Jeden, dwa, trzy Buuuum. Odłamki wyleciały we wszystkie strony świata.
Z zaskoczenia spadłam w bardzo efektowny sposób na podłogę. Z głośnika mojego telefonu wydobywał się dźwięk budzika.
Dopiero po chwili ogarnęłam się na tyle, żeby trzeźwo myśleć. To tylko sen. Powtarzałam sobie w duchu. Miałam wyjątkowo nieprzyjemny koszmar. Strach nadal mnie paraliżował.
Po kilku głębokich oddechach doszłam do siebie na tyle, żeby wstać i poczłapać do łazienki. Wzięłam orzeźwiający prysznic i owinęłam się ręcznikiem. Rozpoczęłam żmudną procedurę rozczesywania włosów i zaplatania ich w warkocz na boku. Nadal w ręczniku wyszłam z łazienki i podążyłam do sklepu. W mojej garderobie wybrałam najmniej odstające ciuchy od reszty i ponownie ruszyłam do łazienki w celu ogarnięcia mojego wyglądu.
Założyłam rurki i koszulkę z tygrysem i oczywiście nie powstrzymałam się od zrobienia lekkiego makijażu. Muszę się jakoś prezentować prawda?
Gotowa i zrobiona na bóstwo poszłam poszukać mojej torebki. Z reguły nie mam problemu z jej odnalezieniem, ale wczoraj był tak zakręcony dzień, że nie ogarnęłam gdzie ją położyłam.
- Tego szukasz? - zapytał głos z pod drzwi. Odwróciłam się do mojego dziadka i zobaczyłam, że trzyma moją torebkę.
- Dzięki. Nie mam pojęcia gdzie ją położyłam - posłałam mu wdzięczny uśmiech i wzięłam torebkę. Wrzuciłam do niej wszystkie książki i kilka przyborów.
- Idziesz na śniadanie?
- Chętnie.
Poszliśmy razem do kuchni, która okazała się być na tym samym piętrze. Było to ładnie urządzone pomieszczenie z jasnymi drewnianymi szafkami i białymi blatami.
Dziadek zrobił mi naleśniki. Przy tym dużo rozmawialiśmy. Zaczęłam lubić tego człowieka. Był pogodnym staruszkiem z szczerym uśmiechem. Zjedliśmy śniadanie i poszliśmy do samochodu. Wcześniej dowiedziałam się, że dziś dziadek odwiezie mnie do szkoły. Jak dla mnie spoko.
Obserwowałam mijany krajobraz zza okna. Uwielbiałam to robić. Przyglądać się jak wszystko zamazuję się raz bardziej, raz mniej, zależnie od prędkości.
Jednak moje poczynania bardzo szybko się skończyły, gdyż dojechaliśmy do placówki edukacyjnej. Pożegnałam się z dziadkiem i ruszyłam w jak mniemam wejścia do budynku.
Rozejrzałam się po parkingu i stwierdziłam, że jest on średnich rozmiarów z średnią ilością samochodów i średnią ilością jednostek żywych.
Wspaniale. Poszłam przed siebie kierując się do jasnego budynku z niepoliczalną jednostką okien.
Kiedy przekroczyłam próg szkoły owładnęło mnie nie małe zaskoczenie.
Korytarz był schludny i czysty, na ścianach wisiały dyplomy zmieszane z nawałnicą twarzy okalającą niemal każdy centymetr powierzchni.
Ok, szkoła z historią.
Zaczęłam żmudne poszukiwania sekretariatu. Przemierzałam korytarz za korytarzem. Po dłuższym namyśle stwierdziłam, iż tą szkołę można spokojnie nazwać dżunglą. Ludzie tutaj hasają niczym gazele od jednego fanklubu do drugiego tylko po to, żeby dostać świeże bułeczki w postaci plotek i newsów.
Wywróciłam oczami na parę zjadającą nawzajem swoje jadaczki.
W końcu znalazłam drzwi z napisem sekretariat. Kulturalnie zapukałam i powoli weszłam do pomieszczenia. Za ogromnym biurkiem siedziała blondynka o jasnych oczach i łagodnych rysach twarzy. Spojrzała na mnie z pytaniem wypisanym na twarzy.
- Dzień dobry. Nazywam się Chelsea Jonson. Jestem nowa.
- Ach tak, to ty. Mam dla ciebie plan lekcji i klucz do szafki.
Wyciągnęła z biurka plik kartek, wysunęła jedną i mi ją podała. Zaraz potem otrzymałam kluczyk.
Spojrzałam na plan. Biologia w sali 320. Świetnie. Na tym piętrze były sale o numeracji od 100 do 150, przynajmniej tyle zdążyłam zaobserwować. To musi być na drugim końcu szkoły.
Podziękowałam i wyszłam z oazy spokoju do siedziby hien i szakali. Stwierdziłam , że udam się w kierunku sali 150. Niestety za nią numery się zmniejszały.
Westchnęłam zrezygnowana. Muszę zapytać o drogę. Rozejrzałam się w celu znalezienia osoby przynajmniej na tyle inteligentniej, żeby mi pomóc.Co ja gadam? Jak znajdę chodziarz jedną osobę na tyle normalną, żeby posługiwać się rozumem to będę z siebie dumna.
W tej szkole wszyscy wydawali się być zadufanymi w sobie bufonami ot co.
Ruszyłam w stronę przeciwną od sekretariatu i jakież było moje zaskoczenie kiedy zobaczyłam transparent. Sam transparent nie dziwił mnie zbytnio. Jednak jego treść owszem. Na różowym tle w gwiazdki umieszczone było moje zdjęcie wielkości drzwi, a pod nim podpis.
" Jonsonowie wracają do żywych"
Lepiej nie można zacząć dnia w szkole. Po prostu do tego trzeba mieć talent.
Rozdział krótki, ale nie krzyczcie na mnie tylko na anomalie pogodowe. Nie mam siły napisać więcej. Kolejny może jutro, ale nic nie obiecuje. :) Klaudia.
YOU ARE READING
Taniec moim życiem
Fiksi RemajaSiedemnastoletnia Cheelsy uwielbia taniec. Niestety kiedy wraca do domu po przesłuchaniu dowiaduje się, że jej ojciec zmarł. Teraz dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się do dziadków, których nie zna. Czy Cheelsy poradzi sobie w nowej szkole? Czy...