał się w bardzo radosny, ale i spokojny sposób. Tylko wtedy mogłem być pewien jego emocji. Coś co mówiłem albo robiłem sprawiało mu radość. — Tylko nie wiem co miałbym ci powiedzieć.

— No... Co lubisz na przykład? Albo czym się interesujesz?

— Nie mam na to zbyt wiele czasu. Im jest się starszym tym mniej jest czasu na pasje.

— Ale że nie masz żadnych?

— Mam. Jednak mówię, nie mam na nie czasu.

— Ale nadal masz!

— Skoro bardzo chcesz wiedzieć to, jak byłem młodszy, trochę starszy niż ty to bardzo lubiłem śpiewać. Nawet miałem epizod bycia wokalistą w zespole.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz