Rozdział 21

290 25 4
                                    

Holly po szkole zaprosiła mnie do jej domu na pizzę. Zgodziłam się. Tylko był jeden haczyk, jak to często bywa. 

1 primo: Muszę się dorzucić do pizzy

 2 Primo: Najpierw tą pizzę trzeba kupić.Więc takim oto sposobem wylądowałam w pobliskiej pizzerii. 

Oczywiście z piętnaście minut debatowaliśmy nad wyborem pizzy.

- Ale, ja nie zjem kurczaka! - odezwał się oburzony ornitolog. Tom tylko utrudniał wszystkim życie, nie dość że ciągle gada o swoich kanarkach to jeszcze nie lubi pizzy z kurczakiem. Co za facet! Ale jest jeden plus jego obecności tutaj. Jego głupiutkie zachowanie jest tak komiczne, że niweluje wszystkie złe cechy tego człowieka. 

- A może weźmiemy dwie pizze? - zaproponowałam. Jednak w ciągu sekundy zostałam przygnieciona lawiną spojrzeń mówiących " A zapłacisz za to?"

- Może Chelsea ma racje - poparła mnie Holly. - Jeśli tak dalej pójdzie to nie skończymy wybierać pizzy do rana.

- Mi pasuje - odezwał się Cam zagadujący kelnerkę. Odgarną ( jego zdaniem) zalotnie grzywkę i uśmiechną się do wyżej wymienionej kelnerki. Zaśmiałam się na ten gest. Wyglądał jeszcze komiczniej niż rozochocony Tom gadający o pierwszych dzieciach swoich kanarków.

- Dobra złożymy się - powiedział jeden mądry Liam.

Jak widać znaleźliśmy odźwiernego. Chwilę później wyszliśmy z dwiema pizzami na rękach. Skierowaliśmy się do domy Holly. Jak się okazało nie był daleko. Jednak podczas spaceru miałam dziwne wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Szybko rozejrzałam się po okolicy. Nikogo nie było. Po podsłuchanej rozmowie domowników o moim domniemanym niebezpieczeństwie moje poczucie bezpieczeństwa spadło do minimum. Jeszcze raz przeskanowałam teren. Nic. 

Grrr... Zaczynam wariować.

Włączyłam się do rozmowy Toma i Holly o tym, że sprawdzian z matmy jest zupełnie niepotrzebnym wysiłkiem i życie byłoby o wiele lepsze gdyby go nie było.

Cam i Liam oczywiście kłócili się o to kto strzelił gola w ostatnim meczu. Jakby to było ważne...

Kiedy doszliśmy do zielonego domu Holly zagroziła z poważną miną, że leżeli dom po naszym wyjściu nie będzie wyglądał co najmniej przyzwoicie nie upiecze swoich słynnych ciastek z czekoladą. Nie jadłam ich jeszcze, ale sądząc po przerażonych minach chłopaków domyśliłam się, że warto ich spróbować.

Z siłą huraganu Katrina wparowaliśmy do salonu biednej Holly i rozłożyliśmy się na kanapie. Tom włączył jakiś film, który i tak został zignorowany, gdyż napłyną temat zawodów tanecznych.

- Trener chyba nie wie co robi, przecież to się w ogóle nie uda - burzył się Liam.

- Prawda, przecież nie ma opcji żebyśmy tam w ogóle weszli - poparł go Cam na co wybałuszyłam oczy. Tych dwoje zgadzało się w naprawdę niewielu sprawach, jedną z nich był rozmiar pizzy.

- Ej, nie rozumiem o co wam chodzi? Zawody jak każde inne... - odezwałam się. 

Wszyscy spojrzeli na mnie jakbym postradała zmysły. 

- No co?

- Holly, weź jej to wytłumacz bo se zaraz strzelę... - złapał się za głowę załamany Cam.

- Naprawdę nie wiesz o co chodzi? - odezwał się Tom.

- Nie - na potwierdzenie swoich słów pokręciłam głową. 

- Więc może zacznijmy od tego, że One Move Champions często nazywane jest Dance Macabre. Dlaczego? Otóż dlatego, że w tym konkursie biorą udział najlepsi. Ale to nie wszystko... Nawet nie masz pojęcia jakie tam przychodzą szychy. Więc jak tam zwalisz sprawę to masz przerąbane w całym stanie. Zaś kiedy sytuacja się odwróci i zdobedziesz szacunek, jednym słowem wygrałaś życie. To dobre miejsce na wybicie się, ale też wprost idealne do zrujnowania swojej kariery, nie tylko tanecznej.

Cofneło mnie troszeczkę. Dlaczego ten nasz bezimienny trener chce wysłać nas w takie bagno. Przecież to oczywiste, że będziemy na samym dole klasyfikacji. 

- Ale... - chciałam coś powiedzieć, ale Liam mi przerwał.

- Nie mamy szans na wygraną. Nie damy rady pokonać The Hot Porpoises.

- Podobno ostatnio spowodowali wypadek grupie z zeszłorocznego drugiego miejsca, połowa ludzi połamała kończyny i musieli się wycofać z zawodów. Oni są nieobliczalni! - oburzył się Tom. 

- I to nie tylko z nimi przyjdzie nam rywalizować - uniosłam brwi w oczekiwaniu - Sędziowie są jednymi z najsurowszych ludzi w tym biznesie. Potrafią się przyczepić do wszystkiego. Jeszcze nikt poza The Hot Porpoises nie dostał od nich braw.

- No przecież nie może być aż tak źle - wtrąciłam się. - W końcu nie jesteśmy tacy beznadziejni.

- Zobaczymy co będziesz gadać jak zobaczysz to - powiedział Cam podając mi laptop.

Włączyłam filmik. Na ekranie pokazała się grupa tancerzy w czerwono czarnych strojach. Zaczęli tańczyć do Hip Hopowego kawałka. Kurcze, okłamałabym samą siebie gdybym poweidziała, że byli źli. Wręcz przeciwnie byli znakomici. 

- Kto to?

- The Hot Porpoises.

Kiedy filmik się skończył wyraziłam swoją opinię.

- Osobiście popracowałabym nad koordynacją grupy, a i ten krok - wstałam i zademonstrowałam krok według mnie wyglądający na ujeżdżanie kaczki - jest okropny. Powinien wyglądać tak. - Zrobiłam coś podobnego tylko z przeskokiem i obrotem. - Ogólnie moim zdaniem choreografia jest do chrzanu.

Wszyscy patrzyli na mnie jak na jakąś bożkę. 

- A może ty nasz podtrenujesz? - zadał pytanie Cam.

- Co? Nie na pewno nie ja. Przecież to tylko kilka kroków. A poza tym wątpię, aby reszta grupy  się na to zgodziła. 

- Dobra, zrobimy tak. Jeśli uda nam się przekonać resztę pomożesz nam, jeśli nie, zdamy się na łaskę bożą - przekonywał Cam. Zrobił minę smutnego pieska. Nie, tylko nie to. - Proooszę...

- Dobra.

Boże, w co ja się wpakowałam?

No i jest kolejny :) Mam nadzieję, że się podoba... Proooszę, błagam, żebram o komentarze. Naprawdę motywują do pracy i dostarczają weny. Kiedy widzę pozytywny komentarz mam ochotę popędzić do komputera i dodać nowy rozdział... :P

Rozdział sprawdzany przez Monikę, więc ten tego... Do następnego. :)

Taniec moim życiemWhere stories live. Discover now