Rozdział 17 - Tamtej nocy

72 6 0
                                    

12.11.1975

Tamtej nocy Remus nie pozwolił sobie samemu zmrużyć oczu.

Gdy ujrzał jego przyjaciela jako psa w towarzystwie uśmiechniętej Wendy, poczuł się jak coś drgnęło mu w sercu, a cała wizja przyszłości została mimowolnie zrujnowana. Wiedział jedno, czarnowłosa z pewnością nie przyjęła tego źle. I chociaż mogło to go jedynie uspokajać, to jego myśli wciąż plątały mu figle, analizując wszystko po kolei, wymyślając absurdalne scenariusze.

Myślał o jednym, jeżeli Wendy dowie się o jego Likantropii, jego życie będzie jedynie przeplatać mu się przez zmarznięte palce, a nic już nie będzie takie samo.

Nie chodziło tu o prawdopodobieństwo tego, że Gryfonka o tym komuś powie, gdyż zdawał sobie sprawę z tego, że nie byłaby do tego zdolna. Chodziło o sam fakt, że dziewczyna mogła uznać go za zwyczajne dziwadło, potwora, mogła zacząć się go bać. Zwyczajnie zakończyć tę więzy, które oboje utworzyli na przestrzeni lat, na których opierały się wszelkie przyjacielskie cechy, oprócz jednej.

Szczerości.

Bo choć Wendy była w stanie zawalczyć o swoje, tak Remus nie był w stanie zwyczajnie wszystkiego jej wygarnąć.
Tamtej nocy ponownie się rozpłakał. A gdy się rozpłakał, zaczął się za to karcić.
Kiedy zaczął się karcić, pojawiła mu się w głowie myśl, jaki musi być z niego nieudacznik.

I tak w kółko.

Nic dziwnego zatem, że następnego dnia, chłopak wyglądał jak zwyczajny wrak czarodzieja.

Pod oczami miał fioletowe worki, jego orzechowe włosy nie trzymały się kupy, a czuł jak jego z pozoru sprawne mięśnie, były okorpnie wiotkie. Był jak w rozsypce, sam podświadomie dobijał się myślą o zbliżającej się pełni, której objawy czuł już ów dnia.

Poniedziałek uderzył w niego swoją depresyjną aurą, a sam widok jego przyjaciół, pocieszał jego oczy i sprawiał, że chciało mu się poddać zarazem.

- Dzień dobry! - wykrzyczał James, który właśnie wszedł z całym impetem przez przejście pod portretem - Lunatyczku, jak bardzo za tobą tęskniłem! - powiedział natychmiast, gdy jako pierwszego zobaczył chłopaka. Nim Remus się zorientował, ten prędko przytulił go, jakby nie widzieli się tuzin lat.

Gryfon święcie przekonany o tym, że wie on o sytuacji z Wendy, nie odpowiedział mu, tylko spuścił głowę, gdy ten zaczął mu bratersko mierzchwić jego włosy.

- Nie zapytasz się mnie gdzie jest Syriusz? - rzekł markotnie patrząc się na wyszczerzonego Rogacza, którego wszystkie kończyny znajdowały się w odpowiednich miejscach.

Była stosunkowo wczesna godzina, za jakiś czas miało rozpocząć się śniadanie. Po Pokoju Wspólnym Gryffindoru krzątało się już trochę młodszych uczniów, zdecydowanie rozbudzonych wrzaskiem Jamesa.

- Jesteeem! - w idealnym momencie ziewnął donośnie czarnowłosy chłopak, który z rana wyglądał jak czyste uosobienie piękna. Z końca pomieszczenia, można było dosłyszeć podekscytowane piski trzecioklasistek, które nerwowo zaczęły poprawiać kosmyki włosów.

Syriusz rzucił się przyjacielowi na szyję, a Remus poczuł się bardzo niezręcznie, szczególnie gdy przypomniał sobie w jaki sposób zastał go wczoraj z Wendy.

- Połamiesz... Mi... Kark... - wydyszał okularnik, klepiąc go przyjacielsko po plecach.

- Och, nie! Tylko nie to! - zawołał teatralnie, gdy oderwał się od niego z uśmiechem na twarzy.

Sekundę później, gdy obdarzył chwilowo spojrzeniem Remusa, westchnął, z powrotem spoglądając znacząco na Jamesa.

- Chyba musimy pogadać, co nie, Remus? - chłopak spojrzał na swój nieistniejący zegarek na lewej dłoni, uśmiechając się życzliwie, jednak w morderczy sposób - Lubię poranne ploteczki.

Niepamiętność o zapomnieniu • Remus LupinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz