Rozdział 1 - Powrót do Hogwartu

360 14 10
                                    

1.09.1975

- Wstajemy! - obudził Wendy całkiem spokojny jak na godzinę szóstą rano głos własnej matki. Zapowiadał się słoneczny pierwszy września, który zwiastował jedynie uśmiech na twarzy dziewczyny, która pomimo dobrze spędzonych letnich wakacji, nie mogła doczekać się upragnionego pierwszego poniedziałku miesiąca.

Wendy z pozycji leżącej w jednej chwili przerzuciła się na siedzącą i leniwie przecierając oczy poczuła nagłą falę ekscytacji, gdy uświadomiła sobie, że jeszcze dziś będzie zajadać gofry z syropem klonowym w towarzystwie innych gryfonów. Natychmiast zerwała się z łóżka i pomimo tego, że lekko zakołowało się w jej głowie, od razu przystąpiła do dokładnego pościelenia łóżka. Nie miała w końcu zamiaru zostawić tutaj wygniecionej pościeli aż do świąt. Po skończonej czynności w swoich włochatych i najwygodniejszych na świecie kapciach udała się na korytarz, aby zaraz po zejściu po drewnianych schodach znaleźć się w kuchnii, w której czuć było z conajmniej jednego mila zapach miodowej kaszki manny.

- Dzień dobry, mamo - przywitała się z rodzicielką dziewczyna, gdyż wcześniej szybko zniknęła jej z przed oczu. Zapewne musiała pilnować tego co miała w garnku, a były to same pyszności.

Matka Wendy była najmilszą wdową pod słońcem, pracującą w ministerstwie magii w Departamencie Transportu Magicznego. Jej kruczoczarne włosy ledwo sięgające do ramion, charakteryzowały się swoją niebywałą objętością i skrętem. Dzięki Bogu Wendy mogła również cieszyć się z ich posiadania. Pani Pereira była dosyć niska (znacznie niższa od swojej córki, która nieświadomie przygarnęła nieco centymetrów od swojego nadzwyczajnie wysokiego ojca) oraz szczupła. W tym momencie miała na sobie niebieski fartuszek który pasował do jej koloru oczu, gdyż oczy matki Wendy były nadzywczajnie błękitne.

- Cześć, jak się spało? - zapytała jednak po chwili wyciągnęła do córki swój nieco już pomarszczony policzek, tym samym domagając się buziaka na słodkie rozpoczęcie dnia. Wendy nie pokazując swojej niechęci podeszła do matki i lekko ucałowała jej policzek - Mów ile ci kłaść - powiedziała już bardziej ożywionym tonem tak jakby całus córki działał jak mocna kawa z co najmniej trzech łyżeczek.

- Okej, okej! Starczy! - rzekła stanowczo Wendy, gdy kobieta włożyła jej już siódmą dużą łyżkę kaszy.

- Musisz mieć siłę, żebyś nie padła w tym pociągu - powiedziała dokładając ósmą łyżkę i dając już swojej córce miskę ze śniadaniem - Jedziesz tam cały dzień!

- Mhmm... - mruknęła tylko Wendy, gdyż już czuła ten smak miodowy smak na podniebieniu.

Dziewczyna w trakcie przeżuwania swojego śniadania rozglądała się po kuchni i z czystych nudów doszukiwała się rzeczy, których być może jeszcze tutaj nie widziała, albo jakimś cudem mogła je przeoczyć. Zawodząc się, niestety nie odkryła nic ciekawego. To nie zmieniało faktu że ich kuchnia, która łączyła się z salonem nie wyglądała ładnie i przytulnie, gdyż właśnie tymi słowami Wendy opisywała miejsce, w którym jej mama spędzała wolny czas szydełkując przed telewizorem tym samym miejscu oglądając słabe komedie romantyczne, od których Wendy zawsze robiło się niedobrze. Całe pomieszczenie było w kolorach szarości i bieli natomiast kontrast stanowiły wzorzyste zasłony, na których widniało mnóstwo pawich piór, które matka Wendy przywiozła zza granicy. Te zasłony stanowiły pamiątkę po podróży poślubnej Państwa Pereira'ów. Kryły za sobą mnóstwo wspomnień oraz widok na niewielką wioskę, w której po ślubie Pan Jules zdecydował się wybudować dom.

W kuchnii połączonej z salonem znajdowały się dwa okna, na którym wisiały owe zasłony. Na parapetach natomiast znajdowało sporo kaktusów, gdyż ani Wendy ani Pani Pereira'y nie było zbyt często w domu, więc starając się zachować w domu jakąkolwiek roślinność, kaktusy były idealnym rozwiązaniem oraz zastępcą na wysuszone Orchidee. Pomiedzy dwoma kolczastymi roślinkami znajdowała się ramka z ruchomym zdjęciem, na którym znajdowała się Wendy wraz ze swoimi przyjaciółmi z Hogwartu. Roześmiana szatynka obejmuje jedną ręką ładnego chłopca w okrągłych okularach o rozczochranych brązowych loczkach, który uśmiecha się właśnie szeroko w stronę aparatu, natomiast lewa ręka dziewczyny spoczywa na ramieniu czarnowłosego, bardzo przystojnego chłopaka, którego lśniące włosy prawie opadają na jego szerokie ramiona. Jego malinowe usta uśmiechają się właśnie szarmancko, tak jakby miałyby zaraz uwieść aparat fotograficzny.

Niepamiętność o zapomnieniu • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz