Rozdział 13 ( pechowy o_o)

321 26 0
                                    

Weszłam po malutkich stopniach kierując się w stronę masywnych, drewnianych drzwi.

Jerry czekał na mnie przed nimi.

- Gotowa? - zapytał.

Odpowiedziałam tylko skinieniem głowy, nie mogłam wskrzesić w sobie żadnej pozytywnej emocji. Strach i wyłącznie strach dominował w mojej duszy.

Jeremy otworzył przede mną drzwi. Weszliśmy do pomieszczenia, które okazało się być holem z najpiękniejszymi schodami świata. Pięły się one ku górze od dwóch krańców pomieszczenia i łączyły po środku. Były one w prost idealne. Zaczynając od wściekle białych stopni kończąc na pozłacanych balustradach. Widok zachwycał w każdym calu.

- Idziesz? - z transu wybudził mnie Jeremy.

- Tak, tak.

Ruszyliśmy przed niebie. Jeremy prowadził mnie do drzwi po drugiej stronie pomieszczenia. Weszliśmy do jak się okazało pomieszczenia obrad. Po środku stał ogromny stół na podwyższeniu. Na ścianach wisiały lustra a w rogach pomieszczenia stały stoliki z kwiatami. Nikogo tu nie było. Zdziwił mnie ten widok, jednak Jeremy nie zraził się i prowadził mnie do drzwi po prawej stronie pokoju. Otworzył je z rozmachem i gestem zaprosił mnie do środka. Kiedy stanęłam w progu pomieszczenia stwierdziłam iż jest to pokój czysto wypoczynkowy. Wszędzie stały kanapy, fotele i krzesła. Na środku ustawiony był stolik do kawy a przy nim dwa fotele i kanapa, na której siedzieli moi dziadkowie.

To że byłam zdenerwowana to mało powiedziane. Byłam przerażona. Zauważyłam, że Jerry dyskretnie wycofał się z pomieszczenia. Zostałam tylko ja i oni. Pierwszy odezwał się dziadek. 

- A więc witaj. Cieszymy się, że przyjechałaś. 

- Tak, ja też się cieszę - odparłam bez przekonania. 

- A więc, może usiądziesz z nami. Porozmawiamy - tym razem zabrała głos babcia.

Wykonałam jej polecenie i grzecznie usiadłam na fotelu. To że było niezręcznie to mało powiedziane. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Odetchnęłam z ulgą kiedy rodzicielka mojej matki zabrała głos.

- Jak ci miną lot?

- Spokojnie. Jerry świetnie się mną opiekował.

Dziadek zmarszczył brwi na moją odpowiedź. O co im chodzi?

- Słuchaj, Chelsea zapisaliśmy cię do szkoły - sprzedała mi newsa babcia. - Przecież nie możesz dwa miesiące siedzieć w domu. Więc jutro masz pierwszy dzień. O 8.00 zaczynasz zajęcia. Pojedziesz z Jeremym do szkoły. Książki masz na biurku w swoim pokoju.

Aha. Czyli nie dość że wybrali mi szkołę to jeszcze mam własnego szofera. Świetnie, po prostu świetnie. Na razie nie będę protestować, muszą mnie bliżej poznać. Jednak na pewno nie będę jeździć do szkoły z Jerrym!

- Może chciałabyś zobaczyć swój pokój? - zadała pytanie babcia.

Och czyli zostałam odprawiona. Ok. Niech będzie, ale jak będą mnie tak dalej traktować to w końcu im coś zrobię. Nienawidzę jak ktoś patrzy na mnie z góry, a oni właśnie to robią.

Podniosłam wzrok z podłogi i dopiero teraz się im przyjrzałam. Nie wyglądali jak normalni dziadkowie. Wyglądali raczej jak prezesowie ważnych firm. Deby miała na sobie złotą sukienkę i wysokie czarne szpilki. Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Była maską. Na jej twarzy co prawda można dostrzec kilka zmarszczek, ale nie jest ich zbyt wiele. Jej blond włosy spięte w ciasnego koka połyskiwały w blasku słońca.

Robert Jonson wyglądał na starszego niż jego żona. Był ubrany w czarny garnitur i niebieską koszulę. Na jego twarzy widać było oznaki zmęczenia i starości. Zmarszczki i worki pod oczami wyraźnie zdradzały jego wiek. Mimo to prezentował się dobrze. Zauważyłam, że w jego oczach tańczyły iskierki dumy i może troszeczkę obawy. Jego twarz nie była maską tak jak w przypadku Deby. Było zupełnie odwrotnie. Wiedziałam, że polubię tego człowieka. Co do babci miałam mieszane uczucia.

Oczywiście nie zaprotestowałam kiedy usłyszałam jawną prośbę o wyjście. Wstałam i ruszyłam do wyjścia. Kiedy przekroczyłam próg pokoju zaskoczył mnie widok Jeremiego. Zamknęłam za sobą drzwi.

- Jak poszło? - pytanie opuściło usta Jerrego.

- Dziwnie - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Oni zawsze są tacy oschli?

- No cóż... Daj im trochę czasu. Muszą przywyknąć do myśli, że maja pod swoim dachem sobowtóra ich córki.

Zdziwiło mnie jego porównanie do mojej matki. Pokręciłam tylko głową i powiedziałam jedyną sensowną rzecz jaka przychodziła mi do głowy.

- Zaprowadzisz mnie do pokoju?

- Tak choć.

Jeremy poprowadził mnie z powrotem na hol i ruszył na schody. Kiedy dotarliśmy na górę podążyliśmy do pierwszych drzwi na prawo. Jerry otworzył je przed mną i poszedł w swoja stronę bez słowa. Nigdy nie zrozumiem tego faceta. Raz chce rozmawiać potem nagle mu się odwidzi i wybiega bez słowa. Grr... FACECI.

Przekroczyłam próg pokoju i... i co? No co?No co to ma być? Raj księżniczki. Tak to zdecydowanie pasuje do mojego przyszłego pokoju.

Białe meble i dodatki świetnie komponowały się z różowymi ścianami. Pod jedną ze ścian stało łóżko godne córki faraona. Różowe z baldachimem i zasłonami. Nie no po prostu idealnie. A to jeszcze nie koniec. W pokoju były jeszcze w pełni wyposażona toaletka z lustrem, biurko z laptopem i książkami, stół z czterema krzesłami, komoda i duża szafa. W sypialni zobaczyłam jeszcze trzy pary drzwi. Jednak co najbardziej mnie zaskoczyło to chody. Szklane, kręcone schody pięły się ku górze na balkon ze szklanymi balustradami. Z natury jestem ciekawską osobą, więc od razu rzuciłam się w ich stronę. Weszłam po schodkach na balkon. I co tam zobaczyłam? Kwiaty, tak to były kwiaty, a konkretnie kwiaty na drzwiach. Oczywiści w ułamku sekundy chwyciłam za klamkę. Jednak były zamknięte.

Buuuu. Zeszłam na dół i rzuciłam się na łoże księżnej. Dalsze eksplorowanie zostawię na później. Musze pomyśleć...

OMG!!! Napisałam, myślałam że nie dam rady , ale jednak jest. Więc tak no... Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania. Kolejny może jutro chociaż nie jestem pewna. Do następnego Klaudia.


Taniec moim życiemWhere stories live. Discover now