Rozdział 9

351 33 0
                                    

- Puszczaj ją! - powiedział gardłowym głosem Kay. Jeremy tylko się zaśmiał. - Puszczaj ją, bo wezwę ochronę.

Jeremy prychną, ale się zatrzymał. Jednak wciąż trzymał mnie za rękę. Spojrzał na mnie. W jego spojrzeniu zawarte były prośba, determinacja i chyba smutek. Nie mam pojęcia, dlaczego, ale uspokoiłam się nieco. Dopiero teraz zauważyłam, że on wcale nie chce mnie skrzywdzić. Wręcz przeciwnie. On chce się mną zaopiekować. Ponownie spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam w nich to, co spodziewałam się zobaczyć. Tak zdecydowanie. Troska z domieszką niepokoju i determinacji. Jednak nadal mu nie ufałam.

- Chelsea posłuchaj mnie uważnie. Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Jestem swego rodzaju pracownikiem twojej babci. Kazano mi cię eskortować z lotniska do Denver.

- Więc dlaczego szukałeś mojej matki? - Kay spojrzał na mnie podejrzliwie. Oczywiście jako mój najlepszy i jedyny przyjaciel znał historię mojej matki.

- Tak naprawdę nie szukałem jej. Od początku szukałem tylko i wyłącznie ciebie. Kiedy zobaczyłem cię w barze... Cóż powiedzmy że pasowałaś do opisu - zmarszczyłam brwi. Jakiego opisu? Przecież oni nigdy wcześniej mnie nie widzieli. Nadal mu nie ufałam.

- Skąd mam mieć pewność, że zabierzesz mnie do domu dziadków? Równie dobrze możesz mnie porwać. Jaką mam gwarancję.

- Nie masz, ale zastanów się, skąd miałbym wiedzieć tyle o tobie. Skąd miałbym wiedzieć, że lecisz do dziadków do Denver w dodatku. Gdybym chciał cię porwać myślisz że bawiłbym się w to całe gadanie i tłumaczenie ci że nie mam złych zamiarów? Porwałbym cię tu i teraz.

- Dobrze może i masz trochę racji. Jednak daj mi jakąś kartę przetargową.

- W porządku, czego chcesz?

- Daj mi wszystkie dane odlatującego samolotu. Kay pójdzie do tam, gdziekolwiek i sprawdzi, czy mnie przypadkiem nie porwałeś. Jeśli to się stanie namierzy nas policja i będę bezpieczna.

- Chyba nie mówisz poważnie?! - zapytał Kay. - Nie puszczę cię z tym gnojem. Nie ma opcji.

- Niestety kolego - głos zabrał Jeremy. - Jej samolot do Denver właśnie odleciał i tak prędko nie wróci. Musisz lecieć ze mną.

W momencie, kiedy to mówił, spojrzałam na tablicę z odlotami i przylotami samolotów. Cholera. Mój samolot faktycznie odleciał. Teraz nie ma innego wyjścia, muszę z nim lecieć.

- Dobrze, kiedy wylatujemy?- zapytałam.

- Proponuje ci się streszczać - odpowiedział tylko.

Podeszłam do Kaya i wtuliłam się w niego mocno.

- Będę tęsknić - chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale szloch nie pozwolił mi na to. Obiecałam sobie wcześniej, że nie będę płakać. Pomimo tego, płaczę jak nigdy wcześniej. Poczułam obezwładniającą pustkę. Przed oczami zaczęły przelatywać mi te sześć lat spędzonych z Kayem.

Wspomnienia:

- Kay przestań mnie łaskotać. - Leżałam na kocu w parku, a obok mnie wylegiwał się Kay. Od czasu do czasu łaskotał mnie pod żebrami. Wiedział że tam mam największe łaskotki.

- A co za to dostanę? - spytał sprytnie.

- Hmm. Niech pomyślę. Mogę cię zaprosić na kawę.

- Coś mnie pani nie przekonała pani Jonson - tymi słowami usiadł na mnie okrakiem i zaczął łaskotać.

~~~~~~~~~~

Siedzieliśmy z Kayem na kanapie w salonie i oglądaliśmy jakiś denny horror. Na ekranie pozornie nieżywy, trup i nieboszczyk gwałtownie się podniósł. Kay się wzdrygną. Zaczęłam się śmiać z jego reakcji. Jednak mina szybko mi zrzedła jak usłyszałam grzmot. Do oczu napłynęły mi łzy. Zatrzęsłam się z trwogą. Śmiertelnie boje się burzy. Wiem to trochę dziecinne, ale te grzmoty i nagłe rozbłyski przerażają mnie do śpiku kości. W pewnej chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie w pasie. Kay, zamiast naśmiewać się ze mnie jak ja z niego wcześniej, tulił mnie do siebie i szeptał czułe słówka do ucha. Boża odpłynęła w niepamięć.

~~~~~~~~~~

- Ja też. Chelsea obiecaj mi coś - poprosił zdeterminowany.

- Co tylko zechcesz - odpowiedział bez wahania.

- Obiecaj mi, że nigdy o mnie nie zapomnisz.

Szok. Jak mogłabym zapomnieć o mojej drugiej połówce. O osobie, która zna mnie lepiej niż ja sama. No jak się pytam?! Jakim cudem w ogóle przyszło mu to na myśl.

- Jak możesz tak mówić?! - spojrzałam na niego jak na wariata, którym zresztą był. - Ja?! Zapomnieć. O. Tobie? - Powiedziałam głośno i wyraźnie, żeby nie miał wątpliwości, że taka rzecz jest nie możliwa.

Spoliczkowałam go niemal natychmiast.

- Lepiej? - spytałam dla pewności.

- Lepiej - przytulił mnie mocno. - Kocham cię - powiedział, czym mnie zaskoczył, ale po chwili uświadomiłam sobie że on mnie kocha jak siostrę.

- Ja też cię kocham Kay. Wiesz, że tylko ciebie mam na tym cholernym świecie, a teraz muszę cie zostawiać - wyrzuciłam z siebie.

- Wiem, Chelsea. Wiem - pocałował mnie w czubek głowy i się odsuną.

Teraz nawet nie próbowałam powstrzymać łez. Wiem, że są czymś symbolicznym. Uśmiechnęłam się. Zostawiam złe i smutne chwile tutaj razem ze łzami, a za to nowe idę powitać z uśmiechem. Postanowiłam jedno. Nigdy więcej nie płakać. Chyba że ze szczęścia.

No i gotowe. Trochę mi smutno, że zostawiamy Kaya, ale jest jeszcze Jeremy. Co o nim siądzicie? Zachęcam do gwiazdkowania i komentowania ;) Klaudia

Taniec moim życiemWhere stories live. Discover now