Dzień 4

179 15 62
                                    

*Pov Ray*
Większość wyznań dzieje się w pięknych miejscach. Cudownej atmosferze oraz odpowiednio dobranych słów. Wszystko przygotowane od "A" do "Z". Dlatego z wielką przyjemnością opowiem jak to wyglądało w moim przypadku.

☆♡☆

Sięgnąłem po czarną bomberkę wiszącą praktycznie na samym końcu szafy. Założyłem ją razem z butami, a przed samym wyjściem z domu, zabrałem jeszcze telefon, wkładając go od razu do kieszeni kurtki. Po wyjściu z domu skierowałem się w stronę lodowiska. Przechodziłem wieloma uliczkami, które przez panującą zimę, pokryte były śniegiem. Wszystko pokryte było białym puchem, a przy chodzeniu dało się słyszeć charakterystyczny dźwięk. Temperatura sięgała lekko poniżej zera, więc można było stwierdzić, że był to jeden z "cieplejszych" dni tej pory roku.

Droga na miejsce zajęła mi maksymalnie piętnaście minut. Przed wejściem czekał już na mnie Norman. Chłopak, który zaprosił mnie na dzisiejsze wyjście. Poznałem go między innymi przez białe niczym śnieg włosy oraz nieodstępny, jasnobrązowy płaszcz, sięgający mu prawie do kolan. Uśmiechnąłem się lekko na jego widok. Przywitałem się tak samo jak i on, jednak tym razem również objął mnie na powitanie. Nie spodziewałem się tego, ale było to całkiem miłe.

Weszliśmy już razem do środka i po załatwieniu kilku spraw zostaliśmy wpuszczeni. Pole do jazdy jest całkiem spore, za to ludzi było niewiele. Plus dla mnie. Ścisnąłem lekko łyżwy trzymane w dłoniach, ale nic nie powiedziałem. Usiedliśmy na krzesłach i powoli zaczęliśmy zakładać łyżwy.

- Ja mam nadzieję, że umiesz jeździć. Raczej jesteś świadomy mojego braku umiejętności w tej dziedzinie?

- No, powiedzmy. Coś nie coś potrafię.

- Wiesz, chyba nie jestem przekonany...- westchnąłem, po czym z pomocą niebieskiego weszliśmy na lód. To dopiero była niezła zabawa. Początkowo nie mogłem utrzymać nawet równowagi, przez co Norman musiał trzymać mnie za ręce. W przeciwnym razie już dawno bym na kogoś wleciał, bądź stwierdził, że mam dosyć tych upadków.

Wszystko było normalnie, aż do momentu, w którym nie zaczęliśmy się jakoś rozpędzać. Szczerze to nie jestem do końca przekonany co się tam tak naprawdę stało, ale pewna grupka ludzi za nami nawet nie orientowała się, że są tam też inni ludzi i nie przejmując się niczym jechali z zawrotną prędkością. Szkoda tylko, że właśnie z tą prędkością wpadliśmy wszyscy w siebie. Potem chyba zemdlałem z emocji, bo obudziłem się dopiero w szpitalu. Tam zostałem powiadomiony, że przy upadku wykrzywiłem sobie trochę... Okej, po prostu złamałem nogę. A jakby nadmiar złego nie tylko ja coś sobie zrobiłem. Norman złamał prawą rękę.

Po około dwóch godzinach mogliśmy wrócić do domu. Moja mama czekała już na nas w samochodzie przy szpitalu, a my zaczęliśmy iść w kierunku windy. Łatwiej było mi się nią przemieścić między piętrami niż schodami. Zwłaszcza, że Norman nie miał by jak mi pomóc. W najgorszym wypadku, spadli byśmy ze schodów i połamali o wiele więcej kończyn...

Weszliśmy do środka metalowej windy i nacisnęliśmy przycisk prowadzący na parter. Byliśmy już na drugim piętrze, gdy nagle winda stanęła, ale drzwi ani drgnęły. Spojrzałem się na białowłosego, ale on również wyglądał na zaskoczonego. Po chwili w całej windzie rozbrzmiał komunikat, oznajmujący o zatrzymaniu się windy. Próbowaliśmy wszystkiego. Kliknięcie przycisku, który otwiera drzwi czy innych pięter nie pomagał, a z naszymi obrażeniami nawet nie bylibyśmy w stanie spróbować rozważyć drzwi od windy. Jedyne co nam zostało to wezwać pomoc.

~°Norray - One Shot°~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz