Rozdział 26

243 26 0
                                    

Po udanym wieczorze z Kayem pojechaliśmy do domu. Nie wiem jak dziadkom wytłumaczę jego obecność tutaj, ale nie zamierzałam się tym teraz martwić.

Kiedy odkluczyłam drzwi i zajrzałam do środka dom nagle wydał mi się straszny. Panowała tu głucha cisza. Nic dziwnego przecież jest po północy. Bez zapalania światła złapałam Kaya za rękę i zaprowadziłam do mojego pokoju.

Kiedy przekroczyliśmy próg pomieszczenia i w końcu zapaliłam światło zobaczyłam na twarzy Kay'a dziwny uśmieszek. 

- Co się tak rozochociłeś, co? - zapytałam. 

- Nic, nic. Po prostu spodziewałem się jakiegoś powitania, czy może lepiej brzmi kazania. 

- Ha, ha, ha. Bardzo śmieszne. Wiesz z natury jestem grzeczną dziewczynką więc nie muszą mnie pilnować.

Choć i tak to robią. Ehh... Znowu napadły mnie wątpliwości na temat tego czy jestem tu bezpieczna czy może jednak nie. Odepchnęłam od siebie te myśli i skupiłam się na Kayu gniotącym moją nieskazitelną pościel. 

- Ty, a co ty robisz?

- Leżę.

- Właśnie widzę, ale dlaczego na moim łóżku? 

- A bo było najbliżej... - zaczął coś bełkotać pod nosem. Wiedziałam, że to nie jest dobry pomysł zostawiać go z Camem i Laimem sam na sam. Pokręciłam głową i poszłam się umyć. 

Kiedy zimna woda masowała moje zmęczone mięśnie zaczęłam się zastanawiać nad tym czy powiedzieć Kayowi o wydarzeniach minionych dni czy może lepiej zataić te informacje. Z jednej strony chciałam być z nim szczera, a z drugiej nie chciałam go martwić. Jednak istniej duże prawdopodobieństwo, że Kay będzie w stanie mi coś poradzić. I przede wszystkim przemawiał do mnie fakt, że prędzej czy później i tak by się dowiedział, a wtedy nie byłoby za wesoło.  

Wyszłam z łazienki z ręcznikiem na głowie i z myślą, że powiem o wszystkim Kayowi. Jednak zastałam tam małą niespodziankę. Kay słodko chrapał na moim łóżku. Nie miałam serca go budzić. Więc tylko zdjęłam mu buty i przykryłam kocem. Wyglądał naprawdę słodko. Przypomniały mi się wieczory kiedy razem zasypialiśmy na niewygodnej kanapie. Rano albo budziłam się sama we własnym łóżku, albo razem z nim na kanapie. Byliśmy wtedy cali poobijani, ale co z tego?. Złapałam się na tym, że przyglądam mu się z czułością. Przez ten tydzień naprawdę mi go brakowało. Nic nie jest w stanie zastąpić zrzędliwego głosu Kaya, kiedy ma posłodzoną kawę lub kiedy narzeka na nieprzyjazne anomalie pogodowe.

Nagle ktoś zapukał do drzwi. Uniosłam zdziwiona brew i poszłam otworzyć. Zamiast twarzy gościa ujrzałam aparat. Błysną flesz i moja zdziwiona twarz została zapisana na pamięci aparatu. 

- Cześć - odezwał się Jeremy. 

- Hej - przestąpiłam z nogi na nogę niepewna co zrobić. - Myślałam, że wszyscy śpią.

- Myślałem, że dawno jesteś w domu - odgryzł mi się. 

- Co chcesz?

- Pogadać. 

- Teraz? - też sobie wymyślił porę na gadanie jest przed drugą. 

- Tak, teraz. 

- Tylko wiesz... - nie byłam pewna co powiedzieć. Przecież nie mogłam go wpuścić do pokoju, w którym spał Kay.

- Chelsea, wszystko w porządku? - zawołał Kay. No to mam przerąbane.

Jeremy w ułamku sekundy połączył fakty tylko. Wziął mnie za ramiona, przesunął w bok i zdenerwowanym krokiem wszedł do pokoju. Kiedy zobaczył Kaya siedzącego na moim łóżku odwrócił się do mnie i pierwszy raz od kiedy się poznaliśmy w jego oczach dostrzegłam furię. 

- Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?! - nakrzyczał na mnie.

- Jaaa - jąkałam się. On na mnie nawrzeszczał. Brakowało tego żeby poszedł i mną potrząsną co i tak zrobił. 

- Mów! - bałam się go, cholernie się go bałam. Na szczęście do akcji wkroczył Kay i odciągną Jerrego.

- Jak śmiesz na nią krzyczeć? Pytam się. JAK? - szarpał go za ramiona Kay. Jerry całkowicie zdziwiony jego reakcją przez chwilę stał w bezruchu, jednak po chwili oprzytomniał i uniósł swą pięść, która trafiła w twarz Kaya. Ten nie był mu dłużny. Przywalił Jeremiemu w nos i kopnął go w krocze. 

W tym momencie stwierdziłam, że czas na interwencje. Podbiegłam do awanturników i próbowałam ich rozdzielić. Nic z tego. Postanowiłam działać szybko i zastosować efekt zaskoczenia. Pobiegłam do głośników w moim pokoju, włączyłam muzykę i zaczęłam tańczyć. Nie byłam pewna czy to zadziała, ale na pewno na chwilę oprzytomnieją. Tak jak myślałam Kay i Jeremy przestali się naparzać i spoglądali na mnie ze zdziwieniem. 

- Przeszło wam? - zapytałam wyłączając muzykę. Nie czekając na odpowiedź zaczęłam wydawać im polecenia. Teraz to ja byłam zła i to do granic możliwości. - Kay. Idź się ogarnij do łazienki. Nie patrz tak na mnie, już - spojrzałam z zawodem na Jerrego. - Wyjdź. Po prostu wyjdź. 

Co dziwne posłuchał mnie bez żadnego sprzeciwu. Wykończona położyłam się do łóżka zostawiając trochę miejsca dla Kaya. Nie przeszkadzało nam to że śpimy na jednym posłaniu. Przez tyle lat nauczyliśmy się spać razem bez skrępowania. 

Po dłuższym czasie materac za mną ugiął się pod ciężarem Kaya. 

- Jesteś zła? - zapytał niepewnie.

- Jak mam być zła na ciebie skoro tylko mnie broniłeś? - odwróciłam się do niego.

- A jesteś zła na niego?

- Na NIEGO jestem wściekła. Zobacz tylko jak wyglądasz - nie przesadzałam. Miał rozciętą wargę i z nosa leciała mu krew. - Nie potrafisz się opatrzyć? Serio, potrzebujesz pielęgniarki? 

Wstałam i poszłam do łazienki po apteczkę. 

- Myślisz, że ja nie mam co robić tylko o drugiej w nocy ścierać krew z twojego policzka?

Roześmiał się, ale nic nie powiedział. Kiedy skończyłam, odniosłam apteczkę i bez słowa położyłam się na swojej połowie łóżka.

- Co ja bym bez ciebie zrobił? - zapytał  Kay.

- Myślę, że upadłbyś na samo dno, a potem umarł w męczarniach. 

- Masz racje. 

- Zawsze ją mam. 


Hej, hej, hej. Wracam do żywych. Wiem zawaliłam na całej lini, ale najnormalniej w świecie zrobiłam sobie wolne. Tak naprawdę na moją nieobecność tutaj wpłyneło wiele czynników, ale jeden z najważniejszych to ten, przy którym moja wena sobie odleciała i nie chciała wrócić. Na szczęście przywiązałam ją do siebie na sznurku i mam nadzieję, że tak szybko mi nie ucieknie. Kolejny rozdział powinien się pojawić jutro, oczywiście jeśli ktoś znowu nie przeszkodzi mi w pisaniu i nie będzie siedział na głowie jęcząc, że się nudzi. :)

Taniec moim życiemWhere stories live. Discover now