Prolog

960 44 1
                                    

Stoję tam. Jestem. Oddycham. Lecz myślami wybiegam do innego świata. Słyszę swoje nazwisko. Wychodze na scenę, rozglądam się i... i nic. Nie widzę osoby, która powinna tu być i mi kibicować. Jestem tylko ja i muzyka. Zaczynam tańczyć. Wyćwiczony układ powtarzany setki raz potrafię zatańczyć z zamkniętymi oczami. Tak też robię. Kiedy kończę, słyszę oklaski ze strony sędziów. Otwieram oczy, mając nadzieję zobaczyć go tam, ale kolejny raz się zawiodłam. Stoję i tępo wpatruje się w zachwycone miny Jury.

- Jest pani fenomenalna, pani Jonson - odezwał się gruby typek w czarnej koszuli.

- Dziękuję - odpowiadam.

- Jeszcze nic nie jest pewne, ale myślę, że mogę nieoficjalnie powiedzieć: Witamy w Studiu - powiedziała niebieskooka blondynka.

Wydałam z siebie niekontrolowany pisk. Udało mi się! Po miesiąca przygotowań dostałam się do najlepszego liceum w mieście. Marzyłam o nim, odkąd pamiętam. Tata będzie dumny. Właśnie tata. Gdzie on się podziewa. Powinien tu być i mi gratulować. Obiecał, że tym razem będzie inaczej, że tym razem przyjedzie. Pewnie jak zwykle został dłużej w pracy. Cała moja radość wyparowała w jednej chwili. Byłam wściekła na niego, że mnie zostawił w najważniejszy dzień życia.

Zeszłam ze sceny, przebrałam się i wyszłam z sali. Złapałam taksówkę do centrum i pojechałam do domu. Przed kamienicą zastałam policję. Ten widok nie zdziwił mnie zbytnio. Pewnie pani Agens znowu wyrzuciła w powietrze pół mieszkania. Nasza kochana sąsiadka jest chemikiem no może trochę niedoszłym chemikiem. Często jej się zdarza coś po prostu unicestwić. Otworzyłam drzwi i weszłam na klatkę. Wspięłam się na odpowiednie piętro i już miałam wyciągnąć klucze z torebki, kiedy zaczepił mnie policjant.

- Pani Jonson? - Odezwał się zachrypniętym głosem.

- We własnej osobie. W czym mogę pomóc? - zapytałam z uśmiechem.

- Może wejdziemy? - wskazał gestem na drzwi od naszego mieszkania.

- A o co chodzi?

- Cóż no... - jąkał się policjant - chodzi o pani ojca - w końcu wykrztusił.

Zaskoczył mnie tą odpowiedzią. Niemniej jednak wpuściłam go do mieszkania. Stał teraz i rozglądał się po beżowym holu. Jego uwagę zwrócił obraz namalowany przez mamę. Zwykła plaża a niej domek. Jeździliśmy tam co roku na wakacje. Wtedy wszystko było prostsze. No i mama z nami była. Czasem za nią tęsknie, ale kiedy przypominam sobie, co zrobiła tacie, sentymentalny nastrój mija. Nigdy nie zapomnę miny tata, kiedy nas zostawiła. Ojciec nigdy do końca się po tym nie pozbierał. Zmienił się. Kiedyś otwarty i radosny człowiek przeistoczył się w małomownego gbura. Oczywiście tylko dla innych. Dla mnie zawsze był tym samym człowiekiem.

- Może pani usiądzie? - z zamyśleń wyrwał mnie skrzeczący głos policjanta. Zignorowałam jego propozycję i zapytałam wprost:

- Co pana do mnie sprowadza?

- Jest mi bardzo przykro z tego powodu, ale pani ojciec nie żyje.

Zrobiło mi się słabo.

Taniec moim życiemWhere stories live. Discover now