Rozdział 1

10.8K 251 178
                                    

Jak każdego poranka obudziły mnie krzyki dobiegające z dołu. Powtarzało się to każdego ranka, ale niestety nie miałam na to żadnego wpływu. Z trudem zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Będąc już w środku, spojrzałam na swoje odbicie. Miałam dopiero siedemnaście lat, a widoczne zmęczenie już dodawało mi lat. Przymknęłam oczy i wzięłam uspokajający oddech. Jeszcze trochę, i to wszystko się skończy.

Czas doprowadzić się do porządku. Umyłam twarz i wyszczotkowałam zęby. Nałożyłam korektor pod oczy, aby zakryć skutki trudnej nocy. Rozczesałam sięgające do pasa włosy i pozwoliłam, aby kaskadami opadły mi na piersi. Ich czekoladowy odcień idealnie kontrastował z moją bladą cerą.

Ojciec wrócił pijany około północy i prawie do czwartej kłócił się z Alison. Na moje szczęście zapomnieli o mnie i nie postanowili wciągać mnie w ich sprawy. Tego jeszcze brakowało.

- Dasz sobie radę. – Powiedziałam do swojego odbicia w lustrze, patrząc w duże piwne oczy.

Po dziesięciu minutach wyszłam z łazienki i skierowałam się do szafy, aby wyjąć ubrania do szkoły. Padło na czarne rurki i luźną bluzę z nazwą zespołu Guns N'Roses. Na dworze było może z siedemnaście stopni. Jednak nie lubiłam pokazywać za dużo swojego ciała.

Spakowałam rzeczy do torby i ruszyłam w dół. Krzyki rodziców ucichły pół godziny temu. Weszłam cicho do kuchni, mając nadzieję, że się na nikogo nie natknę. Jednak już po przekroczeniu progu zrozumiałam, że się myliłam. Ojciec siedział przy stole, czytając gazetę i pijąc czarną kawę. Wypowiedziałam ciche powitanie i podeszłam w stronę lodówki, aby wyjąć sok. Czułam na sobie jego spojrzenie. Próbowałam zapanować na drżeniem rąk. Mimo starań nie do końca mi się to udało i kilka kropli pomarańczowego napoju skapnęło na jasny blat. Szybko chwyciłam ręcznik i zaczęłam ścierać plamy po soku.

- Na litość! – Usłyszałam za sobą podniesiony głos ojca. – Nie potrafisz nawet nalać porządnie napoju do szklanki. Do niczego się nie nadajesz.

- Przepraszam. – Wydusiłam z siebie w końcu. Moje ciało się spięło. Chciałam najszybciej jak się da stąd wyjść.

- Nieważne. – Powiedział znudzony. – Jesteś nieudacznicą.

Przymknęłam powieki. Kiedyś takie teksty sprawiały mi przykrość. Jednak jeśli słyszysz coś wiele razy, przestaje cię to ruszać. Tak właśnie było w moim przypadku.

- W sobotę Tom White organizuje bal charytatywny. Mam nadzieję, że będziesz potrafiła się zachować i nie przyniesiesz nam wstydu.

- Miałam odwiedzić ciocię Elizabeth w weekend. – Wypowiedziałam te słowa, zanim zdążyłam ugryźć się w język. Benjamin Wilson nie znosił słowa nie. Przywykł do tego, że ludzie robią to, na co ma ochotę. Nawet jego córka.

Poczułam jak jego wzrok wypala dziurę w moim ciele. Nie odwróciłam się. Bałam się tego, co zobaczę. Przerażał mnie. Wystarczyło popatrzeć w jego oczy, a czułam jak się kurczę sama w sobie. Nienawidziłam swojego ojca. Nienawidziłam go za to, co mi robił, a on nienawidził mnie.

- W. sobotę. Bal. Bez. Dyskusji. – Wycedził przez zaciśnięte zęby. Z trudem przełknęłam ślinę. Moje dłonie zaczęły się trząść jeszcze bardziej niż chwilę temu. Usłyszałam jak gwałtownie wstał, a krzesło z hukiem opadło na drewnianą podłogę. Zaczął powoli iść w moją stronę. Napawał się moim strachem. Był jak demom. Jak koszmar. Jak moja rzeczywistość.

- Mam nadzieję, że się rozumiemy? – Powiedział spokojnie. Jednak ja wiedziałam, jaka jest prawda. Za tą warstwą spokoju czaił się potwór, który czeka na uwolnienie. Spuściłam wzrok na moje stopy. Ścisnął mocno moje ramiona. Niemal jęk bólu wyrwał się z moich ust. Pokiwałam głową, na znak, że rozumiem, ale nadal mnie nie puścił. Dopiero dzwoniący telefon wyrwał go z transu, w jaki wpadł. Puścił mnie, a ja osunęłam się na podłogę. Drżącymi dłońmi roztarłam bolące miejsca. Zostaną siniaki. Wiedziałam, że to i tak mała kara za niesubordynację.

Beauty and the Beast Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz