Pomimo zmęczenia nie poddałam się i skończyłam to co zaczęłam. A mianowicie dokończyłam układ. Co prawda nie był jeszcze dopracowany, ale takie szczegóły wychodzą w praktyce. Poszłam spać około trzeciej, nie byłam zadowolona z tego faktu. Rano obudziłam się cała połamana. Świetnie, spałam jeszcze w jakiejś nienaturalnej pozie. Czasami zastanawiam się jak to jest, że zasypiamy po jednej stronie łóżka, a budzimy się skuleni w jego nogach.
Pokręciłam głową na moje głupie myśli. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Ufff... Mam jeszcze trochę czasu. Poszłam pod prysznic. Kiedy woda obmywała moje ciało zaczęły mnie nawiedzać nieproszone myśli. Zaczęłam się zastanawiać nad tym co mówił dziadek. Musiałam, po prostu musiałam się dowiedzieć o co mu chodziło.
Gwałtownie przerwałam prysznic. Jasna cholera. Dzisiaj jest sprawdzian z biologi. Grrrr... Wyszłam z kabiny i ogarnęłam się w ekspresowym tempie. Doskoczyłam do torby i zaczęłam wertować książkę z biologi.
Ktoś zapukał do drzwi. Kto śmie przerywać mi tak istotną czynność jaką jest zasypianie nad książką?! Rzuciłam książkę w kąt. Czułam, że i tak nic z tego nie będzie. Podeszłam energicznym krokiem do drzwi i otworzyłam je z rozmachem. W progu stał Edward. Jest on swego rodzaju pomocnik naszej rodziny. Owy pan, bo tak powinnam go nazywać, jest przysiwiałym staruszkiem naprawiającym wszystko co się zepsuje.
- Cześć Edward - powitałam go z uśmiechem. Lubiłam tego staruszka.
- Witaj. Jerremy kazał mi przekazać, że jest gotowy do wyjazdu.
- Jerry nie może tego zrobić sam?
- Poprosił mnie o pomoc.
- Rozumiem - tak na prawdę nie rozumiałam. Dlaczego wysyła po mnie tego dziarskiego staruszka? Może jeszcze się złości?
- To ja już pójdę. Muszę naprawić wąż ogrodowy - i odszedł skocznym krokiem w rytm symfonii Beethovena. Tak, niestety Edward jest jednym z tych dziarskich dziadków. Myśli, że jak jest starszy to już może wszystko. Nosi ze sobą urządzenie nowoczesnego świata jak to zwykł mawiać i słucha na głos muzyki klasycznej. Zaproponowałam mu słuchawki. Spojrzał się na mnie jak na wariatkę i zaczął swój wywód na temat tego, że takie kable tylko psują słuch.
Uśmiechnęłam się na to wspomnienie. Ale, ale pan obrażalski na mnie czeka. Zebrałam wszystkie potrzebne rzeczy do torebki, włącznie z książką w kącie i pobiegłam na dół. Jak co dzień rano wzięłam jabłko i poszłam do samochodu Jerrego.
Usadowiła się na wygodnym siedzeniu i po chwili napięcia odezwałam się:
- Cześć - cisza. - Odezwiesz się? - nadal cisza. - O chodzi? - silnik zaczął pracować. - Ej, jestem tu! - sprawdziłam czy chłopak przypadkiem nie ma w uszach słuchawek, nie miał. - Dobra jak chcesz, możesz mnie ignorować. Tylko dlaczego? Dlatego, że wczoraj miałam zły dzień?! Zachowujesz się jak rozwydrzony dzieciak - nadal zero odzewy. - Dobra, jak chcesz. Nie to nie. Nic na siłę. Tylko jak ty coś będziesz chciał to nie licz na pomoc. Z przeróbką pokoju też poradzę sobie sama, ot co.
Reszta drogi minęła w przyjemnym milczeniu. I dobrze, nie będę musiała słuchać o jakiś głupich meczach koszykówki, czy piłki nożnej. Moje myśli momentalnie zjechały na tor ważniejszy niż pan "nie będę się odzywał bo nie". Zaczęłam się zastanawiać nad przestroga dziadka. Zdecydowanie muszę coś z tym zrobić. Może po lekcjach zajrzę do biblioteki? Coś mi się wydaje, że ta cała sprawa jest mocno związana z moim drzewem genealogicznym. Nie wiem skąd to przeczucie, koniec końców nigdy nie widziałam drzewa genealogicznego mojej rodziny. Czas to zmienić.
Nagle ktoś chrząknął. Rozejrzałam się zmieszana. Ach, dojechaliśmy do szkoły. Nawet nie było go stać na odezwanie się. Dzieciak.
Zdenerwowana do granic możliwości wyszłam z samochodu. Specjalnie trzasnęłam drzwiami, wiedziałam, że Jerry tego nienawidzi. Usatysfakcjonowana skierowałam się do szkoły. Kiedy tylko przekroczyłam próg owej placówki przypomniało mi się, że mamy dziś sprawdzian z biologi. Skierowałam się do tablicy z zastępstwami. Nie mamy dziś w-f więc kończymy wcześniej. Świetnie przynajmniej będę miała czas na zajrzenie do biblioteki. Zadzwonił dzwonek. No ładnie, nawet nie przejrzałam podręcznika. Pokręciłam głową i udałam się na biologię.
_______
Po katorżniczej pracy potocznie zwanej myśleniem wyszłam ze szkoły z Holly u boku. Za nami podążali Cam i Liam gadający o szykującej się imprezie. Nie bardzo mnie to interesowało. Nie zamierzałam iść na ten wielki melanż. Mam dosyć swoich obowiązków. Dzisiaj jeszcze musiałam zadzwonić do Kaya. Tęskniłam za nim.
- Słuchajcie ja muszę lecieć. Mam jeszcze parę spraw do załatwienia - powiedziałam do towarzyszy.
- Ale, miałyśmy iść na zakupy - jęczała Holly.
- Zabierz tego geja Liama.
- Ej, nie jestem gejem.
- Jesteś - powiedzieliśmy chórem. Ten tylko zrobił naburmuszoną minę.
- To ja idę. A zakupy przełożymy na kiedy indziej - rzuciłam im jeszcze szczery uśmiech i skierowałam się do pobliskiej biblioteki. Podczas drogi zaczęły mnie nawiedzać wątpliwości. Czy na pewno dobrze robię? Może lepiej zostawić tą sprawę w spokoju. Ale moje życie tak długo było nudne, że wręcz prosiłam się o trochę akcji. Jedna rzecz ciągle nie dawała mi spokoju. Powinnam powiedzieć Kayowi? Kiedyś nie wahałabym się, ale teraz. Nie chciałam go zadręczać moimi problemami. Po prostu nie miałabym serca mu tego zrobić. Poradzę sobie sama.
Z tą myślą przekroczyłam próg biblioteki. Podeszłam do biurka, za którym siedziała blondynka po czterdziestce.
- W czym mogę pomóc? - zapytała przyjaźnie.
- Chciałabym się dowiedzieć czegoś o mojej rodzinie.
- Jak masz na nazwisko?
- Jonson.
Kiedy kobieta usłyszała moje nazwisko wciągnęła powietrze przez zęby. Wyglądała na lekko zmieszaną ale też oszołomioną. W jej oczach widziałam coś na wzór strachu. Czego się bała? Nie mam pojęcia. Jej wyraz twarzy był podobny do tego jaki miał dziadek kiedy dowiedział się, że wracałam do domu sama.
- Niestety nie jestem upoważniona do udzielana takich informacji.
- Ale to tylko projekt do szkoły. Mamy opowiedzieć coś o swojej rodzinie - kłamałam w żywe oczy. Ale dlaczego ona nie może mi nic powiedzieć? To w końcu moja rodzina nie?
- Niestety nie mogę ci tego powiedzieć. Idź już lepiej.
- A mogę chociaż wiedzieć dlaczego?
- Czasami prawda jest gorsza niż kłamstwo - z tymi słowami weszła do jak mniemam gabinetu.
Trudno tu się niczego nie dowiem. Chociaż zachowanie bibliotekarki zachęciło mnie jeszcze bardziej do śledztwa. Jaką prawdę muszę odkryć? I co ważniejsze czy warto? Z tymi myślami udałam się na szkolny parking w poszukiwaniu samochodu Jerrego.
Hejo, wiem rozdział miał być w czwartek, ale byłam strasznie zajęta wiecie szkoła i nadchodzące urodziny. Więc tak, kolejny rozdział albo jutro, albo w środę nie wiem jak tam z czasem.
![](https://img.wattpad.com/cover/33665199-288-k498759.jpg)
YOU ARE READING
Taniec moim życiem
Teen FictionSiedemnastoletnia Cheelsy uwielbia taniec. Niestety kiedy wraca do domu po przesłuchaniu dowiaduje się, że jej ojciec zmarł. Teraz dziewczyna jest zmuszona przeprowadzić się do dziadków, których nie zna. Czy Cheelsy poradzi sobie w nowej szkole? Czy...