Rozdział 9 - Misja tort

76 7 0
                                    

- Chciałbym kiedyś zajmować się zawodowo Quidditchem - rzekł Puchon, kiedy trwała powiedzy nim a Wendy, dosyć przyjemna wymiana zdań, na którą Adrian musiał poczekać cierpliwie niecałe dwa dni. Trwała słoneczna sobota, której aura zdawała się kpić z faktu, iż nadszedł listopad, czyli chyba najbardziej depresyjny miesiąc w roku. Gryfonka pomimo takich przesądzeń lubiła ten miesiąc. Był mieszanką chłodnej jesieni, której chłód otulał wszystkich dookoła, powodując dreszcze, proszące się o ciepły kubek herbaty i wczesnej zimy, której mróz przyprawiał wszystkich o szczypiące, czerwone od niskiej temperatury nosy. Wiedziała ona też, że niedługo nadchodzi zima, czyli pora roku, na którą czekanie niestety bardzo jej się dłużyło. Zupełnie tak, jakby rzeczy, które naprawdę kochała, były tak blisko, a jednak tak daleko od niej.

- Ambitnie - odparła krótko - Myślę, że byłbyś bardzo dobrym szukającym - powiedziała przymilnie, z przyzwyczajenia spowodowanym ciągłą obecnością Jamesa, który wszelkie gadki podnoszące na duchu, miał w naturze.

- Dzięki - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Zmarznięte ręce trzymał w kieszeniach puchowej, granatowej kurtki. Włosy miał nieco rozczochrane, jednak dzięki temu wyglądał on naprawdę atrakcyjnie. Na jego policzkach gościły rumieńce - A ty? - zapytał.

Wendy uniosła głowę ku słońcu, które wcale nie podnosiło chodnej temperatury. Poczuła zimno, a jej zamknięte powieki i tak wrażliwe na dzienne światło słońca, zadrżały nieco. Zastanowiła się nad tym przez krótką chwilę. Kim by chciała być? Louisa była uzdrowicielką.. Praktyki ma skończone, jednak czy to jest coś co mogła by robić i ona? Perspektywa leczenia rannych osób, nie wydawała jej się zupełnie straszna. Wendy nie była nigdy wrażliwa na widok krwi, czy wszelkich fizycznych urazów. Nie wiedziała jednak, czy taka praca na dłuższą metę, okazałaby się dla niej odpowiednia. A może bycie Aurorem to lepsza perspektywa przyszłości? Ta robota oznaczała ryzyko, którego fanem był raczej Syriusz, lecz bycie Aurorem nie łączyło się tylko z rzucaniem zaklęć obronnych. To była odpowiedzialność, której Wendy nie brakowało. Być może to jest właśnie praca dla niej? Przypomniało jej się właśnie, iż James, kiedyś wspominał o owym zawodzie, jednak gdy Łapa usłyszał jego wizję, wybuchł śmiechem, zupełnie ją rujnując.

- Prawdę mówiąc, jeszcze nie wiem - rzuciła - Myślę, że dowiem się w swoim czasie - dodała i uśmiechnęła się niepewnie, mając z tyłu głowy to, że jeszcze musi udać się w jedno miejsce zanim stanie się tam doszczętna katastrofa.

Spacerowali tak jeszcze przez chwilę, zmarznięci i w myślach spragnieni snu pod ciepłym kocem. Niektóre drzewa, zaczynały pozbywać się liści, tak jakby ich gałęzie, miały dosyć ich ciężaru, którego waga zapewne nie była niska.
Błonia i trawy na nich się znajdujące były już w większości nimi pokryte, zatem Wendy stawiała na nich stopy, sprawdzając, czy liście będą chrupać. To było ulubione zajęcie Petera, a Wendy podłapała ten jesienny nawyk właśnie od niego. Teraz, nie dziwiła mu się. Twierdziła, iż nie ma nic bardziej satysfakcjonującego, niż chrupnięcie zsuszonego liścia.

- Dzięki za dzisiaj - powiedział chłopak przeczesując swoje włosy zimną ręką i wpatrując się w jej niebieskie tęczówki, których kolor w tamtym świetle był naprawdę intensywny i wydawał się podświetlony, a Adrian, tak jakby zdawał się w nich już utopić.

- Tak, dzięki - odpowiedziała tym samym, po czym zupełnie niespodziewanie, została objęta przez Puchona.

Stanęła jak wryta. Po chwili, gdy zdawało jej się, że została spetryfikowana, oddała mu uścisk, który wmawiając sobie, iż był zupełnie przyjacielski, był dla niej jedynie chwilowym ukojeniem nieustającego na dworze chłodu, który był już nie do zniesienia.

Szczególnie dla Dorcas Meadows oraz stojącymi za nimi Lily Evans oraz Mary Mcdonnald, które z zupełnym zdziwieniem na twarzach nie mogły uwierzyć w to co widzą. Dorcas, na której twarzy widać było widać ostry grymas, jeszcze bardziej wcisnęła pożyczone od koleżanki z Ravenclawnu omnikulary, a gdy nacisnęła funkcję powtarzania obrazu, bardziej przykuła uwagę na wyraz twarzy bruneta, który był bardzo zadurzony w ramieniu szatynki. Na ten widok prychnęła i odsunęła omnikulary, od których pozostały jej zabawne odciski na twarzy.

Niepamiętność o zapomnieniu • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz