ROZDZIAŁ 12.

3.1K 76 9
                                    

AALIJA

Poniedziałek godzina ósma rano jestem już w windzie. Jadę na trzydzieste piętro, tak jak codziennie od kilku dni. Dokładnie tydzień temu w poniedziałek rozpoczęłam pracę w LUIGI CORPORATION. Drugiego dnia poznałam mojego szefa. Ma około sześćdziesięciu lat. Ma siwe włosy i brodę. Ale mimo tego trzyma się całkiem nieźle.

Przedstawił mi moje obowiązki. Codziennie o dziewiątej, dwunastej i czternastej mam przynosić mu kawę, chyba, że będę na spotkaniu. Dostałam wgląd do jego kalendarza i moim zadaniem jest umawianie spotkań. Otrzymałam również swoją małą grupę klientów i moim zadaniem jest przedstawienie firmowej oferty.

Wreszcie winda zatrzymuje się na odpowiednim piętrze. Mimo, że wjeżdżam i zjeżdżam nią minimum dwa razy dziennie nie potrafię się przyzwyczaić, że tak długo jadę. 

Podchodzę do mojego biurka i już chcę zrobić to co codziennie, kiedy moją uwagę przykuwa wielki bukiet piwonii białych z różowymi obwódkami. Podchodzę powoli tak jakbym bała się bukietu i wdycham ich przepiękny zapach.

Wepchnięte między kwiaty dostrzegam bilecik. Otwieram ostrożnie zgiętą w pół karteczkę i oniemiam.

Schludnym ręcznym pismem napisane jest.


Nie ładnie tak uciekać po mile spędzonej nocy. 

Liczę w najbliższym czasie na spotkanie.

Twój Ivo R.

O boże święty.

Myślałam, że zdążył zapomnieć o mnie tak, jak ja myślałam, że ja to zrobiłam.

Szlag. 

Nie spodziewałam się tego. Naprawdę myślałam, że facet zapomniał o mnie. Wzdycham i odkładam karteczkę z powrotem na miejsce. Kwiaty po upewnieniu się, że mają wodę odstawiam  na boku.

Po kilkunastu minutach orientuję się, że nie zrobiłam jeszcze nic. Siedzę w jednym miejscu i rozmyślam nad tą sytuacją.

Niby jak kiedyś dojdzie do naszego ponownego spotkania mogę odmówić, jednak jest coś w tym facecie, że wiem jak trudno będzie mu odmówić.

 Z drugiej strony, skąd w ogóle ten facet wie, gdzie pracuję. Jasna cholera. A co jeśli to jakiś prześladowca i właśnie stałam się jego ofiarą i zostanę sprzedana do jakiegoś burdelu, albo moje organy pójdą na sprzedaż.

Ja pierdzielę. Głupia idiotka. Zachciało ci się pakować do łóżka nieznajomego.

- Ekh.. - moje przemyślenia przerywa czyjeś kaszlnięcie. Musiałam strasznie się zamyślić, bo nie słyszałam nawet tego charakterystycznego dźwięku towarzyszącego przyjeździe windy. Podnoszę głowę i momentalnie żałuję, że dzisiaj tutaj przyszłam, że wstałam i w ogóle przyjechałam do Włoch. Mogłam spokojnie siedzieć teraz w domu i zajadając się pysznymi lodami oglądać serial. A zamiast tego jestem tutaj i przeżywam koszmar. Moje oczy zderzają się z hipnotyzującymi oczami. I ich właścicielami jest nie zgadniecie kto. Ivo.

Chcę coś powiedzieć, ale jak na zawołanie odejmuje mi mowę.

- Bardzo cieszę się maleńka, że zaniemówiłaś na mój widok, jednak wolałbym usłyszeć Twój cudny głos.

- Co ty tutaj robisz? - w końcu wydukuję z siebie, jednak mój głos nie brzmi tak silnie, jak bym chciała. 

- Spodziewałem się lepszego powitania, słońce. A odpowiadając na Twoje pytanie to przyszedłem na spotkanie z Twoim szefem.

- Skąd wiedziałeś, gdzie pracuje i dlaczego wysłałeś mi kwiaty? - pytam i wstaje ze swojego miejsca, aby już po chwili stanąć przed nim. Zakładam rękę na rękę i staram się przybrać odważną pozę jednak bardzo przeszkadza mi moje ciało, które teraz postanowiło sobie przypomnieć uczucie, które towarzyszyło mi we wspólną noc. 

Ivo uśmiecha się kącikiem ust i przykłada dłonie do moich policzków. Delikatnym ruchem kciuka pociera mój policzek. Mam straszną ochotę po prostu wtulić się w jego dużą i szorstką dłoń.

- Skarbie. Mam swoje sposoby, aby zdobyć to, o czym marzę, a kwiaty przysłałem dla mojej i twojej przyjemności. - nachyla się w moją stronę i całuje policzek. Najpierw jeden, potem drugi. Dłużej zatrzymuje się na nosie i po chwili całkowicie się odsuwa. 

- Przepraszam bardzo. - zaczyna trzeci głos. Odwracam się gwałtownie w stronę drzwi prowadzących do biura mojego szefa. W przejściu stoi mój szef i jego mina nie wróży nic dobrego. Wzrok pana Luigi wędruje do mężczyzny stojącego obok mnie i nagle jego oczy wyrażają jedynie strach i respekt.

- Panie Ricci. - duka mój szef. - Nie spodziewałem się dzisiaj pana wizyty.

- Ty nie masz nie spodziewać się moich wizyt. Ty masz ich oczekiwać. Wróć do biura zaraz do ciebie dołączę.

Pan Luigi jak na zawołanie wykonuje rozkaz Ivo i wchodzi z powrotem do swojego biura.

Stoję jak oniemiała.

- Co to było? - mówię.

- Co, "co to było" skarbie? - pyta Ivo. Chwyta moją dłoń w swoją.

- Czemu niby mój szef ma oczekiwać twoich wizyt?

- Bo skarbie, jestem właścicielem tej firmy, co za tym idzie jestem jego szefem. - wyjaśnia.

Kiedy to mówię moje usta otwierają się z wrażenia. Ivo uśmiecha się.

- Muszę teraz iść maleńka na spotkanie, ale jak tylko wrócę to idziemy na kawę. Dobrze? - dopytuje, a ja jak jakiś robot przytakuje. 

- Miłej pracy w takim razie. - nachyla się i całuje mnie w otwarte kąciki ust. Muska jeszcze palcem mój policzek i odchodzi w stronę biura pana Luigiego.

A ja w dalszym ciągu stoję w jednej pozycji i zastanawiam się, co do cholery tutaj się wydarzyło.

ONE NIGHT CHANGES EVERYTHING -  #1 RODZINA RICCI (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz