Po ogłoszeniu wyników wszystko działo się tak szybko że niemal nie zdążyłam tego zarejestrować. Wszyscy rozeszliśmy się w lekkim szoku i ustaliliśmy, że będziemy świętować jutro.
Mnie nadal towarzyszył natrętny fotograf. Nie wiem czego on się tak mnie uczepił, ale w sumie poza jego dziwnościami był całkiem w porządku. Fajnie się z nim rozmawiało. Jak chciał coś powiedzieć to mówił, jak nie to po prostu siedział cicho i o dziwo nie była to krępująca cisza.
- Gdzie my w ogóle idziemy? - zapytałam po kilku minutach drogi do gdzieś.
- Chce ci coś pokazać - powiedział zagadkowo.
Mruknęłam coś i z braku lepszego zajęcia zaczęłam mu opowiadać o swoim dawnym życiu. Niekoniecznie chciałam się z tym ludźmi dzielić, ale w nim coś było. Zresztą nie pozostał mi dłużny. Dowiedziałam się, że przez pracę swoich rodziców jest strasznie samotny. Przyjaciół nie ma, bo jak to określił, nie ma sensu, kiedy co kilka miesięcy się przeprowadzają.
- To tutaj - usłyszałam po kilku minutach.
Rozejrzałam się i ze zdziwieniem stwierdziłam, że jesteśmy przed mostem. W sumie to był taki jakby mosteczek, pod nim płynęła wąziutka rzeczka, a wokół rosły drzewa i paprocie. Byliśmy na skraju lasu. Nie mam pojęcia w jakiej części miasta, a może już w mieście nie jesteśmy.
- Jak znalazłeś to miejsce? - zapytałam wchodząc na mostek.
- Jakieś dwa tygodnie temu poszedłem z psem na spacer i wylądowałem tu.
Podeszłam na środek mostu i wychyliłam się za barierkę. Nagle w wodzie coś plusnęło. Wytężyłam wzrok, jednak nic nie dojrzałam w mroku.
- Popływamy? - zapytałam.
- Co?
- No chodź, będzie fajnie.
- No, ale woda jest zimna - powiedział bez przekonania - i mokra - dodał po chwili.
- No jasne, że jest mokra głuptasie. Chodź - powiedziałam już bardziej stanowczo.
- No dobra.
Zdjęliśmy buty, skarpetki i w przypadku Natana koszulkę.
- Na trzy do wody - powiedział łapiąc mnie za rękę.
Zamknęłam oczy i kiedy usłyszałam odliczanie spięłam się w sobie. A co jeśli... Nie zdążyłam dokończyć myśli, bo Natan pociągnął mnie za sobą do wody. Miał rację, było zimno i mokro, ale fajnie. Uczepiłam się jego i jak małpka zaplotłam ręce na jego karku.
- Co teraz? - zapytałam głupio.
Nie odpowiedział mi tylko zanurzył się do wody. Nie spodziewałam się tego, więc niemal od razu go puściłam. Wynurzyłam się z wody, rozejrzałam wokół. Nigdzie go nie było, odczekałam chwilę. Nadal nic. Co jest? Zanurzyłam się i rozejrzałam za nim w wodzie. Nic. Wynurzyłam się, wciąż pustka. No nie wierze... Zrobiła to co wcześniej jeszcze kilka razy, z wiadomym skutkiem. W końcu dałam za wygraną i wdrapałam się na mostek. Usiadłam na brzegu i czekałam. Jak się okazało nie dane mi było się uspokoić, bo jakiś wariat pociągną mnie za stopę do wody. Ten bezmózgi cymbał trzyma mnie teraz w stylu panny młodej i śmieje mi się w twarz.
- Natan! Puszczaj mnie!
- A jak nie to co?
Nie odpowiedziałam tylko wgryzłam się w jego obojczyk.
- Ała! Dobra, dobra - puścił mnie, a ja obrażona na niego niczym jakaś primadonna popłynęła żabką do brzegu. Usiadłam na mojej wcześniejszej miejscówce i wytknęłam język temu bałwanowi, który nadal stał w tym samym miejscu co wcześniej i mi się przyglądał.
YOU ARE READING
Taniec moim życiem
Teen FictionSiedemnastoletnia Cheelsy uwielbia taniec. Niestety kiedy wraca do domu po przesłuchaniu dowiaduje się, że jej ojciec zmarł. Teraz dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się do dziadków, których nie zna. Czy Cheelsy poradzi sobie w nowej szkole? Czy...