Rozdział 24 - Serducho wpół

56 6 0
                                    

05.12.1975

Wendy starała się nie skupiać zbytnio nad tym co właśnie ją spotkało. Nie lubiła Adriana. Przecież był dla niej za nudny. Zbyt przystojny. Pachniał zbyt mocno. Nie miał charakteru. Nie czytał książek. Jego jedynym zainteresowaniem był Quidditch i Zielarstwo.
Jak się okazało, ona i Crozier to dwa inne światy.

I choć dla Remusa powinna być to wspaniała wiadomość, to odczuwał dziwne przeczucie, że to co się właśnie stało było pomyłką albo zwykłym żartem.

Czuł też, że liczyło się dla niego tylko to, że ten żart ją zranił.

Chwilę po tym kiedy Wielką Salę opanowały inne rozmowy i zwykle otulający gwar, teraz wśród Huncwotów panowała grobowa cisza. Każdy patrzył się w stronę dziewczyny, która już zdążyła ochłonąć. Chciała dokończyć jeść to co miała na talerzu, ale mimowolnie nie była już głodna.
Poraz pierwszy gofry przyprawiały ją o mdłości.

Każdy postanowił się nie odzywać. Każdy karcił się w myślach, w szczególności uwzględniając w to Jamesa i Syriusza.

Lunatyk zauważając tę nietypową, dosyć przytłaczającą ciszę domyślił się, że to co właśnie się stało nie mogło być zwykłym przypadkiem. Gdyby ta sytuacja wydarzyła się zupełnie zwyczajnie, każdy z nich, w szczególności dziewczyny, starałyby się podtrzymać ją na duchu.

Nie mogłyby jednak tego robić, mając faktyczny plan wydarzeń za uszami.

Gryfon zaczął przyglądać się każdej i każdemu z nich pokolei. Łapa przeglądał się w łyżce leżącej na stole. James grzebał widelcem w jajecznicy z boczkiem. Dorcas wciąż kończyła zaczęty szkic w zeszycie. Marlene i Mary niepewnie piły z pucharów sok pomarańczowy, tak jakby chciały się upewnić, że żaden kielich nie ma w sobie eliksiru miłości.

Lily odłożyła na bok Proroka Codziennego. Miała głęboką ochotę nawrzeszczeć na nich za to co się właśnie stało, jednak duży żal czuła również do siebie. Bo chociaż wcześniej była przekonana, że jej przyjaciół nie da się powstrzymać, tak teraz zdawało się to być czymś, co powinna zrobić. Mimo wszystkich fochów, jakie spotkałby ją na tej drodze.

Śniadanie ciągnęło się okropnie długo, jednak gdy dobiegło końca Wendy jako pierwsza wstała z siedzenia, aby rozproszyć nerwy spacerem po błoniach.

- Później do was przyjdę - rzuciła krótko, skręcając w stronę wyjścia na plac główny.

Od wczorajszego dnia zaspy śnieżne zdawały się tylko rosnąć ku górze. Śnieg wciąż spadał z nieba. Okropnie zimne powietrze uderzyło w Gryfonkę z całym impetem, tak aby mogła sobie uświadomić, że nie wzięła ze sobą płaszcza.

Zimy odór uderzył w jej nozdrza, pod podeszwą czarnych kozaków poczuła chrupiący śnieg. Objęła ramiona własnymi rękoma. Zimowy krajobraz Hogwartu był niezwykle piękny, a był to dopiero początek zmian klimatycznych.

Wendy obróciła się na pięcie, aby udać się do wieży Gryffindoru po coś do narzucenia na siebie.

🌕

Dosyć przejęci sytuacją Huncwoci razem z dziewczynami zajęli miejce tuż naprzeciw kominka na głównej kanapie w pomieszczeniu, o którą walka była jak prawdziwa bitwa.

Jedynie Lily siedziała na odosobnionym fotelu. Czego oni się spodziewali? Myślała. W ręku trzymała książkę, jednak myślami odbiegała od niej znacząco.

Wtedy do Pokoju wpadł Peter, który zdawał się łapać znaczne ilości powietrza, zupełnie tak, jakby się miało ono zaraz skończyć.

Uwaga wszystkich przekierowała się na niego, gdy ten zadyszany wydukał między branymi nagminnie oddechami:

Niepamiętność o zapomnieniu • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz