Kiedy wyszliśmy z lotniska Jerry dostał dziwny telefon. Oczywiście spytałam się o co chodziło, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Jeremu momentalnie zmienił się nastrój. Wcześniej rozmawiał ze mną, nawet żartował. A teraz co? Nie odezwał się do mnie nawet słowem tylko ruszył przed siebie. Mnie nie pozostało nic innego jak pójść za nim.
Truchtałam za moim kompanem ciągnąc walizkę za sobą. Pewnie wyglądałam jak niedorozwinięty kurczak, ale nie dbałam o to. Nie mogę zgubić Jerrego! Tak więc kontynuowałam swój epicki bieg. Po nie wiadomo jakim czasie Jerry łaskawie się zatrzymał. Byłam zmęczona jak po maratonie co nie umknęło uwadze mojemu towarzyszowi.
- Coś ty się tak zmęczyła? Przecież przeszliśmy ledwie kilka ulic. A wcale nie musiałaś mnie gonić.
- Polemizowałabym -Rzuciłam mu takie spojrzenie po jakim nie powinien się podnieść, ale on się tylko zaśmiał. Zaraz, wróć. Co on zrobił? Ja mu pokarze, jeszcze będzie błagał na kolanach żebym go zostawiła w spokoju.
Postanowiłam działać od zaraz. Zadarłam głowę do góry i niczym jakaś księżna podałam mu mą torbę. Zdziwiła go moja reakcja, ale nie protestował i posłusznie wziął torbę.
- Co zamierzasz? - nie zaszczyciłam go ani jednym spojrzeniem.
Nie odpowiedział mi tylko otworzył drzwi pobliskiego samochodu. Ruszyłam w jego stronę. Kontem oka widziałam jego reakcję na mój władczy ton i zdecydowany krok. Miał zmarszczone brwi co nie zdziwiło mnie zbytnio. Jednak iskierki rozbawienia błyszczące w jego oczach utwierdziły mnie w przekonaniu, że muszę się bardziej postarać. Wsunęłam się na siedzenie Audi R8 i wbiłam wzrok w przednią szybę.
Jeremy wyraźnie zmieszany moją postawą zajął miejsce kierowcy. Po chwili poczułam jak silnik zaczyna pracować, a moje siedzenie się nagrzewa. O tak, właśnie to lubię najbardziej w takich samochodach. Byłam w siódmym niebie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Siedziałam sztywno na siedzeniu i nie odzywałam się. Niech Jerry rozpocznie rozmowę. Jednak tak się nie stało. Jechaliśmy w ciszy.
Jako, że Jerry nie najwyraźniej nie chciał podjąć konwersacji z moją osobą, zaczęłam rozmyślać. Tym razem moje myśli podążyły w stronę Kaya. Ciekawe jak cobie radzi beze mnie. Miałam do niego zadzwonić jak wyląduje, ale jak na złość rozładowała mi się komórka. Zorbie to kiedy już będziemy u dziadków. Właśnie, dziadkowie. Jestem ich na prawdę ciekawa. To nie są rzeczy takie jak wygląd zewnętrzny. Na prawdę, zwisa mi to jak będą wyglądać. Chodzi bardziej o stronę psychiczną. Jak mnie przyjmą i czy wogóle to zrobią. Jak będą się w stosunku do mnie odnosić. I co najważniejsze jak będą mnie postrzegać.
Moje rozmyślenia przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Tak zatraciłam się w odmętach mojego umysłu, że nie zauważyłam jak dojechaliśmy. Z ociąganiem zwlekłam się z fotela. Zaraz jednak przypomniałam sobie o obecności Jerrego i wyprostowałam się.
Rozejrzałam się po okolicy i aż mnie cofnęło jak zobaczyłam mój przyszły dom. W tym momencie pomyślałam, że ktoś sobie ze mnie kpi. To jest jedna wielka kpina! Nie ma mowy żebym mieszkała w takim pałacu. Śnieżno biały kolor w połączeniu z kremowymi dodatkami prezentował się obłędnie. Półokrągłe balkony ozdobione zostały misternie wykończonymi balustradami. Cały budynek przypominał bardziej willę niż mój przyszły dom. Oczywiście musiałam się upewnić.
- Czy to dom moich dziadków?
- Od dziś i twój.
W tym momencie wiedziałam jedno. Nie ma mowy żebym tu mieszkała.
Hej Hej Hej. Mamy kolejny rozdział po dość długim czasie.
Wiem, wiem , wiem troszeczkę króciutki, ale to nie moja wina. Musiałam dziś jechać do babci i ten rozdział jest pisany u niej. Następny powinien pojawić się jutro i postaram się żeby był dłuższy. Malowisia :)
![](https://img.wattpad.com/cover/33665199-288-k498759.jpg)
YOU ARE READING
Taniec moim życiem
Teen FictionSiedemnastoletnia Cheelsy uwielbia taniec. Niestety kiedy wraca do domu po przesłuchaniu dowiaduje się, że jej ojciec zmarł. Teraz dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się do dziadków, których nie zna. Czy Cheelsy poradzi sobie w nowej szkole? Czy...