Rozdział 3

7 2 0
                                    

Rey

Jechaliśmy więc dalej. Przez następne pare dni. W między czasie cały czas ćwiczyliśmy z Chase'm pisanie i czytanie oraz też dużo rozmawialiśmy. Z każdą chwilą otwierałem się coraz bardziej. Z jakiegoś powodu czułem, że mogę mu powiedzieć trochę więcej niż innym. Opowiadałem mu o swoich podróżach. Był tak zaaferowany tym wszystkim, jak chyba nikt wcześniej. Pytania od niego się nie kończyły. Od każdej mojej odpowiedzi tworzył kolejne pytanie. Ciągle w jego oczach lśniły iskierki ciekawości. Ale nie było tak, że wszystko dałem mu na tacy. Unikałem jak się dało tematu mojej rodziny (a pytał o to często) czy czegokolwiek bardziej prywatnego.
Tyle co mu powiedziałem w zupełności powinno mu starczyć.
Było mniej więcej południe jak kungog się zatrzymał. Spojrzałem za okno, po czym na tablice wywieszoną na słupie za nim.
Moja stacja końcowa. Wreszcie mogłem wyprostować nogi i iść dalej. Chase spojrzał tylko na mnie, ale nie wstawał.

— Idziesz się przejść? — zapytał.

— Wysiadam. — odpowiedziałem.

— Już?! Tak szybko?!

— Tak. A ty?

— Ja... — szybko się podniósł. — Też wysiadam.

— Hm? — spojrzałem na niego. — No dobra...

Wyszedłem, a on za mną. Stacja jak stacja, była stosunkowo mała. Ale co się dziwić, nie dawno zbudowana. Liczyłem, że za chwile Chase pójdzie sobie i nasze drogi się rozejdą. Mimo iż polubiłem tego młodziaka nie miałem zamiaru iść dalej razem z nim. Nadal byłem samotnikiem, sympatia do niego nic nie zmieniała. Skierowałem się do wyjścia. Chase cały czas trzymał się blisko mnie, dzieliło nas max dwadzieścia centymetrów. Był zdecydowanie za blisko, ale pocieszałem się myślą, że już nie długo. Wyszliśmy czymś co przypominało wejście do piwnicy (budowniczym pomysły się kończą...).
Standardowe europejskie budowle.Wszystkie stały obok siebie, ulice były wąskie i całe podmoczone. Oraz śmierdziało okropnie. Co chwile przemykali koło mnie ludzie spieszący się nie wiadomo gdzie. Czasami czułem na sobie i Chasie niezbyt przychylne spojrzenia, ale unosiłem tylko wysoko brodę i miałem je w dupie.

— To jest północ? — zapytał Chase.

— Tak. Konkretnie angielska kolonia. — odpowiedziałem. Odwróciłem się do niego. — Tutaj również się rozstajemy, dzieciaku.

— Co? — uniósł na mnie oczy ze zdziwieniem.

— Miło się gadało, ale muszę ruszać dalej. Powodzenia. — machnąłem ręką i zacząłem iść na przód.

— Ale...że tak odchodzisz? — poszedł za mną.

— Tak, dokładnie.

— Ale...

— Podróżuje sam. Fajnie było i w ogóle, ale czas na pożegnanie. Nie idź za mną.

Stanął patrząc na mnie bardzo smutno. W jego oczach pojawiły się łzy. Musiałem naprawdę ze sobą walczyć by po prostu odejść. Spojrzałem na niego po raz ostatni, po czym poszedłem.
Ciągle z tyłu głowy miałem jakiś żal. Mina tego chłopaka jakoś zmiękczyła mi serce i pierwszy raz szkoda było mi się z kimś żegnać. Ciekaw byłem co z nim będzie dalej, mimo iż to już nie moja sprawa. Patrząc po tym jak szybko się uczy, to równie szybko zrozumie zasady podróży po Północy. Ja w jego wieku od lat działałem sam.
Z tą myślą patrzyłem po straganach szukając jakiś ciekawych pamiątek czy książek. W pewnej chwili ktoś mnie szturchnął. Odwróciłem się, a za mną stała młoda kobieta (a raczej wadera jak wyczułem) z bardzo poważną miną.

— Przesuń się facet, zasłaniasz cały stragan. — powiedziała.

— A co ja, drzewo, że pani zasłaniam? —burknąłem.

Od Zachodu Do WschoduOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz