Rozdział 14 - Nadzieja umiera ostatnia

63 6 0
                                    

10.11.1975

- Rabnął jak długi!

- To musiało boleć.

- Cholera, James, obudź się..

Takie właśnie zdania towarzyszyły każdemu z uczniów prowadzących dyskusje na temat ostatniego meczu Quidditcha, który zakończył się równe piętnaście minut temu.

Ku zdziwieniu wszystkich, Ślizgoni wygrali miażdżąc Gryfonów swoją unowocześnioną taktyką. Sytuację pogarszał fakt, że pogoda ów dnia, była zupełnie paskudna. Deszcz lał się z nieba strumieniami, a chmury przysłaniały każdy najmniejszy zakątek ciemnego nieba. Zmartwieni stanem szukającego ich uwielbionej drużyny Gryfonii otaczali wieńcem łóżko szpitalne, w którym znajdował się poobijany James Potter.

Znajdująca się z tyłu Lily pod przymusem Wendy, która stała obok niej w tłumie innych osób westchnęła cicho.

- Powinnam już iść - rzuciła prędko, gdy chciała wyrwać się spod ręki czarnowłosej.

- O nie! Zaraz przyjdzie tu Syriusz, sama z nim oszaleję - natychmiast odpowiedziała na przekór rudowłosej.

- A Remus? - jęknęła z niecierpliwością w głosie.

- Miał tu przyjść! - powiedziała Wendy roztargniona - Powinnam się wepchać na sam przód.. - stwierdziła, i gdy już miała to robić, z działania wyrwał ją głośny, znajomy głos.

- Jestem! Odsuńta się, to nie jest pobojowisko! - nagle przybiegł do nich Syriusz, który odzywając się tonem iście nauczycielskim przykuł znaczną uwagę uczniów, w tym Pani Pomfrey.

- Kiedyś wypomnę Panu te słowa - zjawiła się nagle, odpędzając wszystkich w okół - Nie jest dobrze - stwierdziła, gdy rzuciła okiem na nieprzytomnego chłopca - Ten jeden raz posłuchajcie się Blacka i idźcie stąd, póki stan Pottera jest jeszcze stabilny! - powiedziała bardzo donośnie, gdy w odpowiedzi usłyszała markotny chór westchnień zaciekawionych Gryfonów.

Zrobiło się drobne zamieszanie, w które chciała wtopić się zniechęcona wszystkim dookoła Lily. To nie uciekło oczom Wendy, która wciąż uproczywie trzymała ją za rękaw białego swetra.

Gdy już wszyscy odeszli, a w Skrzydle poza innymi chorymi, znajdowali się jedynie Syriusz, Wendy i Lily łącznie z martoną, ku nagłym zdziwieniu obojga przyjaciół zielonooka zbladła na widok jej adoratora.

- Na Merlina... - zakryła sobie usta ręką. W okolicy lewego oka widniał jeden pożądny siniak, a jego łuk brwiowy był rozcięty. Wylewały się z niego strużki ciemnej krwi, które pielęgniarka zaczęła uważnie opatrywać.

Łapa zauważywszy reakcję jej przyjaciółki puścił znaczące oczko do Wendy, która pomimo własnego zaskoczenia, skarciła go wzrokiem.

- To nie pierwszy taki wypadek w jego karierze - poklepał ją po ramieniu lekko w ramach marnego pocieszenia - I pewnie nie ostatni - dodał, gdy Gryfonka przewróciła oczami.

- Lepiej gadaj gdzie jest Remus - wtrąciła pół głosem Wendy.

- Twój Alvaro poszedł z Peterkiem do kuchni - uśmiechnął się nachylając się w jej stronę. Był od niej niewiele wyższy - Po czekoladę, rzecz jasna.

Evans wciąż z niepokojem w oczach przypatrywała się śpiącemu Jamesowi, którego rana nad brwią została szczelnie opatrzona. Chłopak był nieukrywalnie blady, jego ton skóry przypominał ten Remusa.

Lunatyk zaś, zdał się całkowicie wyzdrowieć, ku łasce Merlina. W czwartkowy wieczór pojawił się już  zdrów jak ryba w Pokoju Wspólnym Gryffindoru, gdzie został ciepło przywitany przez Huncwotów i nie tylko. Od tamtej pory czuł się już tylko lepiej, zaczął normalnie spędzać z nimi czas, w myślach odliczając dni do najbliższej pełni.

Niepamiętność o zapomnieniu • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz