Rozdział 7 - Zupełny kretyn

123 8 0
                                    

15.10.1975

Głupi hałas, pomyślała Wendy. Chociaż można by jednak stwierdzić, że wcale nie taki głupi, gdyż właśnie jeden ze ścigających z drużyny Krukonów pochwycił kafla, przerzucając go przez bramkę oraz zdobywając tym samym plus jeden punkt dla Ravenclawnu.

Puchoni byli załamani.

Adrian na miotle chyba najbardziej.

Wszyscy wrzeszczeli, a komentujący uczeń czwartej klasy siedzący ku jemu nieszczęściu tuż obok Profesora Slughorna nadawał na bieżąco informacje prosto z zaciekącej rywalizacją rozgrywki. Pomimo tego, że wszystkie domy żyły w nieograniczonej zgodzie (cóż, oprócz Gryffindoru i Slytherinu), na boisku nawet najwięksi przyjaciele mogli pozrzucać siebie nawzajem z mioteł. Tak to już było.
Peter jednak wciąż nie rozumiał kim byli Pałkarze, i na co im potrzebne były wielkie kije, służące do odbijania tłuczka, rzecz jasna.

- Idioci! - krzyknęli naraz zrezygnowani James i Syriusz, który zachowując się jak zawodowi trenerzy Quidditcha, zawzięcie krytykowali wszelakie ruchy uczniów na boisku.

Tablica z punktami właśnie pokazywała sześć do ośmiu dla Krukonów, co bardzo zdruzgotało znajdujących się obok Ślizgonów uczniów domu Helgii. Wendy przegryzając kolejny kawałek mlecznej czekolady, którą systematycznie podkładał jej Remus, oglądała zawzięcie rozgrywkę, głównie wyszukując wzrokiem znanego jej bruneta, który latał na miotle wte i wewte poszukując złotego znicza. Dlatego też, niejaki Adrian Crozier padał ofiarą pouczających i zarazem zawodzących komentarzy Rogacza, który nie mógł przez ten cały zas usiedzieć na miejscu.

- A komu my kibicujemy? - zapytał, wzruszając ramionami Glizdogon.

- Zapytaj się Wendy.. - powiedział przekomarzająco Syriusz, który nie wiedział co ma ze sobą zrobić, gdyż patrzenie na mecz zdawało się być dla niego zbyt nużącą czynnością.

- Ohh, zamknij się - uciszyła go dziewczyna zdobywając przy tym spojrzenie Lunatyka, który również znudzony gapił się zazwyczaj w podłogę. Albo w książkę, którą trzymał na kolanach.

Prawdę mówiąc była to książka Wendy, którą brała ze sobą zawsze i wszędzie i która akurat teraz okazała się być przydatna, gdyż Remus, zamiast gapić się na ruszające się smugi mógł przenieść zmęczone tęczówki na francuskie opowieści.

Niespodziewanie rozległ się gwizdek pani Hooch, a tłum zawył niemiłosiernie głośno.

Adrian Crozier wspiął się na miotle do góry, trzymając w uniesionej ręce złoty znicz.

Tyle wystarczyło, żeby Huncowci mogli pożegnać się ze słuchem.

Black mógł sobie odciąć nawet swój psi ogon, za to że widział jak chłopak zamiast spoglądać na tłum, patrzy na szatynkę, która właśnie biła głośne brawo.

Czwartoklasista, który teraz w pozycji siedzącej ogłaszał wszystkim jednoznaczną wygraną Puchnów, trzymał swój magiczny mikrofon tak blisko ust, że nawet skrzaty domowe, siedzące jak zwykle w kuchni, mogły usłyszeć jego emocjonalną mowę.

Wszyscy już się zbierali do wyjścia, panował okropny gwar, który był dosyć typowy jeżeli chodzi o mecze Quidditcha. Wendy nieco kołowało się w głowie, ale ignorowała to stawiając krok za krokiem.

- Dobrze się czujesz? - usłyszała bezpośrednio w uchu cichy głos Remusa, który nieco ją wystraszył.

- To nic takiego - powiedziała, a brunet poczuł jak oblewają go niezamierzone przez Wendy wyrzuty sumienia.

Po długiej chwili wszyscy już znajdowali się na błoniach Hogwartu, oddychając innym, bardziej rześkim powietrzem. Październikowa pogoda prezentowała się przepięknie. Zielone liście zmieniły swój odcień na pomarańcz, żółć i czerwień, które ozdabiały też trawy i ścieżki Hogwartu. Ciepły wiatr wiał wszystkim w promienne twarze, natomiast na niebieskim niebie znajdowało się kilka chmurek, zza których wyjawiało się prażące słońce. W Hogwarcie każda pora roku wyglądała dosłownie rzecz ujmując, magicznie. Wendy jednak dla deszczowej, słonecznej oraz jakiejkolwiek jesieni, miała osobny pokój uwielbień w swoim sercu.

Niepamiętność o zapomnieniu • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz